Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeczytaj historię lubuskich derbów (pobierz plik)

(lada)
Lubuska historia derbami pisana
Lubuska historia derbami pisana
Kibice specjalnie się nie zmienili, derby wciąż wyzwalają ogromne emocje. Ale cała otoczka, wygląd zawodników, trybun, stadiony, to dziś zupełnie inna bajka. Wielu z nas doskonale pamięta "porządkowych" i sok z woreczka.
Przeczytaj historię lubuskich derbów (pobierz plik)

Derby przy Wrocławskiej 69 nie zaczęły się dziś. To prawdziwy kawał historii. Wystarczy cofnąć się choćby do połowy lat 80.
Nikt nie myślał wtedy o kołowrotkach, eleganckich bramach czy kasach. Tłum ludzi i chmura kurzu, bo podejście od strony miasta było zupełnie miękkie, jak to w lesie. Bramy stalowe, niektóre z powyrywanymi zawiasami. Za to bilet i program kupowało się w okienku wyciętym w betonowym murze. Nic nie trzeba było wpisywać. Wszystko wydrukowane na białym sztywnym papierze i obowiązkowo na niebiesko. Program z zawodów choć brzydki, przechowywało się później jak relikwię. Jeśli podczas prezentacji zawodnicy złożyli na nim autografy, to stawał się powodem do dumy, a także przedmiotem korzystnej wymiany. Za jeden z podpisami można było mieć pięć zwykłych. "Derbowe" miały specjalną cenę.
Wejściówki sprawdzał porządkowy, a w pasie bezpieczeństwa i na koronie przechadzali się starsi panowie w milicyjnych mundurach. Na beretach mieli napis ORMO. Jeden z nich wspominał niedawno, jak radzili sobie z chuliganami. - Kulturalnie wyprowadzało się takiego gościa do samochodu i wywoziło pod Bojadła - wyjaśnił.

Wywieziony musiał wracać na piechotę, czasem ktoś go podrzucił, ale auta trafiały się z natężeniem jedno na dwie, trzy godziny. Kiedy dotarł do Zielonej Góry zdążył wytrzeźwieć, a rywale dawno pojechali.
Ale wróćmy na stadion. Przy wejściu można było kupić oranżadę w woreczkach i oczywiście słonecznik. Nie był paczkowany. Sprzedawca robił tubę z papieru i odmierzał porcję. Trafiały się różne niespodzianki. W okolicach wieżyczki stał słynny samochód, robur do obsługi megafonów. Rzut beretem od niego mieliśmy kultowy zielony kiosk. Istna Mekka najmłodszych fanów żużla. Nalepki, zdjęcia, proporczyki... Kieszonkowe topniało w zastraszającym tempie, a towar kusił. Odpychał za to smród, bo ubikacji brakowało przy W69 od zawsze. Wtedy szło się po prostu pod płot i sprawa załatwiona. Tak przynajmniej robiła męska część publiczności, a na derbach zawsze był ścisk.
Próba toru działała jak ostatni dzwonek w kinie. Ci, którzy jeszcze stali przy kasach, wspinali się na mury i patrzyli na próbne kółka. Atmosfera przy bramach gęstniała, bo każdy chciał już zająć miejsce na ławce. Klasycznym drewniaku, bo innych nie było.

I jeszcze rzut oka na sąsiadów. Niedziela, więc na galowo. Większość panów w koszulach. Sztuczne i strasznie lepiły się do pleców. Nie narzekali tylko ci siedzący na wyjściu z drugiego łuku i prostej startowej. Tradycyjnie siedzieli w cieniu. Z drugiej strony błysnęła czapeczka w stylu "żółwik" z napisem "Gromada" albo "Orbis". Na nosach okulary przeciwsłoneczne, ogromne, plastikowe i zasłaniające połowę twarzy. Spodnie z materiału i sandały, które matka zdobyła w "Sportowcu". A po meczu emocje i gorące rozmowy. Całkiem, jak dziś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska