Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Protasiewicz: - Nie zawiedliśmy. Gollob: - Wykonałem rozkaz.

Paweł Tracz
Piotr Protasiewicz i Tomasz Gollob o ekscytującym finale DPŚ
Piotr Protasiewicz i Tomasz Gollob o ekscytującym finale DPŚ Bogusław Sacharczuk
W sobotę wszyscy zgromadzeni na gorzowskim "Jancarzu" przekonali się, jak cienka granica dzieli w sporcie zwycięstwo od porażki i historyczny sukces od sromotnej klęski. Liczy się jednak finał, a ten znów był dla Polaków szczęśliwy!

Dżoker jest biało-czerwony

Tomasz Gollob (w niebieskim kasku) pokazał w sobotę kawał dobrego żużla. Kilka razy jechał za plecami rywali, a w większości przypadków potrafił wyprzedzić
Tomasz Gollob (w niebieskim kasku) pokazał w sobotę kawał dobrego żużla. Kilka razy jechał za plecami rywali, a w większości przypadków potrafił wyprzedzić ich na trasie. Bogusław Sacharczuk

Tomasz Gollob (w niebieskim kasku) pokazał w sobotę kawał dobrego żużla. Kilka razy jechał za plecami rywali, a w większości przypadków potrafił wyprzedzić ich na trasie.
(fot. Bogusław Sacharczuk)

Dżoker jest biało-czerwony

PUNKTOWALI NA "JANCARZU"

1. Polska - 51 pkt. (Krzysztof Kasprzak 8 - 2, 1, 0, 3, 2, Jarosław Hampel 11 - 2, 0, 3, 3, 3, Tomasz Gollob 17 - 1, 3, 6, 3, 1, 3, Piotr Protasiewicz 8 - 0, -, 3, 2, 3, Janusz Kołodziej 7 - 1, 1, 0, 3, 2), 2. Australia - 45 (Jason Crump 13 - 3, 3, 2, 3, 2, Darcy Ward 4 - w, 2, 1, 0, 1, Troy Batchelor 10 - 3, 0, 2, 2, 3, Davey Watt 3 - 1, 0, 1, 1, 0, Chris Holder 15 - 3, 3, 2, 3, 4), 3. Szwecja - 30 (Andreas Jonsson 1 - 1, 0, 0, 0, -, Fredrik Lindgren 12 - 3, 1, 3, 2, 2, 1, Antonio Lindbaeck 8 - 0, 3, 2, 1, 1, 1, Jonas Davidsson 2 - 2, 0, 0, -, 0, Thomas H. Jonasson 7 - 0, 2, 2, 1, 2), 4. Dania - 29 (Mads Korneliussen 3 - 0, 2, 1, 0, -, Bjarne Pedersen 3 - 1, 2, 0, -, 0, Niels Kristian Iversen 8 - 2, 1, 1, 1, 3, Nicki Pedersen 5 - 3, 1, 1, 0, 0, u, Kenneth Bjerre 10 - 2, 2, 3, 0, 2, 1).
Sędziował Jim Lawrence (Wielka Brytania). Widzów 15,5 tys. (komplet).

BIEG PO BIEGU
I: Crump (60,81-NCD), Kasprzak, Jonsson, Korneliussen
II: Lindgren (60,84), Hampel, B. Pedersen, Ward (w)
III: Batchelor (61,12), Iversen, Gollob, Lindbaeck
IV: N. Pedersen (61,22), Davidsson, Watt, Protasiewicz
V: Holder (61,19), Bjerre, Kołodziej, Jonasson
VI: Lindbaeck (61,81), Korneliussen, Kołodziej, Watt
VII: Holder (62,00), B. Pedersen, Kasprzak, Davidsson
VIII: Crump (61,34), Jonasson, Iversen, Hampel
IX: Gollob (61,38), Ward, N. Pedersen, Jonsson
X: Gollob (61,12), Bjerre, Lindgren, Batchelor
XI: Hampel (62,31), Batchelor, Korneliussen, Davidsson
XII: Gollob (61,34), Jonasson, Watt, B. Pedersen
XIII: Protasiewicz (61,88), Holder, Iversen, Jonsson
XIV: Lindgren (61,72), Crump, N. Pedersen, Kołodziej
XV: Bjerre (61,69), Lindbaeck, Ward, Kasprzak
XVI: Holder (62,93), Lindgren, Gollob, Korneliussen
XVII: Crump (62,50), Protasiewicz, Lindbaeck, Bjerre
XVIII: Kołodziej (62,53), Lindgren, Iversen, Ward
XIX: Kasprzak (62,01), Batchelor, Jonasson, N. Pedersen
XX: Hampel (62,25), Bjerre, Watt, Jonsson
XXI: Protasiewicz (62,13), Jonasson, N. Pedersen, Ward
XXII: Batchelor (62,47), Kołodziej, Lindbaeck, B. Pedersen
XXIII: Iversen (62,33), Kasprzak, Lindgren, Watt
XXIV: Hampel (62,28), Holder, Lindbaeck, N. Pedersen (u)
XXV: Gollob (62,47), Crump, Bjerre, Jonasson

Gladiatorzy owalu, giganci czarnego sportu, złote chłopaki, po prostu mistrzowie świata. I to trzykrotni z rzędu. Mowa o biało-czerwonych, którzy dwa dni temu podczas finału The FIM PGE Polska Grupa Energetyczna Speedway World Cup dostarczyli nam tyle samo powodów do wzruszeń, co do wściekłości.

Gdyby w X biegu Tomasz Gollob nie przywiózł sześciu punktów jako dżoker, albo koledzy z drużyny nie posłuchali jego mistrzowskich rad, dotyczących jazdy bliżej bandy, zapewne nasza reprezentacja nie tylko nie obroniłaby tytułu, ale niewykluczone, że nawet w ogóle nie stanęłaby na podium. Gdyby w II wyścigu Jarosław Hampel był niezdolny do jazdy po niezamierzonym ataku Darcy'ego Warda (na powtórkach było widać jak na dłoni, że młody Australijczyk stracił na chwilę kontrolę nad motocyklem i dlatego "ściągnęło" go na dużą, wprost na motocykl "Małego"), to jechalibyśmy w czwórkę, a to znacznie zredukowałoby nasze wysokie aspiracje.

Gdyby nasze "Orły" prowadził inny trener niż Marek Cieślak, który z niejednego pieca jadł chleb, byłoby znacznie trudniej o powodzenie misji "Puchar im. Ove Fundina". Gdyby Piotr Protasiewicz, co sam przyznał, nie zerwał z mitem "PePego", który zawodzi w najważniejszych momentach, również nie byłoby tego złota. I gdyby nie ta fantastyczna publiczność, którą tworzyli kibice ze wszystkich zakątków kraju, która podrywała "Orły" do boju w chwili zwątpienia (pojedyncze gwizdy pojawiły się bardzo szybko, bo już po VII biegu, ale na szczęście równie szybko znikły), również nie mielibyśmy tak radosnego wieczoru, co w minioną sobotę.

Ale wszystko udało się tak, jak marzyliśmy. Wspaniała pogoda, walka na całego, hektolitry wylanego potu i pasja, która znów zaprowadziła Polaków na szczyt, a w zasadzie pozwoliła nam na nim zostać.
Dwie pierwsze serie przyprawiły nas o palpitację serca, a gorąca atmosfera gęstniała z biegu na bieg. Od III gonitwy do VIII włącznie Polacy zdobyli raptem cztery punkty. Najgroźniejsi nasi rywale, Australijczy, uciekli nam w tym momencie już na osiem "oczek". I wtedy do akcji wkroczył Gollob. Najpierw wygrał swój wyścig, po chwili przywrócił wiarę po podwójnej "trójce" jak dżoker. To był przełom, bo w jego ślady poszli koledzy. Na tyle skutecznie, że po XIII biegach Polska prowadziła z 26 pkt., a druga ekipa miała 23. Powoli dystans tracili Duńczycy i Szwedzi, a finał stawał się wewnętrzną sprawą prowadzącego duetu. Australijczycy nie spasowali i na początku przedostatniej serii znów to oni byli na czele.

Teraz to my traciliśmy trzy "oczka", ale końcówka należała do "Orłów". Biało-czerwoni perfekcyjnie wykorzystali czwarte pole, które niosło naszych reprezentantów do przodu. Doszło nawet do tego, że "Kangury" musiały skorzystać z dżokera! Ale wówczas znak stopu postawił Hampel, który w XXIV wyścigu przywiózł za plecami Chrisa Holdera. A potem szalona radość z sukcesu, którego nikt nie dał nam przecież za darmo!

Kapitan reprezentacji Tomasz Gollob postawił wszystko na jedną kartę i jako "dżoker" zakończył koszmar, a Piotr Protasiewicz najwięcej zawdzięcza teamowi i bratu, którzy wybrali motor. Obaj mocno przyczynili się do wspaniałego zwycięstwa Polaków.

Rozmowa z Piotrem Protasiewiczem

Piotr Protasiewicz
Piotr Protasiewicz Bogusław Sacharczuk

Piotr Protasiewicz
(fot. Bogusław Sacharczuk)

Dżoker jest biało-czerwony

Finał Drużynowego Pucharu Świata przypominał mi szczenięce lata i grę w karty. Siadaliśmy ze starszym bratem przy stole i "makao" rozbrzmiewało przez długie godziny. Z każdym rozdaniem szło mi coraz lepiej. Pamiętam też lekcję o dżokerze. Bardzo się zdziwiłem, że najefektowniejsza karta w talii zastępuje każdą inną. Roześmiany trefniś okazywał się bardzo przydatny. Oczywiście musiałem się nauczyć jak najlepiej z niego korzystać. Później zdarzało się, że lałem swego nauczyciela bez litości.
Myślałem, że selekcjoner Marek Cieślak częstuje wszystkich przesadną kurtuazją. W jego ustach Tomasz Gollob był absolutną gwiazdą, filarem, "sufitem" kadry. Rozumiem, mistrz świata, ale przecież sam nie wygra drużynówki. W pamięci miałem choćby leszczyński finał w 2009 r., kiedy "Chudy" wygrał nam złoto, ale na motocyklu Krzysztofa Kasprzaka. Cóż, IX i X wyścig sobotniego finału spowodowały, że dziś oceny Cieślaka już mnie nie dziwią. Selekcjoner grubo przed imprezą przejrzał swe karty i dokładnie wiedział, jak i kiedy używa się tej najmocniejszej. Brawo! Także dla pozostałych, bez których dżoker to tylko figura.
Inne obserwacje po sobotnim finale? Darcy Ward - za numer z Jarkiem Hampelem powinien dostać sporą karę finansową - potwierdził teorię Cieślaka, że młodzi nie wytrzymują presji DPŚ-u. Uwagi "Kangurów", że tym razem wyłącznie Polacy wywalczyli złote medale i wycieczki pod adresem narodowości Rune Holty są poniżej pasa. Za to brawo dla Nickiego Pedersena, który upadł, ale szybko wstał, gdy Hampel jechał po złoto...

Marcin Łada

Robert Gorbat: - Do dziewiątego wyścigu wszyscy drżeliśmy o końcowy wynik. Potrafi pan wytłumaczyć nieudany początek zawodów?
Piotr Protasiewicz: - Wszystko miało znaczenie: trochę złe ustawienia naszych silników, niekorzystne pierwsze pole startowe, z którego jechaliśmy aż pięć razy. Po drugiej serii zrobiliśmy sobie w parkingu krótkie zebranie. Pozmienialiśmy przełożenia i potem byliśmy już naprawdę mocną drużyną.

- Czy w początkowej fazie finału tor stanowił dla was zagadkę?
- Nawierzchnia zachowywała się normalnie, choć była nieco bardziej przyczepna niż na treningu. Ale to nie ona wpłynęła na nasze niepowodzenia. Przeciwnicy po prostu szybciej i lepiej odczytali jej właściwości.

- W czym tkwi siła biało-czerwonych? W nadzwyczajnej zdolności mobilizacji?
- Wszystkie drużyny potrafią się mobilizować. Ale my najszybciej wyciągnęliśmy trafne wnioski. Przestaliśmy popełniać błędy i to się przełożyło na końcowy wynik. Osobiście najwięcej mam do zawdzięczenia mojemu teamowi i bratu, który sam wybrał mi motocykl na drugą część zawodów.

- Jako pierwszy z polskiej drużyny zaczął pan wygrywać starty. Była w tym jakaś tajemnica?
- Może po prostu jestem dobrym zawodnikiem (śmiech)? A tak na poważnie: od trzeciej serii wszystko zaczęło mi pasować. I pola startowe, i nawierzchnia całego toru, i sprzęt. Nawet jeśli nie ruszałem pierwszy spod taśmy, to potem mocno się rozpędzałem i przyjeżdżałem na metę z dużą przewagą nad rywalami. Tak, jak w trzynastym biegu, kiedy minąłem na dystansie dwóch mocnych rywali.

- Jak pan oceni postawę polskich kibiców?
- Przed finałem mówiliśmy wielokrotnie, że fani będą naszym szóstym zawodnikiem. I nie zawiedliśmy się. Osobiście pewnie już się nie doczekam oklasków na torze w Gorzowie. Ale w sobotę najważniejsza była drużyna.

- Dziękuję.

Rozmawiał Robert Gorbat

Rozmowa z Tomaszem Gollobem

Tomasz Gollob
Tomasz Gollob Bogusław Sacharczuk

Tomasz Gollob
(fot. Bogusław Sacharczuk)

Nikt nie udawał

Kiedy zabawa w sport jest najwspanialsza? Gdy walka toczy się na serio, o wysoką stawkę i jest wolna od wszelkich podtekstów. Gdy zawodnicy wkładają w nią maksimum ambicji, zaś kibice ciałem i duszą identyfikują się ze swymi idolami. Tak właśnie działo się w sobotni wieczór na gorzowskim ,,Jancarzu''.
Nie udawali żużlowcy. Ani Darcy Ward, który w powtórce drugiego wyścigu wsadził w płot Jarka Hampela, bo w sportowym zacietrzewieniu zapomniał na chwilę o zasadach fair play. Ani Tomasz Gollob, który między IX a XII biegiem zdobył dla naszej reprezentacji 12 punków i od młynków na mecie omal nie stracił lewej ręki. Ani Troy Batchelor, który ,,niepotrzebnie'' wygrał XXII gonitwę i uniemożliwił swej drużynie szybsze skorzystanie z jokera.
Nie udawali kibice. Ani ci miejscowi, z Ziemi Lubuskiej, ani ci ciągnący do Gorzowa z najdalszych zakątków Polski, a nawet zagranicy. Ich zaciśnięte do białości dłonie po pierwszych ośmiu, nieudanych dla nas gonitwach były tak samo autentyczne, jak łzy radości po triumfalnym, XXIV wyścigu.
Nie udawali też organizatorzy. Nikt nie ,,ściemniał'', że finał zrobił się sam, że nie wymagał miesięcy starań i często trudnych, finansowych kompromisów. Ale też nikt nie krył dumy, iż Gorzów doczekał się takiego stadionu, takiej imprezy i takiego sukcesu. Jeśli ludzie padali sobie w objęcia i gratulowali sukcesu, to robili to spontanicznie i z potrzeby serca.
Taki był właśnie ciepły, fascynujący i zapierający dech w piersiach wieczór przy Śląskiej.

Robert Gorbat

Robert Gorbat: - Jak duże było w was pragnienie zwycięstwa?
Tomasz Gollob: - Przeogromne! I chyba dlatego potrafiliśmy stworzyć tak zgrany, zdeterminowany zespół, którego nie złamały początkowe niepowodzenia. Jeden jechał za drugiego, nikt nie miał do nikogo pretensji.

- Po ośmiu wyścigach zajmowaliśmy ostatnie miejsce, traciliśmy osiem punktów do Australijczyków. Co pan myślał, wyjeżdżając do kolejnego biegu?
- Że czas skończyć ten koszmar, bo za chwilę nic nie zostanie z naszych marzeń. W głowie miałem wszystko: obrazy pracy przy sprzęcie, myślenie o sobie i drużynie. I wielkie pragnienie zwycięstwa.

- Po minięciu linii mety niemal eksplodował pan z radości. Tak wielkie było wewnętrzne ciśnienie?
- W pierwszym starcie zdefektowało mi sprzęgło. Byłem bardzo zdenerwowany, bo wiozłem pierwsze miejsce, a skończyłem na trzecim. Jak wszystko zagrało, to wróciła pewność siebie oraz radość z jazdy i wygrywania.

- Zaraz potem pojawił się pan na torze w roli jokera. Znów wielkie nerwy?
- Nie miałem czasu na zastanawianie się. Gdy tylko wjechałem do parkingu, trener Marek Cieślak rzucił krótko: ,,Dżoker!''. I odszedł. To był rozkaz, które należało wykonać. Zdawałem sobie sprawę, że od tego wyścigu zależą losy naszej walki o tytuł. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Po starcie byłem trzeci, potem kolejno wyprzedzałem przeciwników. Wiedziałem, że nie mogę zawieść. Stąd tak bardzo emocjonalna reakcja na mecie.

- W ostatnim biegu nie odpuścił pan Jasonowi Crumpowi. Ta gonitwa o niczym nie decydowała, tymczasem wy ścigaliście się, jak szaleni!
- Taki już jestem, że nie umiem zwalniać. Wpadłem w swój rytm, w każdym starcie liczyły się tylko trzy punkty. Dodatkowo niosła mnie świadomość sukcesu i wspaniała publiczność. Warto było dla niej jechać i wygrywać.

- Dziękuję.

Rozmawiał Robert Gorbat

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska