Metalowiec stoi na skraju miasta - przy wylocie na Myślibórz, kawałek od strefy ekonomicznej. Kiedyś nocowali tu robotnicy, dziś każdy, kto chce, ale najwięcej jest socjalnych mieszkań. Administruje budynkiem Zakłd Gospodarki Mieszkaniowej. W środę dyrektor ZGM-u Paweł Jakubowski mówił nam: - Na przeciwpożarowe remonty, nakazane przez straż, potrzebujemy ponad 1 mln zł. W budżecie miasta na 2012 r. jest jedna trzecia tej kwoty. Będę musiał kolejny raz poprosić o wydłużenie terminu na wykonanie zaleceń... - usłyszeliśmy trzy dni temu.
Teraz wątpliwym jest, czy straż się zgodzi.
Wezwanie ratownicy dostali po 3.00 w nocy. Na miejsce ruszyło aż pięć wozów i ponad 20 strażaków. Czemu tak dużo? Bo do wezwań związanych z potencjalnie wieloma zagrożonymi osobami (zakłady pracy, wieżowce, hotele właśnie) wysyła się spore siły.
Tym razem nie był to fałszywy alarm (jak ostatnio z czujek przeciwpożarowych w hotelu Qubus czy Gorzów). Paliło się na piętrze skrzydła z mieszkaniami socjalnymi Metalowca. - Cztery osoby trafiły do szpitala z objawami zatrucia. Siedem trzeba było ewakuować - powiedział nam oficer dyrżurny lubuskiej komendy. Dodał, że w sumie pożar nie był taki groźny, bo udało się go szybko opanować. Jakie są straty? Na razie nie wiadomo.
Na miejsce jedzie już P. Jakubowski. Z jego wstępnych ustaleń, jakie ma od pracowników, wynika, że w nocy ktoś zaczął dla zabawy igrać z ogniem i podpalał drobne wyposażenie na korytarzu hotelu. To jednak na razie tylko hipoteza. Jeśli jednak by się potwierdziła, sprawcy za spowodowanie zagrożenia zdrowia i życia wielu osób grozi więzienie.
W Metalowcu była już taka historia. W lutym 2009 r. wybuchł tu pożar, który wywołała głupota jednego z lokatorów. Spłonęło jego mieszkanie oraz zniszczone zostały lokale dookoła. Wówczas ewakuowano aż 60 osób, ale akcja była prowadzona w dzień, a nie, jak teraz, nocą.
9.30
Znamy już prawdopodobny przebieg pożaru i wiemy, jak do niego doszło. - Zaczęło się od alarmu, który wznieciła jedna z czujek na korytarzu. Natychmiast zareagował ochroniarz, który ugasił płonący w przejściu wózek dziecięcy - mówi dyr. Jakubowski, który jest już na miejscu. Jest więc pewne, że było to podpalenie.
Gdy jednak ochroniarz ugasił wózek i wrócił do stróżowki, ,,wyły'' kolejne urządzenia. Takiego ognia nie był już w stanie zwalczyć samodzielnie, a na miejsce jechałą już straż pożarna.
9.40
Wiemy, że zniszczenia są na korytarzu. Mieszkania pozostały nietknięte, choć oczywiście ściany zewnętrzne, od strony korytarza, wymagają remontu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?