Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozwał komendanta policji do sądu. Poszło im o radiowóz i podpis na dokumentach

Anna Białęcka
- Wiem, jakie uszkodzenia spowodowałem w tym radiowozie – mówi Dariusz Łączny. – Na pewno nie były warte 5.500 zł, tak jak to poświadczył komendant Kłosowski. Czas najwyższy to wyjaśnić do końca.
- Wiem, jakie uszkodzenia spowodowałem w tym radiowozie – mówi Dariusz Łączny. – Na pewno nie były warte 5.500 zł, tak jak to poświadczył komendant Kłosowski. Czas najwyższy to wyjaśnić do końca. Fot. Anna Białęcka
Dariusz Łączny od kilku lat próbuje udowodnić, że komendant policji dopuścił się fałszerstwa. Jak na razie nikt nie chce uwierzyć w jego dowody. A komendant Tomasz Kłosowski ma już go dosyć.

Sprawa, o której powiadomił nas Dariusz Łączny, jeszcze niedawno policjant wydziału kryminalnego, obecnie emeryt, dotyczy ubezpieczenia samochodu policyjnego. A dokładniej rzekomego podrobienia jego podpisu na wniosku o odszkodowanie, skierowanego przez komendanta do ubezpieczyciela.
- Pojechałem radiowozem na akcję pod Wschową - opowiada Łączny wydarzenie z września 2006 roku. - Gdy cofałem na leśnej drodze, doszło do niewielkiego wgniecenia blachy. Po powrocie wypełniłem dokumenty dla ubezpieczyciela, bo to ja płaciłem składki, podobnie jak i inni policjanci. Straty zostały oszacowane na 493 zł.

Policjant trafił na kilkunastodniowe leczenie do szpitala w Cieplicach, nie związane jednak z wypadkiem. - Jak się dowiedziałem później, całkiem zresztą przypadkowo, kwota odszkodowania wzrosła do 5.516 zł. I na dodatek pod tym nowym dokumentem, który powstał w listopadzie, został złożony mój podpis. Dlaczego kwota wzrosła, co się stało z dokumentami, które ja wypełniłem, dlaczego podrobiono mój podpis, co się stało z tymi pieniędzmi? Uznałem, że takie pytania nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Postanowiłem o fałszerstwie powiadomić przełożonych.

Sprawa, poprzez wydział kontroli komendy wojewódzkiej w Gorzowie, trafiła do prokuratury rejonowej we Wschowie, ale została umorzona. Prokurator ustalił, że podpis złożyła pracownica sekretariatu komendy, która miała zanieść dokumenty do ubezpieczyciela i zauważyła, że nie ma na nich podpisu D. Łącznego. A brak podpisu wstrzymałby wypłatę odszkodowania. Prokurator dał wiarę, że ta pracownica nie miała zamiaru podrobienia podpisu, gdyż oświadczenie, które podpisała, miało charakter formalny.
- Nie mogłem pogodzić się z taką decyzją wschowskiej prokuratury - mówi D. Łączny, który po tych zdarzeniach musiał odejść z komendy. - W marcu 2009 roku złożyłem zażalenie na postanowienie prokuratury do sądu rejonowego we Wschowie.

Decyzja, wydana przez sąd, dała nadzieję Łącznemu, że sprawa jednak zostanie zbadana. W październiku 2009 roku sąd postanowił bowiem uwzględnić jego zażalenie i uchylić decyzję prokuratury. Jednak po kilku miesiącach doszło do kolejnego umorzenia sprawy przez prokuraturę wschowską. Łączny złożył więc kolejne zażalenie na decyzję prokuratury.
I tym razem, w lutym 2010 roku, sąd nakazał ponowne zbadanie sprawy, a także rozważenie wyłączenia prokuratury wschowskiej ze sprawy, ustalenie czy pierwotnie zgłoszone przez D. Łącznego uszkodzenia radiowozu różnią się od uszkodzeń, które stały się podstawą rozliczenia szkody i wypłaty odszkodowania przez ubezpieczyciela. W uzasadnieniu sąd stwierdził, że: "Zeznania D. Łącznego są spójne, logiczne i przekonujące. Fakty przez niego podane wymagają rzetelnej weryfikacji."
- Ta sprawa trafiła do prokuratury okręgowej w Zielonej Górze - mówi rzecznik Grzegorz Szklarz. - Została ponownie zbadana. Jednak nie znaleziono podstaw do wszczęcia śledztwa i sprawa został ponownie umorzona.
Łączny się dziwi. - Jak to możliwe, że sprawa była dogłębnie badana, skoro nawet nie wezwano mnie na przesłuchanie? - pyta były policjant. - Moim zdaniem prokuratura nie zastosowała się do zaleceń sądu.

Dariusz Łączny skorzystał więc z prawa do bezpośredniego skierowania do sądu, do wydziału karnego, prywatnych aktów oskarżenia: przeciwko pracownicy, którą oskarżył o podrobienie jego podpisu i przeciwko komendantowi Kłosowskiemu, którego oskarżył o poświadczenie nieprawdy i zniszczenie dokumentów.
Te akty oskarżenia trafiły do sądu rejonowego we Wschowie w listopadzie 2009 roku, czyli po pierwszej odmowie rozpoczęcia śledztwa przez wschowską prokuraturę. Minął już ponad rok, jednak do tej pory nie trafiły na wokandę.
Pytamy o sprawę komendanta T. Kłosowskiego. - Nie będę się wypowiadał na ten temat - powiedział. - Jednak muszę przyznać, że mam już dosyć oczerniania mnie przez Dariusza Łącznego, który pisze zniesławiające mnie listy do moich przełożonych i gdzie tylko się da, pomawia mnie o działania niegodne policjanta. Znosiłem to przez trzy lata, ale w końcu nie wytrzymałem i powiadomiłem o tym prokuraturę.

- Sprawą zajmuje się prokuratura w Nowej Soli - potwierdza rzecznik prokuratury okręgowej Grzegorz Szklarz. - Niestety, są pewne trudności w jej wyjaśnieniu, gdyż ten wschowianin nie zgłasza się, mimo wezwań, na przesłuchania.
- W sumie to jestem zadowolony, że komendant złożył takie doniesienie - mówi Łączny. - Może wreszcie dojdzie do sprawdzenia tego, na co staram się zwrócić uwagę prokuraturze od prawie czterech lat. Bo nie wyobrażam sobie, by inaczej mogłoby dojść do ustalenia czy to, o czym powiadamiam wymiar sprawiedliwości i przełożonych komendanta to tylko pomówienia.
.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska