Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar zabrał dwóm rodzinom dom

Beata Bielecka
Mariusz Ziętek z 14-letnim synem Marcinem często zaglądają na poddasze, żeby sprawdzić czy nic złego się tam nie dzieje. Bo dom bez dachu, to nie dom.
Mariusz Ziętek z 14-letnim synem Marcinem często zaglądają na poddasze, żeby sprawdzić czy nic złego się tam nie dzieje. Bo dom bez dachu, to nie dom. Beata Bielecka
Szczęście w nieszczęściu, że dym pojawił się wieczorem, bo w nocy nikt by go nie zauważył. W środku były dwa małżeństwa i siódemka dzieci.

Dom braci Ziętków stoi przy drodze z Nowych do Starych Biskupic. Rzuca się w oczy, bo jest przykryty plandeką, która ma chronić domowników przed kolejnym zalaniem. Woda raz już zniszczyła to, czego nie zdążył zabrać ogień. Bo jak strażacy próbowali ratować dobytek, lała się strumieniami.

Strach na zgliszczach

O tragedii która, kilka tygodni temu, dotknęła obie rodziny można przeczytać na ulotkach roznoszonych przez wolontariuszy po gminie, a nawet na facebooku. Stoi za tym najmłodszy z braci Ziętków - Wojciech. Robi co może, żeby pomóc Mariuszowi, Zbyszkowi i ich bliskim, którzy w pożarze stracili dorobek życia.

Gdy kilka lat temu splajtowała jego firma, a komornik zlicytował wszystko co miał, nie wie, co by się stało z nim, żoną i czwórką dzieci, gdyby nie pomoc rodziny. - Zbyszek kupił mi wtedy mieszkanie, więc jak ja mógłbym teraz nie pomóc? - pyta. - Gdybym miał pieniądze dałbym, ale nie mam, dlatego pukam gdzie się da i proszę o wsparcie dla nich - tłumaczy.

Potrzeby są ogromne. Góra domu jest spalona, dół wymaga kapitalnego remontu. Trzeba zbić tynki, naprawić popękane ściany, wymienić instalację elektryczną. - Najważniejszy jest jednak teraz dach - mówi jeden z pokrzywdzonych braci, Zbigniew Ziętek. Nie będzie to łatwe, bo w poniemieckim budynku nie było wylanego wieńca, który tak jak się to robi dzisiaj, podtrzymuje belki. Są one wpuszczone w mur i nie każdy dekarz poradzi sobie z odbudową takiej konstrukcji.

Problemem są też pieniądze, bo chociaż rodziny miały ubezpieczenie, na odszkodowanie trzeba będzie długo czekać. - Na sam dach potrzeba ok. 30 tys. zł - szacuje Mariusz Ziętek. Jak nie będzie dachu nie ma sensu robić czegokolwiek w środku. - Na razie mąż zbił tynki w pokoju dzieci, żeby jak tylko to będzie możliwe, zacząć remont właśnie tam - pokazuje Bogusia Ziętek, żona Mariusza. Bo dzieci najbardziej odczuwają brak domu. Wprawdzie da się w nim jakoś mieszkać, ale widok jest przygnębiający.

6-letni Kacper, którego w czasie pożaru odwieziono z rodzeństwem do babci, po powrocie bał się wejść do domu. - Strasznie to wszystko przeżył - opowiada jego mama. 14-letniego Marcina musiała mocno trzymać, bo chciał ratować co się dało. Z mężem sami wynieśli cenniejsze rzeczy, ale gros z nich przepadło. Podobnie jak meble, ubrania, pralka...

Pomóżmy im!

Przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. Najprawdopodobniej zapalił się komin, co dziwi właścicieli, bo był kwietniu sprawdzany. Dom był ponadto po gruntownym remoncie, który bracia zrobili cztery lata temu.

- W ubiegłym roku spłaciłem pożyczkę - mówi pan Mariusz. Dlatego, gdy pamiętnego wieczoru szwagier powiedział mu, że pali się góra, kolana się pod nim ugięły. - Kąpałam właśnie dzieci - wspomina jego żona. -

Było koło 19.30, bo właśnie zaczynały się wiadomości. Całe szczęście, że nie stało się to później, bo byśmy się zaczadzili - mówi. Na początku próbowali sami gasić ogień wodą z węża. Nie było szans. Po 15 minutach przyjechali strażacy z Kowalowa, zaraz po nich ze Słubic i Rzepina. Była już prawie północ gdy skończyli akcję.

O pożarze zrobiło się głośno w całej okolicy. Wiele osób zainteresowało się losem pogorzelców. Do ich domu przyjeżdżali nieznani im ludzie przywożąc głównie odzież. Niektórzy obiecali też meble. Z tym trzeba jednak poczekać do zakończenia remontu. Firma z Kunowic udostępniła za darmo rodzinie kontener na śmieci. - Wynajem małego kontenera kosztuje 800 zł i to na określony czas, a my dostaliśmy za darmo i bezterminowo 30-tonowy pojemnik - opowiada Wojciech Ziętek.

Na uruchomione specjalnie konto (Bank Pocztowy 48 1320 1537 0578 5755 3000 0001 - w tytule trzeba napisać "Odbudujmy dom" ) wpływają już pieniądze. Liczy się każda złotówka.

Wciąż przydałaby się pralka, materiały budowlane, głównie regipsy, farby, tynki. I ręce do pracy, bo jest jej ogrom. - Pomoc zadeklarowało już kilka osób, ja sam będą jedną z nich - mówi pan Wojtek. Z braćmi dodają, że już teraz mają za co dziękować ludziom z całej gminy, którzy zainteresowali się ich losem. Z tego też czerpią siłę, której teraz tak bardzo potrzebują.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska