Jakie są zasady udziału w konkursie: Menadżer Roku
- Jak pan trafił do Zielonej Góry? - Pochodzę z Krakowa i tam zacząłem pracę w Qubus Hotel. Potem aplikowałem w wewnętrznej rekrutacji na zastępcę dyrektora hotelu w Łodzi. U nas w firmie jest to wstęp do awansu na stanowisko dyrektora. Po pół roku dostałem taką ofertę pracy w Gorzowie, a stamtąd po kilku miesiącach trafiłem do Zielonej Góry. Z czego się bardzo cieszę. Jestem tu od trzech lat.
- Dlaczego? - Słyszałem dużo dobrego o tym mieście i nie rozczarowałem się. I poznałem siłę żużla, bo wcześniej nie wiedziałem, że takie tłumy mogą żyć tym sportem. Mieszkam tu z żoną, tu urodziła się moja córka. Jest już zielonogórzanką.
- Wspomniał pan o krokach do stanowiska dyrektora. - Tak. Zanim zostałem szefem, przez miesiąc jeździłem po naszych hotelach w Polsce i poznawałem pracę każdego z działów - od recepcji po kuchnię. Najtrudniejsze było dla mnie poznawanie kuchni ‘od kuchni’, bo przyznam, że gotowanie nie jest moją najmocniejszą stroną.
Czytaj też: Zostałam szefem mając 25 lat
- A potem pewnie zdawał pan egzamin? - Tak, trwał kilka godzin i zawierał bardzo szczegółowe pytania. Na przykład o udział procentowy kosztów zakupu kawy w cenie sprzedaży. Receptury w kuchni oparte są o wskaźniki kosztowe. Dzięki temu łatwiej jest o planowanie budżetu danego hotelu. Co miesiąc te wyniki są analizowane na spotkaniach w centrali.
- Co pan zmienił w hotelu po awansie na dyrektora? - W samym hotelu przeprowadziliśmy wiele inwestycji: remont łazienek, wymianę wykładzin, montaż klimatyzacji. Były też zmiany w załodze, bo zawsze jest tak, że część osób nie chce pracować z nowym szefem. Ja ze swej strony określiłem zasady współpracy. Raz na tydzień spotykam się z kierownikami działów, omawiamy bieżące sprawy, harmonogram tygodnia. Ale zarządzanie w hotelu to praca ciągłą, bo tu każda sytuacja może wpłynąć na niezadowolenie naszego Gościa, więc musi wszystko grać w załodze, a jeśli jest problem, to musimy go szybko rozwiązać.
- Pracownicy mogą do pana przyjść, jeśli tego potrzebują? - Tak, w każdej chwili, gdy powstaje jakaś trudna sytuacja, mogą dzwonić nawet w nocy. Wiedzą to. Poza tym u nas w firmie wiele spraw jest uporządkowanych. Wszyscy zatrudnieni dwa razy w roku przechodzą oceny. Ja oceniam podwładnych, a mnie kierownicy i przełożony. Poznajemy wtedy swoje błędy i to, co robimy dobrze. U nas zwykle pracownicy cenią pakiet socjalny, stabilność firmy, a narzekają na wyżywienie. Dla niektórych jest za dużo frytek, za mało ryb, ale to są indywidualne spojrzenia. Trudno dogodzić każdemu.
- Co pan robi, gdy pracownik źle wykonuje swoje obowiązki? - Staram się nie reagować na zasadzie wytykania, bo wtedy można osiągnąć odwrotny efekt. Czasem posługuję się jakimś przykładem, anegdotą. Na przykład jeden z pracowników miał u siebie w dziale bałagan i tłumaczył się brakiem czasu. Zaprowadziłem go do kuchni i pokazałem, że codziennie wieczorem lśni czystością. Wtedy uwierzył, że on też może tak robić. Potem jednak trzeba było kontrolować go, czy zmienił postępowanie. Zwykle też nie chcę pracować z tymi, którym bez przerwy trzeba pokazywać obowiązki palcem.
- Czym kieruje się pan przyjmując nowych pracowników? - Te cechy są określone podczas rekrutacji i zależą od stanowiska. W wyborze CV pomaga nam często program komputerowy, który znajduje najbardziej odpowiednie ankiety. Przy dużej liczbie podań, a tak jest coraz częściej wspomaga nas też dział HR.
- I sprawdzają się te metody? - Nie zawsze, dlatego są u nas okresy próbne. Bo czasami kandydat ma odpowiednie wykształcenie, ale jest nieśmiały, nie radzi sobie w kontakcie z gośćmi. Brakuje mu naturalnej uprzejmości, uśmiechu. W naszej branży to bardzo ważne. W końcu to goście decydują o naszym powodzeniu. Na szczęście lubią pobyt w naszym hotelu. Mamy wielu wiernych klientów.
Czytaj też: Jestem szefem także dla siebie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?