Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed pubem poszła "kosa"?

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
asifthebes/ sxc.hu
Paweł został pobity przy barze nieopodal posterunku. Atak był zemstą za starą sprawę i za to, że jego brat jest policjantem. Choć do szpitala trafił z raną kłutą klatki piersiowej, napastnicy nie poszli siedzieć.

- Ty policyjna k..., szmato! - usłyszał Dawid, kiedy wysiadł z auta. To krzyczał Grzegorz, którego z mieszkania wyprowadzało dwóch funkcjonariuszy z komendy z sąsiedniej miejscowości. Dawid akurat wracał ze szpitala, dokąd zawiózł swojego rannego brata Pawła.

Uciekaj, bo cię zabiją

Bracia mieszkają w miasteczku na północy województwa. Tam wszyscy się znają. Jeśli nie osobiście, to z widzenia. W soboty bary - a jest ich całkiem sporo, bo to blisko granicy - zapełniają się miejscowymi. Paweł jest już po ośmiu piwach, gdy w nocy trafia do pubu przy posterunku. Przy barze pije kieliszek czystej i z kolegą wychodzi na zewnątrz zapalić. Są sami, a on stoi tyłem do drzwi. Kiedy odruchowo się odwraca, widzi jedynie Andrzeja, jak zamierza się ręką. Po chwili na głowie Pawła ląduje butelka z piwem.

Oszołomiony, schyla się. Wtedy do Andrzeja dołącza Grzegorz. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Paweł dostaje raz za razem. Później zezna, że w pewnym momencie poczuł uszczypnięcie z prawej strony klatki piersiowej. Na hasło bójka zbiegają się inni bywalcy baru. Chłopak, który wyszedł z Pawłem na papierosa, przytrzymuje Grzegorza. A ludzie każą pobitemu uciekać do domu, "bo go jeszcze zabiją".

Jeszcze na ulicy Paweł dzwoni do Dawida, który akurat nocuje u dziewczyny kilkanaście kilometrów od miasta. Nie może złapać tchu, więc brat go nie rozumie. W mieszkaniu idzie do łazienki, myje się i widzi, że z miejsca, w którym poczuł uszczypnięcie, cieknie krew. Gdy do domu wraca Dawid, od razu zabiera go do szpitala.

Po drodze młodszy brat wszystko mu opowiada. Dobrze wie, kto go zaatakował i dlaczego. Policjant zgłasza pobicie dyżurnemu, a ten wysyła patrol, który ma zatrzymać sprawców. W szpitalu Paweł musi przejść operację. Rano funkcjonariusze aresztują Grzegorza i Andrzeja. Dawid jest świadkiem wyprowadzania w kajdankach tego pierwszego. Wtedy padają wyzwiska...

Co się stało przed laty

Andrzej nie skończył nawet podstawówki. Nie zdał w piątej klasie, w siódmej i w końcu trafił do OHP. Tam miał zaliczyć szkołę i zdobyć zawód. Nic z tego nie wyszło, bo wagarował. Zamieszkał z dziewczyną, z którą miał dziecko, pracował. Mimo że wcześniej był karany za kradzieże, nie sprawiał kłopotów. Pił tylko okazyjnie.

Podobnie jak Grzegorz, który prowadził rodzinny interes. Choć jego kartoteka była już gruba. Kilkanaście dni wcześniej dostał wyrok za pobicie. Wcześniej siedział za handel narkotykami. Do paki trafił jeszcze jako uczeń szkoły średniej, a świadkami w procesie byli m.in. Dawid i Paweł. I tu się zaczyna "stara sprawa", za którą oberwał młodszy z braci.

Dziesięć lat wcześniej Grzegorz był miejscowym dilerem. Sprzedawał marihuanę, haszysz i tabletki exstasy innym gówniarzom. Za kilkadziesiąt złotych, góra kilkaset. Klientami byli też Dawid i Paweł. Przynajmniej tak zeznali podczas wstępnego przesłuchania. Policjantom ze szczegółami opowiedzieli, ile towaru kupili i kiedy, z kim palili i gdzie. Zeznania obciążyły Grzegorza, choć później bracia wszystko odwołali!

Zresztą podobnie zrobili inni świadkowie - w większości młodzież. Dawid i Paweł na rozprawie nagle stwierdzili, że nie mieli nic wspólnego z narkotykami, a zeznania podpisali, bo straszono ich więzieniem. Ale sąd nie dał im wiary. W uzasadnieniu zamieścił nawet, że młodszy zachowywał się nonszalancko i kpił z organów ścigania. Ostatecznie Grzegorz trafił za kratki i obwiniał za to m.in. braci. Po wyjściu na wolność kilkakrotnie groził Pawłowi śmiercią, za co też usłyszał zarzuty.

Bili, ale nie dźgnęli

Oskarżeni o pobicie nie przyznali się do winy. Ich relacja zupełnie różniła się od wersji pokrzywdzonego. Napastnicy twierdzili nawet, że to oni są ofiarami! Według nich to Andrzej został zaatakowany przez Pawła i kolegów. A Grzegorz stanął tylko w jego obronie i sam też nieźle oberwał. Tę wersję obalił jednak biegły z medycyny sądowej.

Orzekł, że biorąc pod uwagę charakter ran i umiejscowienie obrażeń Pawła, z dużym prawdopodobieństwem mogły one powstać w sposób podawany przez pokrzywdzonego. W ostatecznym rozwikłaniu sprawy śledczym nie pomogli świadkowie bójki, którzy zeznali, że widzieli jedynie awanturę i że nie było żadnego noża. Większość zasłaniała się wypitym alkoholem, a później niepamięcią.

Sąd uznał, że Grzegorz i Andrzej są winni. Ale jedynie tego, że bili, kopali i zadali cios butelką. Mimo rany jednoznacznie świadczącej, że Paweł został ugodzony ostrym narzędziem w klatkę piersiową, nie odpowiedzieli za użycie "kosy" (Paweł wskazywał, że dźgnął Grzegorz). Sąd uznał, że "nie ma obiektywnych dowodów świadczących o tym, że do zadania ciosu nożem doszło w okolicznościach podanych przez pokrzywdzonego".

Wersji ofiary nie potwierdziły dowody rzeczowe. Nie znaleziono narzędzia, a na rzeczach, które miał na sobie Paweł, nie było śladów korelujących z umiejscowieniem i rozmiarem rany. A to wykluczało tezę, że nóż przeniknął przez odzież. Andrzej został skazany dziesięć miesięcy odsiadki, a Grzegorz na rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska