Kibice zupełnie słusznie podkreślali, że rywal wyglądał jakby mu bardziej zależało, jakby jego koszykarze mocniej chcieli wygrać i awansować do finału. Nasi prezentowali się jako zespół który, jeśli się uda, to OK, wygra. Jak się nie uda, to nie ma tragedii. Oczywiście tragedii nie ma, bo znam gorsze rzeczy niż porażka w półfinale mistrzostw Polski. Jednak szkoda, że kibice zostają z tym poczuciem, że ich zespół, z którym byli i są na dobre i na złe, nie zrobił wszystkiego, co mógł, a raczej zrobił niewiele, by wygrać i awansować do finału.
Oczywiście po takiej wtopie (obojętnie od tego, co powiemy, porażka 0:3 w takim stylu to wtopa) pojawiają się pytania o przyczyny. Nie chcę straszyć Czytelników tym, jakie historie krążą o tym od ilu miesięcy zawodnicy czekają na wypłaty, w jakiej wysokości jest dług klubu, bo nawet jeśli te opowieści zredukować o połowę, byłyby materiałem na niezły scenariusz filmu grozy. Najciekawsze, że oficjalnie wszystko jest OK. Zawodnicy nie chcą powiedzieć słowa, nieoficjalnie przyznając, że są - i to spore - zaległości. Szefostwo pytane o długi odpowiada, że tak jak w rodzinie raz z kasą jest dobrze, a raz źle. Złośliwi od razu przypominają, że nikt już nie pamięta kiedy było dobrze, a już ultra złośliwi, że bywają też rodziny patologiczne...
Ale zostawmy to. Przed koszykarzami jeszcze mecze o brąz. Zadzwonił do mnie kibic, który powiedział, że od kilku lat kupuje karnet, czyli zawiera umowę z klubem. W poprzednim sezonie się wkurzył, a teraz czuje się oszukany tym, co mu zaserwowano. Nie będzie miał pretensji jeśli nie zdobędziemy brązowego medalu, ale chce by zespół w każdym z dwóch meczów walczył do końca. Apeluje o to do koszykarzy. Niech pokażą charakter niezależnie od zaległości. Nie pozostaje mi nic innego, jak przyłączyć się do tego apelu.
Mecz lidera czwartej ligi piłkarzy Falubazu w momencie pierwszego gwizdka sędziego oglądało 78 osób! Nawet gdybym doliczył rowery niektórych nie pękłaby setka. I niech ktoś mi powie, że Zielona Góra to nie jest antyfutbolowe miasto! Piękna wiosenna pogoda, sobotnie popołudnie, gra najlepszy zespół w mieście, a już za trzy tygodnie pewnie najlepszy w naszym województwie, a na stadionie dramatyczne pustki! To jakiś absurd, coś nie do ogarnięcia. Gdyby spojrzeć na to z drugiej strony to dla kogo starać się coś tutaj robić? Ci którzy bywają na stadionie (w sumie jest nas tak mało, że wszyscy się znamy, przynajmniej z widzenia) i tak będą chodzić na mecze niezależnie od tego, w jakiej lidze zagra zespół. Bo futbol jest najważniejszy. A, że niektórzy tego nie widzą? Trudno, widocznie są ślepi...