Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwa adrenalina i... pasja

Wiesław Zdanowicz
Wiesław Zdanowicz
Jeżdżenie na jednym kole siedząc tyłem? Paweł Karbownik z Mostek nie ma z tym najmniejszego problemu...

Wszyscy, którzy znają nazwisko naszego rozmówcy wiedzą, że już dwukrotnie zdobył trzecie miejsce na mistrzostwach świata w stuncie motocyklowym, ale ci, którzy o nim naprawdę słyszeli, chcą wiedzieć więcej. Np. na jakim etapie jest obecnie jego kariera zawodnicza.
- Dużo w tej chwili trenuję, przygotowuję się do zawodów we Włoszech, które odbędą się od 2 do 4 września, natomiast w listopadzie będę mieć bardzo ważne zawody w Dubaju - tłumaczy Paweł Karbownik z Mostek, mistrz motocyklowego stuntu. - To druga runda mistrzostw świata. Stawiam teraz wszystko na treningi.

Porozmawiajmy o tym. Jak wygląda taki zwyczajny dzień treningowy.Na ogół wstaję o godz. 8.00. Idę do garażu, sprawdzam, przygotowuję i naprawiam motocykl, żeby w trakcie treningu nic niespodziewanego nie mogło się zdarzyć. W południe jadę na parking do Poźrzadła, na Nevadę, i tam jeżdżę zwykle dwie, trzy godziny, zależnie od tego, ile mam siły. Wracam do domu, na obiad, może jakaś mała dżemka, coś przy motocyklu naprawiam, i drugi trening, od 16.00 do 19.00, już w Mostkach na Las Vegas. Zmieniam ciągle parkingi, żeby nie przyzwyczajać się do jednego. Trochę na takim, trochę na innym.

Problemu nie ma pan z właścicielami parkingów, lecz z ludźmi, którzy uważają, że motocykl hałasuje? Nie jeżdżę przecież cały dzień, jak również nocami. To jest tylko kilka godzin dziennie. Wiele osób już przyzwyczaiło się do mojej obecności. Mam cichy tłumik w motocyklu, najcichszy z możliwych, i staram się nikomu nie wadzić, nie hałasować.

Na treningi poświęca pan kilka godzin dziennie. Czym je pan wypełnia. Zwykle to cztery godziny. Wsiadam na motocykl i koncentruję się na pracy nad nowymi trikami. Staram się robić nowe rzeczy teraz, bo w sezonie to bardzo ryzykowne, gdyż zdarzają się wypadki i kontuzje. Ale to jest nieuniknione. Trzeba to wyćwiczyć, chociaż prawidłowo powinno się to robić jesienią, zimą, jak się już kończy sezon. Ale ja mam swoją taktykę. Zamiast jeździć ze stoperem na trzy minuty, typowo pod zawody, to ja ćwiczę nowe rzeczy. Tym samym mam słabsze przejazdy, no ale próbuję sił w innych rzeczach.

Pan jest ich autorem.Sam je wymyślam, nikt mi niczego nie podpowiada, nie karze mi czegoś robić. To, co mi siedzi w głowie, po prostu robię.

Co w tym sporcie jest najtrudniejsze?Nowe rzeczy. Takie, których jeszcze nie robiłem. Ale jak się spróbuje, zaczyna to ćwiczyć, przełamie w sobie, wydaje się to banalnie proste. Ale nawet jeśli coś wyćwiczę na treningach, to gdy pojadę na zawody, nie znaczy, że wykonam idealnie. Obce miejsce, stres, emocje mają na to wpływ, ciężko to pogodzić. Trzeba sobie też radzić na zawodach z ciśnieniem, jakie ma np. drugie miejsce i brakuje tylko trzech punktów, żeby być na pierwszym. Chce się kolejny przejazd zrobić jak najlepiej, a to nie zawsze wszystko wychodzi. Myśli się o innych trikach, a zapomina się o prostym elemencie, i jest problem.

Czy podczas pokazów, bądź zawodów zostawia pan sobie miejsce na improwizację, na swobodę w wykonaniu jakiegoś triku? Wykonuję układy ściśle według tego, co przygotowałem i wyćwiczyłem na treningach. Na zawodach jest pięć kategorii, za które zdobywa się punkty: za jazdę na przednim kole, na tylnim kole, drift i palenie gumy, akrobację i ogólny przejazd. Liczy się, czy nie ma potknięć.

Wspomniane zawody we Włoszech mają zasięg i rangę europejską. Przyciągają Polaków?Zainteresowanie byłoby duże, ale to wyjazd trochę daleki i kosztowny, więc z naszego kraju pojedzie dwóch, trzech zawodników. Sporo ich będzie natomiast z Włoch i Francji. Znam większość swoich rywali, na mistrzostwa świata jeżdżę już parę lat, spotykam ich.

Tymczasem Dubaj to pana pierwszy wyjazd „w szeroki świat”. Przygotowuję się do tego wyjazdu. Organizator wszystko funduje dla piętnastu najlepszych zawodników mistrzostw świata, które odbyły się w tym roku w Bydgoszczy, tzn. przelot samolotem, wysyłkę motocykla, hotele i pobyt.

Odpoczną zatem inni sponsorzy?No, tak. Gdyby było ich paru, byłoby lepiej, łatwiej. Bez oparcia w sponsorach nie da się w sporcie funkcjonować. Mam kilku, ale ich pomoc dotyczy spraw szczegółowych. Jedna z firm serwisuje mi motocykl, inna ubiera w stroje sportowe, jeszcze inna zaopatrzyła w namiot zawodnika. Brak mi natomiast sponsora strategicznego, który np. sfinansowałby mój wyjazd do Włoch. Muszę sobie jakoś radzić sobie sam.

Skoro jednak to hobby ustalił pan na poziomie takim, że chce pan się rozwijać i osiągać zamierzone cele, to rozumiem, że mimo trudności, nie „odpuści” pan.

Od dwóch lat zaryzykowałem i postawiłem wszystko na jedną kartę, nie pracuję, trenuję, żeby zacząć wygrywać. Jeśli przez następny rok mi się nie powiedzie, zostawię to i wrócę do pracy. Bo ciężko jest pogodzić pracę zawodową i treningi. Tak się nie da, jak wielu sądzi, że można po pracy dwie godzinki sobie pojeździć , żeby było super. Otóż nie! To jest tak: jak cztery godziny trenuję, to później tyleż samo czasu poświęcam na naprawę motocykla.

Dwukrotnie wywalczył pan trzecie miejsce podczas mistrzostw świata. Czy zdarzyło się tak po tzw. krótkim rozbiegu?Nie, chociaż w 2015 roku stało się tak trochę „fuksem”, ale już w tym roku solidnie zapracowałem na ten sukces; bez najmniejszych wątpliwości. Widać wyraźnie, że osiągam wyższy poziom występów, że się rozwijam.

Pana plusem jest to że jest pan jednym z młodszych zawodników w światowej czołówce. Mam dopiero 23 lata, ogromne chęci i ambicję. Tak więc do trzydziestki mogę spokojnie coś zdziałać, dlatego właśnie zaryzykowałem, postawiłem wszystko na jedną kartę. Treningi, treningi, treningi...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska