Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydenci lubuskich stolic są najbardziej rozpoznawalnymi postaciami województwa. Obaj zapoczątkowali w swoich miastach nową epokę

Robert Bagiński
To prezydenci lubuskich stolic są najbardziej rozpoznawalnymi postaciami Lubuskiego. Żaden z nich nie planował takiej drogi życia, ale sporo życiowych doświadczeń miało wpływ na to, jak dzisiaj sprawują swoje role. Mają ogromny wpływ na życie mieszkańców, ale nie jest to praca łatwa.

Być może losy Gorzowa i Zielonej Góry potoczyłyby się inaczej, gdyby nie aktywność oraz niezależność tych dwóch włodarzy. Obaj są tyleż krytykowani za swoją postawę, ile chwaleni za dokonywanie rzeczy, które kiedyś wydawały się niemożliwe.

- Bycie prezydentem, to nie jest cel. Celem jest zmienianie czegoś. Prezydentura to tylko narzędzie do tego, aby to osiągnąć – uważa prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki. Zdecydował się kandydować, bo wszyscy mówili o tym, aby miasto miało basen, ale basenu nie było. – To mnie wkurzało i dlatego zdecydowałem się zaryzykować, chociaż nie dawano mi żadnych szans – mówi.

Bycie prezydentem nie było jego pierwszą pracą. – Pracowałem dla korporacji – mówi. Przed objęciem urzędu, związany był z Kompanią Piwowarską oraz z zielonogórskim Polmosem. Do ratusza przeniósł się wprost z dyrektorskiego fotela w poliklinice. Co najbardziej zaprocentowało w roli włodarza miasta? – Zdecydowanie praca w biznesie oraz w szpitalu. To jest praca z ludźmi i ona uczy najbardziej – odpowiada.

Kubicki podkreśla, że nie bez znaczenia była jego aktywność w samorządzie studenckim, którego był przewodniczącym. – To była wielka szkoła organizacji i troski o sporą grupę ludzi na uczelni, którzy we mnie wierzyli – wspomina. Wtedy o prezydenturze nie myślał, ale sprawy miasta były mu bliskie. Temat jego pracy magisterskiej brzmiał: „Zarządzanie odpadami miejskimi na przykładzie Zielonej Góry”. Dzisiaj miasto jest pod tym względem w ogólnopolskiej awangardzie.

Z całkiem innymi doświadczeniami pojawił się w gorzowskim ratuszu Jacek Wójcicki. Zanim został prezydentem, od ośmiu lat sprawował już funkcję wójta podgorzowskiej gminy Deszczno. Wybory wygrał w wieku zaledwie 25 lat, ale gminę poprowadził wzorowo. – Nie bez znaczenia była moja aktywność w Ochotniczej Straży Pożarnej. To organizacja w której robiliśmy wiele dobrych rzeczy. Tam mnie wypatrzono i zaproponowano, abym został radnym, a potem stałem się naturalnym kandydatem na wójta – opowiada.

Geneza jego zainteresowań sprawami publicznymi sięga dalej. - Zaprocentowały wszystkie aktywności społeczne. Te z dzieciństwa, gdy angażowałem się w samorząd, najpierw w szkole podstawowej, później w szkole średniej i wreszcie na studiach – wyjaśnia. Mocno jednak podkreśla w rozmowie z GL, że do roli bycia prezydentem Gorzowa, najbardziej przygotowała go funkcja wójta. – Gorzów to taka sama gmina jak Deszczno, tylko dużo większa – mówił tuż po objęciu urzędu.

Wtedy z tego zdania dworowano, często po to, aby niesprawiedliwie deprecjonować kwalifikacje młodego prezydenta. Jak prezydent Wójcicki widzi to dzisiaj? – We wszystkich samorządach mamy to samo prawo, bez względu na to, czy miejscowość jest małą gminą czy takim miastem jak Gorzów. Inny jest tylko zakres zadań, zmienia się ich skala. Mechanizmy znałem i to mi dało lekkość wejścia w sprawy miasta, ale łatwo nie było – odpowiada.

Pierwsze spięcia
Obaj prezydenci, tak Janusz Kubicki, jak i Jacek Wójcicki, zapoczątkowali w swoich miastach nową epokę, pierwszy w 2006 roku w Zielonej Górze, a drugi 8 lat później w Gorzowie. Mierzyli się z brakiem wiary, że może im się udać, jeżeli nie poddadzą się dyktatowi polityków partyjnych. – To był ważny problem i pamiętam sytuacje, gdy przychodzili do mnie politycy i mówili, że zarząd partii podjął decyzję, a ja mam prawo wybrać wiceprezydenta spośród odpowiedniego katalogu nazwisk – wspomina prezydent. – Mówiłem im wtedy, skąd im przyszło do głowy, że mogli o tym rozmawiać beze mnie i bez mojej oceny kwalifikacji tych osób – dodaje.

Prezydent Wójcicki, teoretycznie nie miał problemu z politykami, ponieważ do wyborów stanął w 2014 roku jako kandydat ruchów miejskich. Czy to uchroniło go przed wygórowanymi oczekiwaniami tych, którzy wspierali go w kampanii wyborczej? Okazuje się, że brak polityków na pokładzie, nie oznaczał braku smaku i umiaru ze strony aktywistów. - Były na początku takie sytuacje, przede wszystkim ze strony Ludzi dla Miasta, i dlatego szybko się poróżniliśmy – wspomina prezydent, uśmiechając się przy tym na wspomnienie, że miejscy aktywiści oczekiwali głównie zwolnień urzędników.

- Szybko udało mi się ostudzić te zakusy i emocje – puentuje Wójcicki okres, gdy tuż po przejęciu władzy po Tadeuszu Jędrzejczaku, niektórym działaczom ruchów miejskich wydawało się, że mogą postępować tak, jak partie polityczne. Przedstawiciele tych ostatnich byli wściekli nie bez powodu, bo prezydenci Kubicki i Wójcicki, trzymali ich na dystans.

Wszyscy na mnie głosowali
- Jak to jest, gdy zostaje się najważniejszą osobą w mieście i każdy chce być kumplem prezydenta? – zadaję pytanie obu prezydentom, chcąc usłyszeć, czy łatwo jest odróżnić lizusów oraz ludzi interesownych, od tych autentycznie życzących miastu i jego włodarzowi dobrze.

- Nigdy nie spotkałem kogoś, kto by mi powiedział, że na mnie nie głosował – żartuje prezydent Kubicki. – Gorzów jest miastem, które ma cechy i atuty miasta wojewódzkiego, ale tu nie jest się anonimowym. Jeśli ktoś ma nieczyste intencje, to szybko można to zweryfikować – mówi prezydent Wójcicki. Jego odpowiednik z Zielonej Góry dodaje, że ma „wadę”, która nakazuje mu wierzyć w ludzi oraz ich dobre intencje. – Bywa, że sporo mnie to później kosztuje – dodaje.

Interesowne komplementy i pochwały, to jedna sprawa. W obecnych czasach, wobec przedstawicieli władzy, częstsza jest krytyka. Bywa, że chamska, ad personam i na granicy prawa. Czy łatwo jest ją znosić, by nie dać sobie wejść na głowę, ale z drugiej strony, nie być oskarżonym o to, że nie przyjmuje się krytyki? Okazuje się, że włodarze obu miast są nadzwyczaj wyrozumiali: nie procesują się z krytykami, a jeśli ci przesadzają, to ich ignorują.

- Krytykę mieszkańców jakoś znoszę, mają do tego prawo, a ja mam obowiązek ich słuchać. Bardziej boli kłamliwa krytyka dziennikarzy, zwłaszcza tych, których zna się osobiście – mówi prezydent Kubicki, wskazując dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, a więc redakcji, w której sam kiedyś pracował. – Jeśli ktoś ma ze mną problem, to jest jego problem – mówi Wójcicki. Próbuje to zwizualizować.

– Mogę się denerwować na kogoś, kto jedzie przede mną samochodem w sposób niewłaściwy, a nawet łamie prawo. On nie wie, że ja się denerwuję, to ja wiem. Jeśli więc ktoś wobec mnie buduje jakieś negatywne emocje, to on ma to w sobie. Ja staram się odgradzać od tego – wyjaśnia. Podkreśla jednak, że czyta negatywne komentarze i jeśli są uzasadnione, to nie pozostawia ich bez osobistej refleksji. – One studzą, dzięki tej krytyce, nawet jeśli jest przesadzona, nie popadamy w samozachwyt – dodaje.

Najtrudniejsze chwile
Co jest kluczowe, aby administracja miejska funkcjonowała właściwie? – Zdecydowanie właściwy dobór współpracowników – odpowiada Kubicki, który od razu podaje przykład wiceprezydenta Krzysztofa Kaliszuka. – On był z innej bajki, niż ja, ale byłem przekonany o jego wysokich kompetencjach. O mnie mówiono postkomuna, a Krzysiu był rzecznikiem pierwszego wojewody z ramienia ruchu „Solidarności”. Zaprosiłem go po wyborach i zaproponowałem stanowisko wiceprezydenta. Powiedziałem, że jak się nie zgodzi, to go zwolnię. Tak awansował i działamy razem 17 lat – wspomina.

Wciąż wielu się zastanawia, czy w byciu prezydentem miasta, a więc szefem dużego organizmu administracyjnego, są momenty szczególnie trudne. Dla prezydenta Wójcickiego był to pierwszy rok urzędowania, kiedy to po 16 latach przejął władzę po Tadeuszu Jędrzejczaku, dzisiaj wicemarszałku województwa. – Oczekiwania były takie, że wszystko wydarzy się szybko i w pierwszym roku. Słyszałem komentarze, że przyszedłem, minęło kilkanaście miesięcy, ale nic się nie zmieniło. Tłumaczenie spraw, że ważna jest dokumentacja oraz procedury, nic nie dawały – wspomina Jacek Wójcicki.

Jak podkreśla, ten rok był najtrudniejszy, ale kluczowy. To wtedy, pomysły przekuwano na projekty. Liczono każdą złotówkę i szczegółowo analizowano każdą możliwość. – Pracowaliśmy codziennie do nocy, ale w przestrzeni publicznej funkcjonowała opinia, że nic się nie dzieje i nic już się nie zmieni – dodaje.

Całkiem inne doświadczenia zapamiętał prezydent Zielonej Góry. Chodzi o czas pandemii oraz ewakuację 170 pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej dla Kombatantów w Zielonej Górze. - Nieuczciwie sugerowano mi wprost, że prawie pomordowałem tych ludzi. Ale przecież ja tam byłem i będę to pamiętał do końca życia. Karmiłem ich - mówi prezydent Kubicki. Wspomina, że mało kto wie, jak było w rzeczywistości, ale w przestrzeni publicznej wydano wyrok. – Pamietam, że prosiliśmy o przyjazd lekarza, ale ten powiedział, że nie przyjedzie, bo jest zagrożenie zakażeniem. My tam byliśmy – dodaje. Dziś już wiadomo, że zarzuty dziennikarzy były nieprawdziwe.

Czy miał chwile, kiedy bił się z myślami: a po co mi to było? - Są takie chwile, że ma się dość. Na szczęście, otaczająca rzeczywistość świadczy o czymś innym, bo kiedy wyjdę i widzię to wszystko, co udało się zrobić, to samopoczucie mocno się poprawia – mówi Kubicki.

Wolimy grę w konkrety
Włodarze mocno podkreślają, że sukcesy nie są tylko ich osobistym dziełem. W swoich wypowiedziach kładą nacisk na konieczność współpracy. Pytani, z czego są najbardziej dumni, jednym tchem wymieniają kwestie pozamaterialne. Indagowani o politykę i polityków, doceniają ich aktywność, ale dostrzegają też mankamenty bycia politykami partyjnymi.

- Najbardziej jestem dumny ze spokoju. Z tego, że udaje się w Radzie Miasta, która jest mocno polityczna, rozmawiać ponad podziałami. Niezależnie od poglądów politycznych, radni głosują za ważnymi uchwałami– mówi prezydent Gorzowa. Docenia rolę polityków, szczególnie tych mających przełożenie na rząd z Prawa i Sprawiedliwości. - Te pieniądze, które w ostatnim czasie wpłynęły do miasta, to jest zasługa wielu osób, które życzą temu miastu bardzo dobrze. Zbudowanie jednolitego frontu, przełożyło się na konkretne inwestyce – dodaje.

Nie inaczej prezydent Zielonej Góry. Według niego, kluczową rolę w sukcesach miasta odegrali współpracujący z nim ludzie. - Najbardziej jestem dumny z zespołu, który stworzyłem w urzędzie, ponieważ sam bym nic nie zrobił – mówi. Wspomina też polityków, z którymi często znajdował i znajduje wspólny język w ważnych dla miasta tematach. – Udaje się namówić do pracy na rzecz miasta polityków ze wszystkich opcji politycznych, od Bożenny Bukiewicz, kiedyś, po Marka Asta i Jerzego Maternę, dzisiaj – puentuje.

Czy mając doświadczenia z pracy z politykami, nie żałuje, że nie jest posłem lub senatorem, ale „tylko” prezydentem? – Nawet przez chwilę, bo mam wpływ na to co robię. Politycy mocno się zmienili na przestrzeni ostatnich lat. Jest mniej takich, którzy myślą przez pryzmat dobra ogółu, a więcej tych, dla których ważniejsza jest partia. To jest tragedia – wyjaśnia.

Jego zdaniem, to co wyróżnia samorządowców na tle polityków, to jest działalność na konkretach: drogi, szkoły, gospodarka komunalna, przedszkola czy żłobki. - Tu nie ma barw politycznych. Zawsze zazdrościłem Rzeszowowi, ponieważ tam wszyscy potrafili zjednoczyć się wokół idei, a u nas nie jest łatwo to zbudować – dodaje. Proszony o scharakteryzowanie swojej roli w trzech słowach, odpowiada: gospodarz, menadżer i polityk.

- Bycie posłem lub senatorem jest odpowiedzialną pracą, ale sam nie wiem, czy byłbym dobry w takiej roli – uważa Wójcicki. Ceni sobie pracę polegającą na planowaniu, przygotowywaniu, realizacji oraz wdrożeniu, mniej widzi się w roli kogoś, kto będzie głównie „politykował”. Jako przykład, podaje byłego prezydenta Nowej Soli, dziś senatora RP, Wadima Tyszkiewicza. – Był świetnym i wzorowym samorządowcem, ale w polityce chyba się spalił i sam dobrze czuje, że to nie jest jego miejsce – ocenia.

Na rowerze i w gospodarstwie
Prezydenci dwóch najważniejszych miast Lubuskiego, nie mają wyszukanych form odreagowywania na związany z ich pracą stres i przeciążenia. Kubicki stawia na rower, a Wójcicki na pracę w gospodarstwie. To sprawia, że pierwszego mieszkańcy mogą codziennie spotkać na trasie Zielona Góra – Zatonie, a drugiego w gumowcach przy pracach rolnych.

- Na rowerze odpoczywam i mam nadzieję, że dzięki rządowemu wsparciu, już wkrótce będę mógł dojechać również do Nowej Soli – mówi Kubicki. – Praca w gospodarstwie daja odskocznię. Często sąsiedzi widzą mnie w gumowcach przy pracy rolnej lub ze zwierzętami – opowiada Wójcicki.

Kolejna kadencja, będzie ostatnią dopuszczalną przez prawo. Czy maja już plan na przyszłość? – Nie myślałem jeszcze o tym, ale już dzisiaj mam okazję do dzielenia się swoimi doświadczeniami ze studentami i to również sprawia mi frajdę. O reszcie pomyślę za kilka lat – zdradza prezydent Zielonej Góry. Więcej konkretów zdradza prezydent Gorzowa. - Z polityki i samorządu nie wyjdę chyba nigdy. Szczególnie samorząd, ta realna możliwość zmiany rzeczywistości, to coś niezwykłego, nawet jeśli czuje się na barkach dużą odpowiedzialność – skonstatował.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska