Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznali się, bo przeczytali "GL"

Ilona Burkowska
sxc.hu
Człowiek to zwierzę stadne. I w samotności głupieje. Dlatego musi mieć kogoś do kochania. Z kim i popłacze, i się pokłóci jak trzeba. Oni mają. Znaleźli drugie połówki dzięki naszej rubryce dla samotnych. I cieszą się miłością.

"Listy od samotnych". Codziennie kilka, kilkanaście nowych. Każdy list to wasza nadzieja na spotkanie kogoś, z kim można będzie pójść na kawę, pogadać, pośmiać się, obejrzeć razem film.

Specjalnie dla Was stworzyliśmy naszą czwartkową stronę "We dwoje". Drukujemy na niej listy od osób szukających miłości, ale też opowieści i zdjęcia tych, którzy są szczęśliwie zakochani. Wiele szczęśliwych zakochanych par - to najlepsza wizytówka naszego redakcyjnego biura matrymonialnego. Więc jesteś samotny i chcesz poznać kogoś, z kim przyjemnie spędzisz wolny czas, wyślij do nas swój anons. Tym bardziej, że to nic nie kosztuje, a numery telefonów w gazecie są zakodowane i tylko osoby naprawdę zainteresowane ogłoszeniami mogą je otrzymać (patrz ramka).

Jeśli więc życie Ci się poplątało, jesteś samotny, ale masz już tego dosyć, daj sobie szansę na miłość. Wyślij do nas list i znajdź swoją drugą połówkę.

Nasz adres: Gazeta Lubuska, al. Niepodległości 25, 65-042 Zielona Góra z dopiskiem na kopercie "Listy od samotnych" albo na maila [email protected]., tel. 68 324 88 18.

Nasze małżeństwo? To mój najwspanialszy związek w życiu!

Dziś przedstawiamy opowieści dwóch szczęśliwych par, które są razem dzięki temu, że... czytają "GL".

To było 7 lat temu. - Ja wówczas byłem samotny i już w takim wieku, że chodzenie po kawiarniach i podrywanie kobiet już nie bardzo mi odpowiadało - opowiada pan Józek. Samotnie ciężko mu się żyło, więc dał ogłoszenie w "GL". Czy liczył na szczęście? Nie pamięta. Ale na pewno wiedział, że coś może się zmienić. Zadzwoniła ona. Porozmawiali, umówili się na spotkanie w kawiarni.

- Rozmowa była grzeczna i kurtuazyjna. Miło, ale bez entuzjazmu - pan Józek oględnie ocenia to, co wtedy czuł. Jego małżonka (w sierpniu minie 6 lat, odkąd się pobrali), która również dobrze zapamiętała ich pierwsze spotkanie, ocenia bardziej dosadnie: po prostu zdecydowanie nie przypadliśmy sobie do gustu, nie mieliśmy nic ku siebie. I ich znajomość skończyłaby się w na tym jednym spotkaniu, ale...

Józek postanowił szukać szczęścia dalej. Co jakiś czas dawał kolejne ogłoszenia w naszej rubryce. Po roku znowu zadzwoniła ona. - Nie nie, nic nie wiedzieliśmy, że my to my - śmieją się. Umówili się w kawiarni. To był luty. Kiedy weszła, poczuł błysk. Ciepło. Jakby ciarki, prąd, dreszcz. Ona też to poczuła. Niby nic, a jednak iskra poszła. Patrzyli na siebie, rozmawiali, a w duchu usiłowali przypomnieć sobie, skąd się znają. W końcu ustalili, że rok wcześniej spotkali się... też na "randce" z gazety.

- Od razu mi się przypomniało, dlaczego mi się nie spodobał. On był strasznie zarozumiały. Bufon, egoista - ocenia pani Arleta. - Postanowiłam więc, że utrę mu nosa... Że pospotykam się z nim i dam mu do wiwatu.
I tak się spotykali. Jeździli nad jezioro, na ryby, na wycieczki, chodzili do kina, kawiarni... I jakoś tak z dnia na dzień pani Arleta zmieniała zdanie. - Inaczej na niego spojrzałam. Doceniłam, że umie cieszyć się przyrodą, że jest dobrym człowiekiem. Przekonałam się do niego - przyznaje. Ona była wdową, miała dorosłe dzieci, wnuki. Mówiły: mamo żyj! On był sam od 8 lat. Ale miał dość samotności.

Po jakiś trzech miesiącach znajomości były oświadczyny. Śmieszne i piękne. Bo Józek napisał wiersz, kupił kwiaty i przyszedł do Arlety. Uklęknął na progu. Trzymając kwiaty w dłoni i recytując swój poemat, doczołgała się na tych kolanach do pokoju, w którym siedziała. - Powiedział, że nie wstanie, dopóki się nie zgodzę - śmieje się pani Arleta. Zgodziła się, ale nie od razu. Miała mu ucierać mu nosa... - W sercu i tak wiedziałam, że powiem Tak. Bo jak tu nie powiedzieć...

- Ja tortury przechodziłem - wtrąca Józek. - Całe szczęście, że się szybko zdecydowała!
W sierpniu będą obchodzić szóstą rocznicę ślubu. - Jakoś żyjemy, zbliżamy się do 70., ale wyglądamy młodziej. Jesteśmy sprawni, zdrowi... - mówią z radością.
A Józek dodaje: - Jestem szczęśliwy. Nie wiedziałem, że tak pięknie można przeżyć życie. A nasze małżeństwo? To mój najwspanialszy związek w życiu!

Arleta i Józek są z Zielonej Góry. Do "GL" mają sentyment. W końcu to gazeta ich połączyła...

Nie wierzył, że tak można...

TAK MOŻNA SIĘ DO NAS ZGŁOSIĆ

1. Przynosicie lub wysyłacie ogłoszenia na adres "GL" ("Listy od samotnych" Al. Niepodległości 25, 65-042 Zielona Góra lub na [email protected]). Możecie też zarejestrować się za pomocą formularza dostępnego na stronie www.gazetalubuska.pl/wedwoje (jest tam instrukcja, jak to zrobić) albo wysyłając SMS-a o treści anons.(i tu trzeba wpisać treść ogłoszenia) na nr 71466.

2. My, jak zawsze, potwierdzamy je, dzwoniąc pod podany w Waszym ogłoszeniu numer telefonu.

3. Każdemu potwierdzonemu ogłoszeniu nadajemy indywidualny kod. Ogłoszenie z tym kodem ukazuje się w czwartkowym wydaniu "GL" i na stronie internetowej www.gazetalubuska.pl/wedwoje.

4. Osoba zainteresowana Waszym anonsem wysyła SMS-a o treści odp.(i tu wpisuje kod znajdujący się przy ogłoszeniu) na nr 71466 (koszt 1,23 zł z VAT). W SMS-ie zwrotnym dostaje nr telefonu do autora ogłoszenia.

Uwaga! Nadanie ogłoszenia w "Listach od samotnych" - tak jak dotychczas - jest bezpłatne.

Mówią o sobie: nieszczęśliwe dusze. Ale związane przez łaskawy los. Krystyna i Adam nie byliby razem, gdyby nie przypadek, "Gazeta Lubuska" i sklep w Cybince. Adam jest kierowcą. Dużo jeździ po województwie, rozwozi towar. Gdy w lutym jechał do Słubic, zahaczył o Cybinkę.

Miał tam zostawić paczkę. - Ale nie mogłem znaleźć adresu, więc wszedłem do sklepu i zapytałem o numer - opowiada. Z półki dosłownie spadła na niego "Gazeta Lubuska". No to kupił. Wrzucił do schowka w samochodzie, znalazł po kilku dniach. Zajrzał, trafił na stronę "We dwoje", zobaczył to ogłoszenie. Jakieś magiczne, inne niż pozostałe. Poczuł, że powinien zadzwonić. Ale nie zrobił tego. Bo właściwie nie chciał poznawać żadnej kobiety. Nie po tym, co przeszedł. Nie było mu lekko. Żona go zostawiła, odeszła do innego. Żeby zapomnieć, rzucił się w wir pracy. Później mu przeszło - nie robił nic. Miał długi, stracił znajomych. Dopiero niedawno wyszedł na prostą.

Krystyna, choć jeszcze młoda (51 lat - red.), też nie miała łatwego życia. Mąż nie był dobrym człowiekiem. Zaglądał do kieliszka, bił ją. Rozwiedli się prawie 15 lat temu. Sama wychowywała syna. Dziś on jest już dorosły, wyjechał do Niemiec, tam mieszka. A ona tutaj jest sama jak palec. Wcześniej nie myślała o układaniu sobie życia. Ale koleżanka namówiła ją, by dała ogłoszenie w "GL". Dała. Ale wycofała po dwóch godzinach. Po tygodniu przyszła jeszcze raz. Ukazało się w gazecie...

Adam w końcu zadzwonił pod numer z ogłoszenia. - Pamiętam, że miło nam się rozmawiało - mówi Krystyna. Przegadali tydzień, potem drugi. W którąś niedzielę spotkali się w Skwierzynie. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy jego Międrzyrzeczem i jej Gorzowem. - Bałam się, ze nic z tego nie będzie - przyznaje kobieta. Ale zaiskrzyło. Miło im się rozmawiało. Jakoś tak swojsko, jakby się już znali. Od razu przypadli sobie do gustu. Następnego dnia spotkali się znowu. Po miesiącu - zamieszkali razem w Gorzowie. Przez prawie rok znajomości ani razu się nie pokłócili, są przyjaciółmi, szanują siebie nawzajem. Doceniają normalność, bo wiedzą, że w dzisiejszych czasach ciężko być normalnym. Uwielbiają wspólne obiady, leniwe popołudnia przed telewizorem, wyjścia na zakupy. Zwyczajne rzeczy, których kiedyś im brakowało.

O ślubie na razie nie myślą, ale może kiedyś... - Dopiero teraz cieszymy się życiem - mówią zgodnie. Choć pan Adam przyznaje, że nie wierzył, że tak można. Tak, to znaczy, że można poznać kogoś za pomocą ogłoszenia w "GL", pokochać i być szczęśliwym.

- Dlaczego pan nie wierzył?
- Nie powiem, bo się pani obrazi.
- A jak się nie obrażę?
- To powiem szczerze, że ja śmiałem się z takich, co wierzą w historie, że gazeta komuś znajduje miłość. Przecież pani sama by w to nie uwierzyła, prawda?

A jednak...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska