Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Próba naszej waleczności

Marcin Łada
Nicki Pedersen i Davey Watt (przy krawężniku) na czele stawki w XV wyścigu. Ale tak było tylko przez chwilę...
Nicki Pedersen i Davey Watt (przy krawężniku) na czele stawki w XV wyścigu. Ale tak było tylko przez chwilę... Fot. Tomasz Gawałkiewicz
Kiedy dowiedzieliśmy się, że Unia Tarnów rozgromiła "Byki" i okopała się w szóstce, ciężar pojedynku z Marmą jakby trochę zmalał.

Dlaczego emocje nieco oklapły? "Jaskółki" wrzuciły trójkę i żeby je wyprzedzić, trzeba wygrać nie dwa, ale wszystkie mecze do końca rundy. Jutro czeka na nas mistrz Polski z Wrocławia, więc plan od niedzieli wydaje się mało realny.

Początek spotkania jakby zapowiadał, że nikt nie będzie wypruwał sobie żył. Ten, kto dobrze wyszedł ze startu, kończył na czele i najczęściej byli to nasi. Czyżby osłabieni brakiem Scotta Nichollsa goście byli już myślami w play offach? W takim razie po co zostawili sobie Davey'a Watta, który według wcześniejszej umowy, miał odlecieć na Wyspy?

- Davey miał spotkanie w Anglii, ale zdecydował, że polska liga jest dla niego priorytetem - wyjaśniła lakonicznie prezes Marmy Marta Półtorak. - Wcale nie byliśmy myślami w play offach. Runda zasadnicza jeszcze trwa, a o kolejnej fazie będziemy myśleli później - zapewnił po meczu Rafał Dobrucki.

Złoty chłopak

I faktycznie, obie strony rozruszały się w drugiej części spotkania, kiedy "złoty" (swoją drogą pewnie założy medal jeszcze przed zakończeniem cyklu Grand Prix) Nicki Pedersen za jednym zamachem odrobił z Wattem siedem z dziesięciu punktów straty.

Temperaturę podgrzały dodatkowo świetne pojedynki, w tym ostatni, który decydował o podziale dwóch punktów. Klasą dla siebie był w końcówce "testowany" przez gości Andreas Messing. Junior ze Szwecji nie uznawał straconych pozycji i tuż przed metą kroił naszych. Ba, był tak waleczny, że jeden z ataków na Grzegorza Zengotę niemal skończył się bijatyką.

- Chyba po raz pierwszy w sezonie na naszym torze mieliśmy dużo walki. Dało się wyprzedzać i nie było jazdy gęsiego. Tą drogą trzeba iść, bo nie zawsze wygrywa się starty. Sami wiemy, jaka to jest loteria - ocenił Piotr Protasiewicz.

Jakby na deser

Kulminacją był ostatni bieg, który w przypadku podwójnego zwycięstwa gości, dawał im triumf w meczu. Czy można z 1:5 wyjść na 3:3? Pewnie, udowodnili to "PePe" i Niels Kristian Iversen, a mijanek było przy tym tyle, że zapomnieliśmy o sennym początku.

- Chcieliśmy wygrać, by nadal liczyć się w walce o miejsce w szóstce. Wszystko jest jeszcze możliwe i myślę, że w pewnym sensie wynagrodziliśmy fanom porażkę z Toruniem - powiedział trener ZKŻ-u Kronopolu Jan Grabowski. - Broni nie składamy. Zmyliśmy czarną plamę z poprzedniego występu - wtórował mu "PePe" i fani, którzy wywiesili wielki transparent z napisem: "Pieprzyć tabelę. Falubaz zawsze na czele".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska