Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiew Tsunami, czyli polscy żołnierze w Iraku (część XVI)

opr. (th)
Kierowcy wojskowych pojazdów na każdym kroku musieli być czujni.
Kierowcy wojskowych pojazdów na każdym kroku musieli być czujni. fot. 17 WBZ
Książki "Al. Kut. Ostatnia zmiana" nie kupicie nigdzie. Wydano ją w zaledwie 500 egzemplarzach. Możecie przeczytać ją na naszej stronie internetowej. Dziś kolejny odcinek, w którym kontynuacja opisów operacji bojowych przeprowadzanych przez polskich żołnierzy w Iraku.

BGB działała na terenie Iraku stykając się z kulturą, religią i całą specyfiką. Obszar w jakim przyszło działać BGB, jego różnorodność i sytuacja panująca w Iraku były głównymi determinantami, jakie określił zadania i działania operacyjne w rejonie odpowiedzialności.

Teren prowincji Wasit pocięty rzekami i kanałami z dwoma ogromnymi rozlewiskami oraz górami na wschodzie prowincji, zmuszał żołnierzy do przyjęcia takich sposobów działań, o których próżno szukać wiadomości w instrukcjach i podręcznikach taktyki.
Dodatkowym elementem, bardzo delikatnym pod względem politycznym, była bliskość granicy iracko-irańskiej, narzucająca na prowadzone działania wiele ograniczeń.

Droga do nieba

Żołnierze naładowani książkową wiedzą i wzorami ćwiczeń realizowanych w Polsce zderzyli się z konkretnym zadaniem. Rozpoczęli planowanie działań do pierwszej operacji pod kryptonimem "Bridge to Heaven" (z ang. "Droga do Nieba"). I tutaj pojawiło się pierwsze zaskoczenie. Większość danych i sposobów działania trzeba było zweryfikować. Współdziałanie na gruncie operacyjnym z irackimi siłami bezpieczeństwa wymagało wiele cierpliwości, szybkości planowania oraz elastyczności. Synchronizacja wszystkich składowych wymagała lawirowania na styku kultur i obyczajów, naginania się do ograniczeń sprzętowych i możliwości jego użycia. Okazało się, że Irakijczycy, w myśl zasady, że "szczęśliwi czasu nie liczą", często się spóźniali. Nie uznawali tego jednak za nic złego. Łączność okazała się niekompatybilna, śmigłowce mogły latać tylko do określonej godziny, przestrzeń powietrzną trzeba było dzielić między rumuńskiego UAV, a parę Mi-24…

Na tym etapie szczególnie dało się odczuć, że przygotowania, które BGB poczyniła w kraju, były niezbędne i przyniosły wymierny efekt. Przed misją 17WBZ wpadła na pomysł, aby trening sztabowy oprzeć na danych z Iraku. Zapoznali się z obszarem, siłami oraz z ich rozkładem. Dane uaktualniali co tydzień, a działanie planowane było na podstawie oryginalnego zarządzenia przygotowawczego, tzw. Frago. Pracowali na dokumentach anglojęzycznych, stosowanych w armii amerykańskiej. Wszystko to zdecydowanie podniosło poziom międzyrzeckiego kontyngentu.

Wracając do operacji pod kryptonimem "Bridge to Heaven", potwierdziła się zasada, że uczenie się jest procesem ciągłym, a szablony są dobre do rysunku technicznego. Podczas trwania operacji, na monitorach w centrum kierowania pojawił się obraz z UAV, na którym kilku ludzi rozstawia podłużne przedmioty na dachu jednego z budynków. Dowódca nakazał przekazać te informacje do wojsk operujących w terenie i do śmigłowców.
Niestety pojawił się problem. Ustalenie położenia w systemie UTM przy skalach map, jakie posiadali, nie dawało zbyt wiele. Jedynym wyjściem było przygotowanie, we własnym zakresie planów rejonu działania z siatką współrzędnych. Od tej pory do każdego działania w rejonach zurbanizowanych przed akcją przygotowywano takie plany.
Materiały kartograficzne były jednym z głównych problemów, jakie napotkali misjonarze podczas przygotowania i prowadzenia działań. Już w pierwszym tygodniu powstał plan miasta Al-Kut, wydrukowany z materiałów pozyskanych ze strony internetowej googleearth. Nakładając zdjęcie z internetu i z UAV uzyskiwali wierny i aktualny obraz terenu działania.

Mogli liczyć na F-16

"Bridge to Heaven", "Black Eagle Watch", "Secret Window" czy "Sin City" to operacje z dwóch pierwszych miesięcy działań, które na długo zostaną w pamięci żołnierzy BGB. Ich zaplanowanie dało im więcej niż pół roku szkolenia.
Nauczyli się przez te dwa miesiące bardzo wiele. Później pozwoliło im to wejść na wyższy poziom wtajemniczenia operacyjnego. Zwiększył się rozmach i kreatywność prowadzonych operacji na takie, w których pociski świstały w powietrzu, na drogach czekały improwizowane ładunki wybuchowe IED i w każdej chwili mogli ujrzeć wycelowane w swój pojazd granatnik RPG. Pojawiła się nowa jakość - wypracowany przez BGB system planowania, stanowiący mieszaninę procedur polskich i amerykańskich.

Czy ktoś słyszał w kraju np. o CONOPS-ie lub POSTOP-ie? Koncepcja operacji (CONOPS), plan synchronizacji, mapy, plany obiektów, rozkaz do działania (FRAGO) oraz podsumowanie pooperacyjne (POSTOP) stanowiły główne dokumenty, niezbędne do przeprowadzenia i podsumowania - zamknięcia operacji. Sposób działania również uległ zmianie. Do rozpoznania terenu i monitorowania działań służyły bezzałogowe latające środki rozpoznawcze UAV. Wsparcie z powietrza CAS zapewniały śmigłowce, szczególnie przydatne w terenie zurbanizowanym. A w wyjątkowych sytuacjach w grę wchodziły również samoloty F-16. To wszystko dało przedsmak tego, jak może wkrótce wyglądać działanie nie tylko w Iraku, ale w każdym innym miejscu, gdzie współcześnie prowadzone są działania militarne.

Nowa wiedza oraz sukcesywnie zdobywane doświadczenie przydały się podczas kolejnej operacji pod kryptonimem "Tsunami Blow" (z ang. "Powiew Tsunami"). "16 marca brygadowa grupa bojowa koordynowała i uczestniczyła siłami QRF w połączonej operacji irackiej armii i policji. Elementami wpierającymi był UAV kontyngentu rumuńskiego, QRF batalionu salwadorskiego oraz komponent lotniczy Camp Delta (1xMi24, 1xMi8). Celem operacji było zabezpieczenie i przeszukanie trzech obszarów, prowadzące do zwiększenia bezpieczeństwa w rejonie Al-Kut i bazy Delta. W wyniku operacji zatrzymano 8 osób mających powiązania z organizacjami terrorystycznymi, skonfiskowano pociski PG-9, kbk AK 47 - 23 sztuki, amunicję 7,62 mm oraz kilogram trotylu".

Suchy meldunek nie oddaje tego, ile wysiłku trzeba było włożyć w przygotowanie tej operacji. Praca sekcji wywiadu osobowego THT i sekcji rozpoznawczej S-2, związana z przygotowaniem listy targetingowej (najbardziej poszukiwanych i niebezpiecznych terrorystów działających w rejonie odpowiedzialności). Później rozpoznanie z użyciem UAV, analiza map i planów oraz dziesiątki innych problemów do rozwiązania.

Największymi problemami było terminowe wejście na trzy obiekty jednocześnie i zapewnienie bezpieczeństwa zespołowi, który miał wykonać zadanie w głębi obszaru uważanego za bardzo niebezpieczny i opanowany przez ugrupowanie terrorystyczne JAM. Istniało także niebezpieczeństwo ataku na zespoły bojowe powracające z akcji z zatrzymanymi przywódcami JAM.

Skalę problemu doskonale ilustrował plan synchronizacji działań do tej operacji, w którym drobną czcionką opisane były wszystkie kluczowe zagadnienia, a obejmował on trzy strony druku na formacie A3. Za wyjątkiem typowych zadań, które dotychczas wykonywali żołnierze BGB, doszły takie problemy, jak procedury zatrzymywania i przesłuchań, transport zatrzymanych i broni czy zasady przekazywania zatrzymanych dla elementów policyjnych ze składu sił koalicji.

Grzaliby jak do kaczek

Podejmowana aktywność bojowa pozwoliła na wzajemne poznanie i szkolenie z elementami Irackich Sił Bezpieczeństwa, szczególnie plutonami z 3. Brygady Irackiej Armii, które uczestniczyły z koalicjantami w wielu operacjach. Wspólne szkolenie zniwelowało wiele problemów, z którymi początkowo podwładni gen. bryg. Różańskiego mieli do czynienia. Nawiązały się też przyjazne relacje pomiędzy żołnierzami. Słynne przywitać się z dowódcą plutonu por. Dariuszem Milerem - jego najlepszym kumplem.
Wydarzenie może niezrozumiałe dla innych, ale w Iraku miało swoje inklinacje. Za coś takiego ten iracki oficer mógł zginąć, a jego ciało znaleziono by później pływające przy zaporze w Al-Kut.

Poziom wyszkolenia i zgrania, jaki osiągnęła BGB współdziałając z iracką armią i policją, pozwolił, by kolejne operacje, tj. Waypoint czy Crossroad, można było uznać za wykonane z łatwością. Zbytnia pewność siebie w planowaniu działania niesie jednak ryzyko utraty życia lub zdrowia, co gorsza nie swojego, ale żołnierzy biorących udział w działaniach bojowych. Czasami wszystko idzie, jak z płatka, pododdział wraca już po wykonaniu głównego zadania i zdarza się coś nieprzewidywalnego i niebezpiecznego.
Taki scenariusz miał miejsce, kiedy 1. Pluton, wracając z rutynowego patrolu, tuż przed bazą wjechał na improwizowany ładunek wybuchowy IED. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Pisząc o żołnierzach kompanii dowodzenia i zabezpieczenia oraz o tych najbardziej niebezpiecznych momentach w czasie naszej misji w Iraku, nie można nie przywołać udziału 3. plutonu BGB w operacji "Black Eagle". Podczas dwutygodniowego pobytu w Ad Diwaniyah realizowali oni zadania z zakresu osłony sił koalicji, wspierając działanie amerykańskiej jednostki inżynieryjnej w trakcie budowy posterunku ochronnoobronnego sił koalicyjnych mieszczącego się w północnej części miasta. W tym samym czasie pozostałe siły brygady koordynowały i uczestniczyły w operacji pod kryptonimem Sharp Cut w An Numanijah, mającej na celu zablokowanie dostaw broni i sprzętu do Ad Diwanijah, gdzie trwała rebelia.

Zdobyte doświadczenie owocowało. Pomimo wielu ataków improwizowanymi ładunkami wybuchowymi IED i bronią strzelecką, nikt nie został nawet draśnięty. Przydało się także w maju, kiedy ogromne wyzwanie czekał zarówno sztab, jak i żołnierzy z zespołów bojowych.

Powtarzające się ostrzały bazy Delta rozpoczęły proces zbierania informacji i danych o możliwych drogach przerzutu i przygotowania wyrzutni rakiet 107 mm. Dane te zbierane były i analizowane w sposób ciągły. Jednak kiedy w Bagdadzie rozpoczęła się wielka operacja czyszczenia przez siły koalicji, do Al-Kut zaczęli napływać członkowie organizacji antykoalicyjnych. Stwarzało to zagrożenie, że w mieście powstanie nowe zarzewie buntu. Współpraca S-2, THT, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Amerykanów z sił specjalnych i policji irackiej została uwieńczona sukcesem. Wskazano dwa miejsca, w których uderzenie pozwoliłoby odnieść duży sukces. Niestety były to dwie najniebezpieczniejsze dzielnice Al-Kut: Al Izza i Shuhada. Nieco wcześniej Amerykanie i iracki oddział specjalny stracili tam na minach-pułapkach kilka pojazdów. Te dzielnice były enklawami odgrodzonymi kanałami, rzeką Tygrys, a Shuhada dodatkowo jeziorem, będącym częścią ogromnych bagien na północ od Al-Kut. Decyzja jednak zapadła - działamy. Jeżeli zamknęlibyśmy się w bazie, jak to było w Ad Diwaniyah, to "grzaliby do nas jak do kaczek" i stracilibyśmy swobodę manewru.

To nie są pokazy

W fazie planowania operacji pojawiło się kilka determinantów sukcesu - musimy wejść z zaskoczenia, nie po drogach głównych, ale z kierunku, który będzie zaskoczeniem dla czujek w dzielnicy. Na tym etapie pojawiła się koncepcja desantu ze śmigłowców, na który zgodził się także Kelvin, dowódca sił specjalnych ODA. Koncepcja operacji powoli nabierała kształtu. Trwały także przygotowania praktyczne - rozpoznanie prowadzone przez UAV i loty rekonesansowe śmigłowców. Obok celu głównego, wysyłanie tych środków do miasta miało swoje drugi cel, zależało nam na przyzwyczajeniu mieszkańców dzielnic północnych do ich obecności, tak by podczas właściwej operacji nie budziły podejrzeń.

Ponadto żołnierze odbywali wspólne szkolenie pododdziałów brygady, plutonów irackich i Amerykanów z ODA, włącznie z desantowaniem ze śmigłowca. Sam plan wyklarował się, przybierając kryptonim "Lynx Claw" (z ang. "Rysi Pazur"). Jak zawsze żołnierze z pododdziału bojowego byli najważniejsi, ale operacja był sprawdzianem również dla sekcji i zespołów sztabu, ponieważ zakres rozpatrywanych zagadnień wykraczał daleko poza codzienność jednostek wojskowych.

Należało zaplanować i skoordynować zakres działań w tak wielu płaszczyznach, że pomieszczenia sekcji operacyjnej S-3 były od podłogi po sufit zastawione tablicami i wykresami. Wynikało to z ogromu przedsięwzięć i możliwości, które należało rozpatrzyć. Do dyspozycji były myśliwce F-16, śmigłowce Mi-24 i Mi-8, UAV i do tego moździerze QRF-u w gotowości do wsparcia działań zespołów uderzeniowych. W niebyt odszedł także obraz lądujących w centrum akcji śmigłowców, z których wypada desant, zasypując przeciwnika ogniem - ten obrazek zostawcie sobie na pokazy.

W rzeczywistości wygląda to tak, że lądowisko musi być oddalone o 300 metrów od zabudowań i w tym przypadku zespół uderzeniowy, który desantował się ze śmigłowców, musiał przebijać się 800 metrów ze strefy lądowania do celu ataku. Zmieniło to także plan, który sztab opracował, ponieważ trzeba było uwzględnić przepisy, jakie przekazali im piloci.

Ominęli mielizny

Kierowcy wojskowych pojazdów na każdym kroku musieli być czujni.
(fot. fot. 17 WBZ)

Inny problem to wydostanie się z dzielnicy z pojazdami zespołów uderzeniowych, które poszły na połączenie z desantem ze śmigłowców. Istniało realne niebezpieczeństwo ataku na pojazdy w wąskich uliczkach Shuhady. Jednak po kilku poprawkach powstał plan, który miał ominąć wszystkie mielizny na drodze do sukcesu. Operacja została przeprowadzona 31 maja i zakończyła się pełnym sukcesem, o czym świadczy poniższy meldunek.

"W dniu 31.05.2007 r. BGB zaplanowała, koordynowała i wspierała ISF (Irackie Siły Bezpieczeństwa) we współpracy z SF (siły specjalne US) podczas prowadzenia operacji C&S pk. Lynx Claw w dzielnicy Shuhada w Al-Kut. Celem operacji było zmniejszenie ataków na ISF i CF i pomoc w odzyskaniu przez lokalne władze kontroli nad dzielnicą. W wyniku operacji zatrzymano 13 osób, z czego 2 znajdowały się w grupie osób poszukiwanych przez THT, 5 w grupie osób poszukiwanych przez IP, natomiast 2 z zatrzymanych posiadały mundury IP i sfałszowane karty ID policji irackiej. Ponadto skonfiskowano: 9 AK47, 4 RPG, 2 PK, 1 karabin MOSIN, 1 pistolet TARIK, 1300 szt. amunicji 7,62mm (AK47), 350 szt. amunicji 7,62 mm (PK), 4 rakieta 107 mm z mechanizmem startowym".

Pomimo nieuchronnego zbliżania się końca misji BGB w prowincji Wasit, nie dane im było osiąść na laurach i rozpocząć pakowania zasobników. Kolejna informacja od irackich specjalsów (sił specjalnych) uruchomiła sprawną machinę, jaką stali się po pięciu miesiącach operowania. Okazało się, że w dzielnicy Al Izza przechowywane były rakiety 107 mm i ukrywali się członkowie JAM-u. Kevin po raz kolejny pomógł nam swoim doświadczeniem. Zaznaczał, że akcja w tej dzielnicy to jak włożenie kija w mrowisko.

Podczas planowania wszystko przebiegało podobnie jak podczas operacji w Shuhadzie, jednak sztabowcy musieli znaleźć sposób jak bezpiecznie wycofać się do głównego mostu. Zaproponowali dowódcy BGB schemat znany z działań, które często ćwiczyli na mapach, tzn. zastosowali linie fazowe, które pozwolą wycofać się jednocześnie z zagrożonych rejonów i wesprzeć się wzajemnie ogniem.

Pomysł okazał dobry i bardzo skuteczny. Chwilę po rozpoczęciu akcji z uliczek i domów zaczęli wybiegać Irakijczycy z karabinkami i granatnikami. Pojawili się także, jeżdżący parami na motocyklach, Irakijczycy uzbrojeni w granatnik RPG-7, a nazywani przez żołnierzy "jeźdźcami apokalipsy". Niestety, mimo sprawnego działania na kolejnych liniach fazowych, ponieśliśmy pewne straty. Jeden amerykański HMMWV spłonął trafiony z RPG, a kilku żołnierzy zostało lekko rannych. Na koniec akcji F-16 zniszczył rakietą HMMWV, który spłonął doszczętnie w wąskiej uliczce. Ostateczny bilans wyniósł: zatrzymanie 12 podejrzanych, skonfiskowanie broni oraz sprzętu do budowy min pułapek IED.

Była to ostatnia operacja, jaką przyszło planować polskim żołnierzom w Al-Kut. Następna to już przemieszczenie do Ad Diwaniyah, gdzie, jak słyszeli, było wiele do zrobienia.
Ale o tym w kolejnym odcinku książki "Al Kut. Ostatnia zmiana"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska