- Styczeń, zaczynamy nowy rok, co będzie największym wyzwaniem dla miasta?
- Niedopuszczenie do katastrofy budżetowej.
- Bardziej chodziło mi o inwestycje...
- ... ale to się bardzo wiąże. W grudniu rada miasta przyjęła nierealny, rozdmuchany budżet. Zabrała duże pieniądze z budowy Centrum Edukacji Artystycznej, wpisała nierealne przychody z nieruchomości, a wszystko rozpisała na wyborcze inwestycje. Teraz, żeby się te rachunki nie rozsypały, miasto najpewniej będzie się ratowało kredytem. Oprócz tego, który planowaliśmy zaciągnąć, w wysokości 50 mln zł, będziemy musieli najpewniej wziąć kolejny, na około 40 mln zł.
- Zapożyczymy się na niemal 100 milionów?
- Tak. Ale nie to jest najgorsze, bo stopień zadłużenia mamy całkiem niezły (sięgniemy 40 proc. wysokości rocznego budżetu, do niedawna dopuszczalną granicą było 60 proc. - red.). Bardziej chodzi o coroczne raty. To są już potężne kwoty. Jeśli będziemy w tym tempie brać pożyczki, one zablokują dalszy rozwój miasta.
- A cóż złego jest w kredytach? Wiele miast je bierze.
- To jest łatwe: zadłużyć się i spełniać marzenia mieszkańców. Ale tak nie można. To patrzenie na władzę w perspektywie roku albo najwyżej kadencji. Niebezpieczne dla finansów miasta. My dziś musimy myśleć o budżecie za pięć czy dziesięć lat. To się nazywa rozsądek. Przed nami, w przyszłości, wiele wielkich projektów i musimy, powtarzam, musimy, zostawić sobie możliwość wzięcia kredytu wtedy, gdy będzie potrzebny.
- Na co?
- Na gigantyczne inwestycje. W przyszłości musimy dokończyć Centrum Edukacji Artystycznej, dobudowując siedzibę dla szkół. Miliony pochłonie infrastruktura drogowa: remont i przebudowa ul. Kostrzyńskiej, prace w okolicy strefy przemysłowej. Poza tym poważnie myślimy o centrum sportowym przy ul. Mironickiej. To setki milionów złotych wydatków, a lista jest pobieżna. Nie można sobie myśleć: zaszalejemy, a potem się zobaczy.
- A wyzwania na ten rok?
- Dokończenie filharmonii, dokończenie remontu ul. Wyszyńskiego, remont bulwaru, przebudowa amfiteatru oraz modernizacja stadionu żużlowego. To nasze priorytety. Między innymi dlatego, że z powodu ograniczonych możliwości chcemy koniecznie pokończyć to, na co podpisaliśmy umowy i zrobić rzeczy najpilniejsze. No i chcemy wziąć się poważnie za utworzenie Akademii Gorzowskiej.
- Temat wrócił?
- O, tak. Jeszcze chyba w styczniu, mam nadzieję, ogłosimy kilka ważnych dla miasta i uczelni rzeczy. Miasto prowadzi rozmowy z władzami uczelni, mamy ciekawe pomysły, widzimy pewne sprawy podobnie. Myślę, że za dwa, trzy lata miasto będzie miało akademię.
- A jakie są plany Gorzowa w 2011 r.?
- Nie wiem, kto będzie wtedy kierował miastem.
- Pan kandyduje?
- Wszyscy mnie o to pytają, a ja naprawdę nie podjąłem jeszcze decyzji. Naprawdę. Zrobię to gdzieś na przełomie lutego i marca. Tylko muszę to sobie dobrze przemyśleć.
- Co dokładnie?
- Czy jest sens się użerać. Owszem, nie kryję, że czuję za plecami mocne wsparcie mieszkańców, którzy czy to w rozmowach, podczas przypadkowych spotkań czy w internecie, trzymają moją stronę. To dla mnie bardzo ważne. Ale denerwuje mnie, że wiele rzeczy zostało zepsutych przez spory z radnymi. Przecież gdyby nie oni, to już dziś byśmy mieli nowy magistrat w stanie surowym na Zawarciu.
- Były już naczelnik inwestycji Władysław Żelazowski w szczerej rozmowie przyznał, że ,,naczelnik musi mieć twardy tyłek'', bo mało kto chwali urzędników za sukces, za to do opieprzania jest wielu. Prezydent też musi mieć twardy tyłek?
- Na pewno. I ma. Uodporniłem się na obraźliwe chwyty i nietrafioną krytykę. Ale nie kryję, że jestem poobijany tym wszystkim. Czasami mam naprawdę dość, bo przecież przyszedłem tutaj, bo chciałem robić dobre rzeczy. Ale nie dajemy się. Działamy. Najważniejsze, że ludzie to widzą.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?