Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powódz podzieliła ludzi. Jedni pracowali na wałach, a drudzy im się przyglądali

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Ludzie ustawili się po dwóch stronach barykady. Niektórzy po tej słusznej - nosili worki i wzmacniali wały
Ludzie ustawili się po dwóch stronach barykady. Niektórzy po tej słusznej - nosili worki i wzmacniali wały fot. Dorota Nyk
Ta powódź różniła się jednak od tej sprzed 13 laty. Nie tylko wysokością fali. Ludzie jakby stanęli po dwóch stronach barykady. Jedni dzień i noc nosili worki, pracowali, bronili swoich domów, pomagali. A inni ich... fotografowali.

Najbardziej bulwersującą historię opowiada wójt gminy wiejskiej Pęcław Artur Jurkowski. W gminie Pęcław jest aż 12 kilometrów wałów Odry, było więc czego bronić. No i było potrzebnych dużo ludzi do roboty.

- Na wałach w czasie kulminacyjnej fali mieliśmy pracujących około 300 osób - opowiada Jurkowski. Byli to oczywiście żołnierze, strażacy, do tego około 30 więźniów z zakładu karnego. Pozostali to strażacy ochotnicy z Grębocic, Gaworzyc i Kłobuczyna - sąsiednich gmin z powiatu polkowickiego. Byli także mieszkańcy Droglowic, Wierzchowic, Białołęki - chociaż tych wsi wcale nie podtopiło.

W pewnym momencie, w weekend tuż przed kulminacją fali powodziowej, w tamtym rejonie pojawił się problem. Mieszkańcy okolic zamiast do marketów czy galerii handlowej, przyjechali oglądać wały i Odrę!

- Przyjechało bardzo dużo gapiów z Głogowa i z Polkowic - opowiada Artur Jurkowski. - W pewnym momencie zrobiło się tak tłoczno, że nie było jak się ruszać. Oni przeszkadzali.

- Poczuliśmy się, jakbyśmy byli jakimiś małpami z zoo, a oni przyjechali nas oglądać i fotografować - opowiada wójt. - A przecież nie o to chodziło, żeby się nam przyglądać, ale żeby pomóc.

Wójta bulwersowało także to, że ci ludzie jeszcze małe dzieci przywozili, żeby sobie z nimi popatrzyły. Co by się stało, gdyby doszło do przerwania wałów? - Oni chyba sobie sprawy nie zdawali - denerwuje się Jurkowski.

W końcu trzeba było coś z tą falą gapiów zrobić, bo powodzianie nie mogli normalnie pracować. Drogi były zablokowane, bo wszędzie parkowały samochody. W końcu wójt poprosił o pomoc policję. Ta przyjechała i zablokowała wszystkie drogi dojazdowe do wałów.

Gapiów było widać także na moście na Odrze w Głogowie. Ci przynajmniej nie przeszkadzali. Byli jednak tacy, którzy przychodzili popatrzeć, jak walczą z powodzią na ul. Spokojnej na Ostrowie Tumskim. Podobno niektórzy z pracujących tam więźniów z zakładu karnego nie wytrzymywali tej presji i takich ciekawskich ostrym słowem przeganiali.

Na szczęście nie wszyscy tylko obserwowali i czekali, co będzie dalej. Razem z kolegami z internatu przy ul. Sportowej pracował Arkadiusz Grzelak, głogowianin, uczeń technikum leśnego. - To zwykła pomoc była, chyba normalne - mówi skromnie.

Z grupą kolegów, młodych ludzi z całego Dolnego Śląska, pomagał w walce z powodzią na Ostrowie Tumskim w Głogowie i w Czernej na wałach. - Byli też inni ludzie tacy jak my, którzy rzucili wszystko i przyszli pomóc. No ale rzeczywiście przyglądających się nam było znacznie więcej. Po prostu wyglądało, że przyjechali pooglądać, jak inni pracują - przyznaje. - Nie zwracaliśmy na nich uwagi. No ale głupio się robi, jak jedni pracują, a inni patrzą. Uważam, że nie ma co komentować.

Dziennikarz Radia Elka Głogów Maciek Iżycki jednego wieczoru pojechał na wały w Serbach Starych robić materiał. Spotkał tam wszystkich swoich sąsiadów z Serbów. - Po zrobieniu materiału nie mogłem przecież pójść do domu. Zostałem - opowiada. - Razem z żoną nosiliśmy worki i układaliśmy je na wale. Gdzieś do pierwszej w nocy. Napociliśmy się, trzeba przyznać. Żona poszła tam do pracy jeszcze następnego dnia. Dużo było takich mieszkańców z całej okolicy, jak my. Wszyscy czuli, że jest pilna potrzeba, więc pomagali. Ale gapiów tam nie było. Pewnie dlatego, że wały są za daleko i nie ma dojazdu.

- 13 lat temu ludzie przychodzili nie popatrzeć, ale zapytać, czy trzeba pomóc - wspomina proboszcz kolegiaty ks. Rafał Zendran. - Ta powódź pokazała, że coś się jednak w ludziach zmieniło. Mieszkańcy Głogowa się przyglądali pracy innych i robili zdjęcia. Niektórzy wzruszali ramionami i mówili, że płacą podatki, więc inni, przez nich opłacani, powinni piach do worków ładować, nie oni. Co za znieczulica i obojętność. Nie chcę ich oceniać, ale jestem taką postawą zadziwiony.

Coś się przez te 13 lat stało z ludźmi? - To jest zjawisko medialno-społeczne - ocenia na spokojnie psycholog Jerzy Herberger. Ludzie się nie zmienili, ale wiele wokół nich - jednak tak.

Na przykład 13 lat temu nie było takich dobrych i łatwo dostępnych aparatów fotograficznych. Nie było także tylu kanałów telewizyjnych, które na bieżąco relacjonują każdą minutę powodzi i napędzają ciekawość.

- W naszym społeczeństwie uruchomiła się podatność na poszukiwanie sensacji - uważa Herberger. - Na przykład kiedyś żałoba polegała na wyciszeniu, spokoju i ciszy w eterze. A dziś jest inaczej - w czasie żałoby media bombardowały nas informacjami. Ludzie są teraz nastawieni na coraz to nowe sytuacje, na szukanie nowości - nie tylko w Polsce. Ale nie sądzę, że zrobili się mniej wrażliwi niż kiedyś byli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska