Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrójne szczęście! Pierwsze od lat zielonogórskie trojaczki

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
- Maluszki są zdrowe, pięknie się rozwijają i ładnie przybierają na wadze. Poziom hałasu w naszym mieszkaniu jest ciągle taki sam. Nie zmienia się, bo najpierw krzyczy Weronika, potem Michalina i na końcu Wojtuś - śmieją się Jolanta i Tomasz Skierscy.
- Maluszki są zdrowe, pięknie się rozwijają i ładnie przybierają na wadze. Poziom hałasu w naszym mieszkaniu jest ciągle taki sam. Nie zmienia się, bo najpierw krzyczy Weronika, potem Michalina i na końcu Wojtuś - śmieją się Jolanta i Tomasz Skierscy. Paweł Janczaruk
27 października 2011. O 14.27 i 14.28 rodzą się Michalina, Weronika i Wojtuś. Pierwsze od 30 lat zielonogórskie trojaczki! - Znajomi najbardziej dziwią się, że jesteśmy... wyspani - śmieją się rodzice Jolanta i Tomasz Skierscy.

- O tym, że jesteśmy rodzicami pierwszych od 30 lat trojaczków zameldowanych w naszym mieście, dowiedzieliśmy się od wiceprezydent Wiolety Haręźlak - mówią Skierscy. To ich pierwsze dzieci.
- I dobrze. Przynajmniej nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Bo jeden nowy maluch w rodzinie to jest "masakra". My mamy ją razy trzy - żartuje tata. - Informacja o ciąży mnogiej była dla nas kompletnym zaskoczeniem. Tym bardziej, że najpierw lekarz powiedział, że będziemy mieli bliźnięta.
- Nawet się ucieszyliśmy. Zawsze chcieliśmy mieć parkę, a tu udało się za jednym razem - wspomina mama.

Ale podczas kolejnych odwiedzin ginekolog zobaczył nie jedno serduszko, nie dwa, ale trzy!
- Nogi ugięły się pode mną z wrażenia - przyznaje tata.
- Pode mną nie, bo leżałam... - dodaje mama. - Ale był to szok. Dodatkowo lekarz mówił, że czekamy na trzech chłopców. Wiedziałam, że przy takiej gromadce kolejnych dzieci mieć już nie będziemy, a tak marzyłam o dziewczynce. Na szczęście, potem okazało się, że będą "księżniczki". I to aż dwie!
- To był koniec niespodzianek. Choć czekaliśmy z duszą na ramieniu, czy jakieś kolejne serduszko nam się nie ukaże - uśmiecha się tata. - Wtedy kompletnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, z czym może łączyć się ciąża wieloraka. Jakie niesie poważne zagrożenia zdrowotne dla płodów. Bo im więcej dzieci w brzuszku, tym większe niebezpieczeństwo uszkodzeń z powodu przedwczesnego porodu. Nie wiedzieliśmy też, że o ile "zwykła" ciąża trwa średnio 40 tygodni, o tyle w przypadku trojaczków około 32.
Ciąża Skierskich trwała aż 35 tygodni.

Prezydent pochwalił bujaczki

- Długo czułam się dobrze. Nawet na wakacje pojechałam - opowiada mama. - Ale potem zaczęły się problemy. Ostatnie 10 tygodni leżałam przykuta do łóżka. Mąż wychodził do pracy, zostawiał mi przy kanapie termos i jedzenie. Dzięki temu musiałam wstawać jedynie do toalety. Walczyliśmy o każdy dzień, bo dosłownie każdy liczył się dla zdrowia naszych dzieci. Cieszyłam się, że mam już 110 centymetrów w pasie!
Potem lekarze zadecydowali, że do porodu (przez cesarkę) mama będzie leżała w klinice w Poznaniu. - Mąż zawiózł mnie tam rano i wrócił do Zielonej Góry, do pracy. Uczy informatyki i techniki w podstawówce. Ledwo zaczął prowadzić pierwszą lekcję, dzwoniłam, że ma wracać. Bo to już. Ale zanim dojechał, nasze maluchy były już na świecie - wspomina mama. - Jak zareagowałam, gdy je ujrzałam? Przy każdym dziecku mówiłam to samo: Jakie malutkie i ile ma włosów!

Michalina, Weronika i Wojtuś urodziły się 27 października o 14.27 i 14.28. W poznańskiej klinice nie były sensacją, bo to lecznica specjalistyczna i rozwiązanie ciąż mnogich zdarza się kilka razy w miesiącu. Ale w urzędzie w Zielonej Górze zawrzało!
- To dyrektorka mojej szkoły zainteresowała magistrat naszymi dziećmi. I wtedy okazało się, że są pierwszymi od 30 lat zielonogórskimi trojaczkami! - mówi tata. Wiceprezydent Wioleta Haręźlak szybciutko zaprosiła go do urzędu. Tam usłyszał, że władze zafundują Michalinie, Weronice i Wojtusiowi wyprawkę, m.in. łóżeczko, pościel, wózki (normalny i podwójny, bo potrójny Skierscy uznali za niepraktyczny), maty edukacyjne. I bujaczki.
- Jak zobaczył je prezydent Janusz Kubicki, który przyjechał do nas do domu z listem gratulacyjnym, to pochwalił, że dobrze wybraliśmy. Bo jego dziecko też miało taki bujaczek - zdradza mama. - Chcemy bardzo podziękować władzom miasta za tak ogromną pomoc. Byliśmy bardzo zaskoczeni, nie spodziewaliśmy się tak wielu podarunków.
Miasto dało też 20 paczek pieluch jednorazowych. Bardzo się przydały, bo trojaczki zużywają ze 40 pampersów dziennie. Dwa dni i po paczce.

To znajomi są w szoku

Maluszki są zdrowe, pięknie się rozwijają i ładnie przybierają. Po urodzeniu ważyły: 1.730 g Wojtuś, 1.770 Michalina i 1.800 Weronika. Obecnie około 4 kg.
- Zuch dzieciaczki. Najbardziej drżeliśmy, żeby były zdrowe. Tylko o tym myślałem, gdy jechałem z Zielonej Góry do Poznania na poród - wyznaje tata. - W klinice od razu chciałem dzieci zobaczyć. Bałem się o nie bardzo. Ale gdy pielęgniarka sprawdziła, że nie ma ich w sali intensywnej terapii, odetchnąłem. Znaleźliśmy je na oddziale opieki pośredniej, nawet nie leżały w inkubatorze.
Mimo wszystko maluszki potrzebowały się wzmocnić, dlatego rodzice wrócili do domu bez dzieci. Co drugi dzień odwiedzali je w Poznaniu. Potem trojaczki przyjechały karetką do szpitala w Zielonej Górze. 14 listopada trafiły do własnych łóżeczek, a właściwie do łóżeczka. Bo do połowy grudnia leżały w jednym.

- Ale zaczęły okładać się piąstkami, kopać w szczebelki i trzeba było rozdzielić towarzystwo - śmieją się rodzice. Szybko oswoili się z myślą, że mają trojaczki. W większym szoku ciągle pozostają znajomi. - Najczęściej słyszymy od nich: Podziwiamy Was - mówi tata. - Wielu dziwi się też, że taki wyspany jestem.
- I że ja nie chodzę po domu w szlafroku - dodaje mama, która ma nie tylko czas, żeby się ubrać i podmalować, ale i uczyć. Robi studia doktoranckie i choć wzięła urlop, zdecydowała się zaliczać kolejne przedmioty, więc niedługo czeka ją sesja.
Z babskich spraw z zazdrością można odnotować, że już z sali porodowej mama wyjechała o 15 kg lżejsza. Ostatni nadprogramowy ciążowy kilogram zrzuciła w tydzień! I kwitnie. - Przyjęliśmy zasadę: śpimy, gdy dzieci śpią. Może dlatego tak dobrze wyglądamy - zastanawia się tata.

Trzeba będzie zmienić auto

Co jest najtrudniejsze, gdy ma się trojaczki? Karmienie. Bo trzeba "lecieć" na trzy butelki jednocześnie. Na szczęście, są pomocni dziadkowie. - Żartujemy, że już przy pierwszych wnuczętach zdobyli tytuł Superbabci i Superdziadka - mówią Skierscy.
Maluchy uwielbiają jeść. W nocy bez posiłku wytrzymują góra 180 minut. - Dlatego noce dzielą się na kawałki, z których każdy ma trzy godziny i trzy buźki - zdradzają rodzice. Na razie nie myślą, jak będzie wyglądało ich życie, gdy Michalina, Weronika i Wojtuś podrosną.
- Choć zastanawiam się, czy nie będzie trzeba zmienić samochodu na większy - stwierdza tata. - Mieszczą się w nim dwa foteliki z tyłu i jeden z przodu, ale bagażnik może być wkrótce za mały. Bo pakując trojaczki na krótki wypad do miasta, zbiera się tyle bagażu, co na wycieczkę.

- Gdy pierwszy raz jechaliśmy z nimi na wizytę do lekarza, omal się nie spóźniliśmy. Nie wiedzieliśmy, że tyle trwa szykowanie niezbędnych rzeczy. Ciągle przypominaliśmy sobie o nowych - opowiada mama. - Dobrze, że dzieci wykazały dużą cierpliwość wobec zapominalstwa rodziców. Dzielnie przetrwały pierwszy wyjazd. Pierwszy spacer też...
- Poziom hałasu w naszym mieszkaniu jest ciągle taki sam. Nie zmienia się, bo najpierw krzyczy Weronika, potem Michalina i na końcu Wojtuś - śmieje się tata. - Sąsiedzi ze skargami jeszcze nie dzwonią, więc chyba nie jest tak źle żyć z tyloma niemowlakami za ścianą. Ale jakby ktoś nie wiedział, że mamy trojaczki, mógłby pomyśleć, że urodził nam się maluszek z wyjątkowo mocnymi płucami!

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska