Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Protest ratowników medycznych. W Gorzowie wciąż bez porozumienia. Jak wygląda sytuacja w regionie?

Magdalena Marszałek
Magdalena Marszałek
Wciąż nie ma porozumienia w sprawie podwyżek wynagrodzeń dla ratowników medycznych z Gorzowa.
Wciąż nie ma porozumienia w sprawie podwyżek wynagrodzeń dla ratowników medycznych z Gorzowa. Pexels
Są spotkania i propozycje podwyżek, ale wciąż nie ma porozumienia. Ratownicy z Gorzowa, którzy przed kilkoma dniami masowo złożyli wypowiedzenia twardo i konsekwentnie obstają przy swoim. Rozmowy trwają dalej.

Walka o godne warunki pracy

Jeszcze niedawno ich pracę nagradzano brawami, ale dziś sytuacja wygląda już inaczej. Ratownicy medyczni, którzy są ważnym ogniwem w systemie ochrony zdrowia mówią wprost - skończył się czas klaskania z balkonów, a w zamian przyszło zderzenie z szarą rzeczywistością i walka o ludzkie warunki pracy.

Ale choć protest ratowników medycznych trwa w całym kraju już od kilku tygodni, to naprawdę głośno zrobiło się o nim po tym, jak wszyscy kontraktowi pracownicy gorzowskiego pogotowia postanowili zrezygnować z pracy i złożyli wypowiedzenia. Tak stanowcze i radykalne działanie odbiło się szerokim echem i wywołało prawdziwą burzę.

- Od miesięcy mówiliśmy o naszej trudnej sytuacji, pracy po kilkaset godzin w miesiącu, brakach w zespołach ratowniczych i o zarobkach, które pozostawiają wiele do życzenia. Rozmawialiśmy z pracodawcą, który mówił, że nie ma pieniędzy na podwyżki, pisaliśmy pisma do władz województwa, ale wciąż odbijaliśmy się od ściany, bo nikt nie chciał z nami rozmawiać. Dlatego uznaliśmy, że podjęcie tak radykalnych kroków jest jedyną słuszną metodą, żeby wreszcie ktoś zechciał nas wysłuchać - mówi ratownik Michał Jabłoński.

Wypowiedzeń wciąż nie wycofali

Tymczasem jeszcze w czerwcu wojewoda lubuski informował dyrekcję gorzowskiej stacji pogotowia o wygospodarowaniu dodatkowych pieniędzy, które zostaną przeznaczone na podniesienie stawek za dobowe utrzymanie jednej karetki. Od września mają one wzrosnąć o 8 procent. Gdy mimo tej zapowiedzi ratownicy postanowili złożyć wypowiedzenia - z propozycją podwyżki wyszedł szef jednostki. Zaproponował zwiększenie stawki z 31 do 55 złotych za godzinę. Ratownicy z propozycją się zapoznali, ale wypowiedzeń... nie wycofali.

- Doceniamy ten gest, ale to jest trochę takie obiecywanie gruszek na wierzbie. Już nawet pomijając fakt, że ta propozycja mija się z naszymi oczekiwaniami, to w dodatku ona nie ma żadnego realnego pokrycia. Bo co z tego, że wywalczymy wyższe stawki, skoro tym samym zadłużymy naszą stację. To jest błędne koło - dodaje Michał Jabłoński.

O tej propozycji ratownicy rozmawiali podczas specjalnego spotkania z dyrektorem pogotowia oraz przedstawicielami Narodowego Funduszu Zdrowia i Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego. Kompromisu nie udało się jednak wypracować.

- To było takie pierwsze wspólne spotkanie i myślę, że owocne, ponieważ poznaliśmy też inne problemy, z jakimi na co dzień borykają się ratownicy. Mówili między innymi o pozostawiającej sporo do życzenia współpracy z POZ czy zbyt długim czasie oczekiwania na przyjęcie pacjentów do SOR. Wszystkie te uwagi zostaną przeanalizowane. Na pewno poszerzyliśmy swoją wiedzę i zebraliśmy faktyczne oczekiwania ratowników - zapewnia dyrektor biura wojewody lubuskiego Karol Zieleński.

W regionie stabilnie, ale jak długo?

Sprawę na ostrzu noża postawili nie tylko ratownicy z Gorzowa. Podobna sytuacja jest w Sulechowie, gdzie spora część pracowników pogotowia nie podpisała kontraktów. Pojawiły się problemy z obsadą, dlatego do pacjentów jeżdżą już karetki z Zielonej Góry. A jak wygląda sytuacja w innych miastach?

- W Nowej Soli, Żarach czy Żaganiu te stawki nie są aż tak niskie, dlatego tam obsada cały czas jest i ratownicy dochodzą do porozumienia ze swoimi pracodawcami. Ale niektórzy wciąż zastanawiają się nad rezygnacją, bo kiedy skończył się dodatek covidowy, ich pensje zostały mocno obniżone. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ludzkie życie jest bezcenne, ale to nie oznacza, że za jego ratowanie mamy dostawać jałmużnę, a nie godne zarobki - mówi Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.

Rozwój sytuacji cały czas śledzą ratownicy z Zielonej Góry. Nie ukrywają, że nastroje są złe i niewykluczone, że tutaj również może dojść do fali wypowiedzeń.

- Sam jestem ratownikiem, choć teraz pełnię również funkcję dyrektora. Dlatego doskonale rozumiem sytuację i obawy ratowników - twierdzi Marcin Mańkowski, dyrektor pogotowia w Zielonej Górze. - Musimy pamiętać, że ratownicy ciężko pracują, niemal każdy dyżur jest trudny, to jest często 8-10 wyjazdów dziennie, a czasami nawet 14, co oznacza 300-400 godzin pracy miesięcznie. Ciągle w biegu, często bez szans na normalne prywatne życie. Uważam, że takie osoby za swoje poświęcenie powinny być godnie wynagradzane, szczególnie gdy w służbie zdrowia brakuje nam pracowników. Jednocześnie jednak jako dyrektor zdaję sobie też sprawę, jakie mamy fundusze - tłumaczy Mańkowski. Ale jednocześnie zaznacza, że wierzy w znalezienie porozumienia.

WIDEO: Protesty ratowników medycznych w całej Polsce. Domagają się podwyżek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska