Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przecież to gotowe scenariusze filmowe. Tak z Kresów wywożono święte obrazy

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Bogaczów i matka Boża, która przybyła tutaj z Koropca
Bogaczów i matka Boża, która przybyła tutaj z Koropca Archiwum
Najpierw w ukryciu starały się przetrwać terror ostatnich miesięcy polskich Kresów. Później z wiernymi dzieliły trudy transportu na Ziemie Odzyskane, tułaczki i wreszcie często ukrywania się przed komunistycznymi władzami. Święte wizerunki przywiezione z Kresów otaczane są szczególną czcią. Ich symbolem stać się ma Matka Boża Klewańska...

Oto od 22 do 24 maja w Skwierzynie nastąpi uroczyste ogłoszenie powstania Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin przybyłych z Kresów. Miejsce nie jest przypadkowe bowiem tutaj, 6 czerwca 1945 roku, wraz z przesiedleńcami z kresowego Klewania, przybył wizerunek Matki Boskiej Klewańskiej.
- Chcielibyśmy, aby nowe sanktuarium stało się uosobieniem bogactwa wiary, ale i kultury i tradycji Kresów II Rzeczpospolitej i ludzi, którzy mieli siłę, mimo wypędzenia z ojcowizny, budować nową ojczyznę tutaj, na Ziemiach Odzyskanych – mówi inicjator powstania sanktuarium, proboszcz parafii św. Mikołaja w Skwierzynie Kazimierz Małżeński.

Obejrzyj film "Kresy" Gazety Lubuskiej

Matka Boża Wspomagania Wiernych

Klewań to małe miasteczko w zachodniej Ukrainie nad rzeczką Stubłą. Zamek w Klewaniu od końca XV wieku stał się główną rezydencją polskich książąt Czartoryskich. Przed II wojną światową mieszkało tu około 1,3 tys. i miejscowość przyciągała letników. Obraz Najświętszej Marii Panny z Klewania nie na darmo nazywany jest Obrazem Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych. Nie raz, i nie dwa wydawało się, że zgromadzeni wokół niego wierni przeżyli tylko dlatego, że udali się pod jego opiekę. Podobizna Matki Bożej z Dzieciątkiem, namalowany został prawdopodobnie ok. XVII wieku przez Karla Dolce.

Według Siergieja Kalibirdy, to książę Kazimierz Florian Czartoryski przywiózł ikonę z Rzymu w 1642 roku. Bardzo szybko został uznany za cudowny. Mieszkańcy okolicznych wsi i miast mieli doznawać wielu łask i odzyskiwać wiarę dzięki wstawiennictwu Matki Biskiej Klewańskiej.

Cuda zostały potwierdzone nawet przez protokół notariusza apostolskiego Baptista de Rubeisa. Na miano to, zdaniem wiernych, zapracował również podczas II wojny światowej, gdyż pod jego opieką mieszkańcy przetrwali rzeź wołyńską i inne dramatyczne wydarzenia tego okrutnego czasu. Przerażeni klewanianie spędzali całe noce na modłach przed cudownym obrazem w zamkniętym kościele. W dzień wracali do swoich domów.
Gdy w 1945 r. ludzie z Klewania ruszyli na zachód nie mogli zapomnieć o swojej opiekunce. Henryk Wielogórski zaproponował swojej sąsiadce Stanisławie Basaj zabranie ze sobą cudownego obrazu, co miało uchronić obraz przez zniszczeniem z rąk krasnoarmiejców. Sam Wielogórski nie podjął się tego trudnego zadania, ponieważ w jego domu kwaterował sowiecki żołnierz. Wraz z obrazem podróżowały chorągwie kościelne czarne z obrazami, sztandary zielone, feretron Matki Bożej Lourdańskiej, stare ornaty i ręcznej roboty srebrną trumienkę, pochodzącą z XVII wieku, z relikwiami św. Bonifacego Męczennika. Ale z polecenia kurii biskupiej trumienka została przewieziona do Gorzowa…

Stanisławie Basaj udało się zabrać obraz ze sobą i wyruszyć transportem na tzw. Ziemie Odzyskane. Transport wyruszył z Klewania 17 maja 1945 roku (w jego skład wchodziło około 800 osób), a do Skwierzyny dotarł 6 czerwca.

Skwierzyński proboszcz ukrył wizerunek na plebanii kościoła św. Mikołaja aż do 1950 roku. Później umieszczono go w kaplicy pod chórem. Przed władzami ukrywano jednak wciąż prawdziwą wartość i znaczenie obrazu.
Oficjalne umieszczenie obrazu Matki Boskiej Klewańskiej w głównym ołtarzu świątyni nastąpiło dopiero w 1968 roku. Jak mówią skwierzynianie, gdy nastał proboszcz ks. Edmund Łowiński i zobaczył, że tak wielu ludzi klęczy przy bocznym ołtarzu, postanowił w przenieść obraz do ołtarza głównego. Stwierdził, że św. Mikołaj jest mężczyzną i na pewno ustąpi kobiecie miejsce. Intronizacji wizerunku dokonano po upadku komunizmu, 23 maja 1992 roku.

Sama wybrała miejsce

Do Konradowa koło Wschowy z Rzęsnej Polskiej koło Lwowa trafiła MB Pocieszenia. Dziś to dzielnica Lwowa, ale dawniej była to osobna wieś, własność łacińskich arcybiskupów lwowskich. W przeciwieństwie do pobliskiej Rzęsny Ruskiej zamieszkana była w większości przez Polaków.
Już o historii tego obrazu krąży legenda. Oto pewien galicyjski rolnik orał pole. Nagle ujrzał obraz przedstawiający matkę Bożą, który wisiał na drzewie. Wraz z małżonka uradzili, ze tak piękny obraz trzeba zawieźć do Lwowa.

Mniej więcej w okolicy Rząsnej woły ciągnące wóz zbuntowały się i nie chciały się ruszyć. Małżonkowie i świadkowie wydarzeń doszli do wniosku, że to matka Boża zadecydowała, że chce pozostać w Rząsnej.

Tutaj inicjatorem migracji był ks. Franciszek Wierzbicki, który w 1945 roku zabrał ze sobą obraz do Przytocznej, gdzie pozostał do swojej śmierci w 1959 r. Obraz wisiał w sypialni na plebanii, gdyż w miejscowym kościele znajdował się już wizerunek Matki Bożej. Po śmierci duchownego obraz znalazł się na strychu. W 1974 roku proboszcz z Konradowa otrzymał obraz od ówczesnego duszpasterza z Przytocznej.
W Konradowie obraz poddano renowacji, a duchowny zadbał również o jego sytuacje prawną z Kurią Arcybiskupią w Lubaczowie. Jako rekompensatę za posiadany obraz Matki Bożej parafia w Konradowie zobowiązała się ofiarować budującemu się kościołowi w Lubaczowie stacje Drogi Krzyżowej. Sam obraz Matki Bożej Pocieszenia znalazł swoje miejsce w ołtarzu głównym w kościele w Konradowie.

Obecna wieś to tylko cień dawnego Trzebiela

Obraz „z domu”

Pięknie tam było. Pagórki, rzeka Koropiec i dalej płynący zakolami Dniestr. Dwie główne drogi dzieliły miejscowość na cztery części. Ta bardziej reprezentacyjna biegła wzdłuż rzeki. Nazwa "Koropiec" była zastrzeżona tylko dla ścisłego centrum, pozostałe miały swoje własne miana - Łęgi, Przewoźca, Wagnerówka i Podciemne. Na drugim brzegu Koropca było raptem kilka gospodarstw połączonych z centrum kładkami. Zdecydowaną większość stanowiły rodziny ukraińskie (rusińskie) i bardzo wiele mieszanych.
Kresowy Koropiec żyje w Bogaczowie, a najwspanialszą pamiątkę po koropieckiej przeszłości znajdziemy w miejscowym kościele. To obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, przywieziony stamtąd, jak mówiono tutaj przez lata, "z domu". W Koropcu zajmował poczesne miejsce w prawym bocznym ołtarzu konsekrowanego w 1882 kościoła pw. św. Mikołaja.

Jak chce legenda obraz został "porwany" przez Turków w dobie wojen polsko-tureckich. Król Wiśniowiecki odkupił go za tyle srebra ile obraz ważył. Inna wersja tej opowieści mówi, że mimo starań najeźdźcy nie mogli załadować świętego obrazu na wóz. Polacy to wykorzystali wykupując podobiznę Matki Boskiej za zebrane złotem.

Obraz, przedstawienie "Marii Pocieszycielki Strapionych", to olej na płótnie namalowany prawdopodobnie w drugiej połowie XVII wieku. Do obrazu ze sceną adoracji dodano ozdobną sukienkę składającą się z ośmiu części. Gdy do Koropca weszli Sowieci obraz został ukryty przez rodziny Jaworskich, Małachowskich, Kwietniów...

Św. Rozalia z Boruszyna

- A przed snem często ze trzy razy moje Kretowce oblecę – opowiadała nam przed laty Franciszka Barszczuk, otwierając drzwi do niewielkiego kościółka w podżarskim Boruszynie, który niegdyś był opuszczonym przedwojennym domem. Gdy weszliśmy, natychmiast ją widzimy. Św. Rozalię. Kobieta patrzy na nią nie jak na świętą, z uwielbieniem. Raczej jak na najbliższego człowieka, przyjaciółkę, opiekunkę...
- Była przy moich chrzcinach, komunii, weselu... - kiwała głową pani Franciszka. - I pewnie przy śmierci będzie. I jaka jest piękna, aż blask od niej bije. Przy każdej okazji przybiegnę tutaj, a daleko nie mam, i ze dwa razy szepnę "święta Rozalio, opiekuj się nami". A ona widać to słyszy.

Kretowce, województwo tarnopolskie, powiat zbaraski. Środkiem płynęła rzeczka Nitycz, równolegle do niej biegły dwie ulice, przy których poutykane stały domy. To była dziwna wieś jak na tamte tereny, mieszkali tu sami Polacy i nawet Ukraińcy i Rosjanie nazywali ją polskim gettem.

W czasie krwawych dni, pogromów Lachów, mordów na Wołyniu, polskim oddziałom samoobrony udało się kilkakrotnie odeprzeć ataki UPA.
Dzwonnica, kościół... I w głównym ołtarzu Ona. Św. Rozalia. Czyż było ważne, że zdaniem fachowców obraz jest raptem XIX-wieczną kopią włoskiego płótna? Tak naprawdę do Niej przychodziło się modlić, prosić o wszystko, a czasem tylko zwierzyć się. Była skuteczną orędowniczką. Gdy okolicę pustoszyła zaraza, obraz wyniesiono przed świątynię. Ludzie mu się pokłonili i choróbsko odpuściło...
Pod koniec 1945 roku, dom po domu, Kretowce zaczęły pustoszeć. Mieszkańcy całej okolicy ruszyli do pobliskiego Zbaraża, gdzie czekali na transporty.
- My wyjechaliśmy ze Zbaraża w ostatniej turze, to było 8 grudnia - wspominała pani Franciszka. - Z nami jechał kretowiecki proboszcz ksiądz Kazimierz Klle. I jechała Ona.
W pośpiechu pakowano wyposażenie kościoła. Wcześniej odbyła się pożegnalna msza. Tej chwili nie zapomni żaden z jej uczestników, to było rozstanie rozdzierające serce. Po nim ludzie załadowali ostatnie toboły. Pakowała się i Ona. Trafiła do zbitej z desek skrzyni, opatrzonej szmatami. Jak mówią w Boruszynie, do skrzyni włożyli ją Stasiu i Maryśka. Trzy dzwony z kościoła zakopano. Nigdy ich już nie odnaleziono. Tylko w uszach ludzi z Kretowic czasem słychać, jak dzwonią.
Wigilię spędzili w pociągu, ale już w Żarach. Jaka była? Pełna niepewności. Pierwszy i drugi dzień świąt to Lipinki Łużyckie i nadzieja. Boruszyn był wiosną. A wiosna była piękna i wczesna tego roku...
- Święta Rozalia nad nami czuwała - dodawała pani Franciszka. - Przywiodła nas tutaj. Bo teraz w Boruszynie jest nasza ojczyzna. Bo tutaj jest Ona i nasi bliscy. Na cmentarzu. Gdy pójdziemy na nasz boruszyński, zobaczymy na grobie mojej stryjenki napis, że była to pierwsza osoba pochowana już tutaj, w naszej nowej wsi.
Święta Rozalia najpierw znalazła się w Lipinkach, gdzie dostała swój ołtarz, ale kościół dzieliła z przywiezionym również z Kresów, patronem Zbaraża św. Antonim. W zależności od tego, czyj odpust się zbliżał, ten z patronów okupował ołtarz główny. Ale z czasem Antoni zdobywał sobie coraz większe uznanie.
W latach 90. zapadła decyzja, że kościół w Lipinkach będzie miał jednego patrona - św. Antoniego. A św. Rozalia miała ruszyć za swoimi - do Boruszyna, gdzie zorganizowano dla niej kaplicę z przerobionej remizy.
Żywot św. Rozalii z Boryszyna nie jest legendarny. Tam, w Kretowcach, dzięki św. Rozalii wszyscy czuli się bezpieczni. Przetrwali kolejne pomory, wojny i eksplozje nienawiści. I teraz mieli nadzieję, że to spłynie na nich także tutaj, w Boruszynie. Podczas transportu włamano się do wagonu, ogołocono ze wszystkiego co cenne, ale obraz został. I oni zostali.
- Dziś telewizory zabijają pamięć - dodają Barszczukowie. - Przed laty ludzie się schodzili i opowiadali sobie historie. A dziś... Ilu młodych z Boryszyna zna historię św. Rozalii? A szkoda, że to wszystko umiera. Och, święta Rozalio!

Jak w filmie

Całkiem sporo mamy przykładów podobnych wędrówek. Każda była obciążona ryzykiem, każda nadaje się na scenariusz filmu. W Trzemesznie Lubuskim znalazł się w ten sposób XVII-wieczny wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem z Buczacza. Niestety spłonął kilka lat temu. Z tego samego Buczacza obraz „Wniebowzięcie NMP” znalazł się w gorzowskiej katedrze.
To dowód religijności, przywiązania do symboli, ale także miłości do porzucanej na Kresach ojcowizny. Później przywiezione na obce ziemie zachodnie pozwalały przybyszom oswoić nową codzienność. To były mosty z krainą dzieciństwa. Kresowianie przywieźli z sobą swoje symbole, ale i sposoby uprawiania religijności. Zaczęły pojawiać się „swojskie” krzyże przydrożne i kapliczek, których brakowało, zwłaszcza na obszarach o silnych wpływach protestanckich.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska