Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemysław Zamojski (Stelmet Zielona Góra): - Wierzę, że obronimy mistrzostwo Polski

Andrzej Flügel
Przemysław Zamojski ma 27 lat. Żona Izabela, czteroletni syn Jan, roczne bliźniaczki Zuzanna i Alicja. Wychowanek Truso Elbląg, od tego sezonu w Stelmecie.
Przemysław Zamojski ma 27 lat. Żona Izabela, czteroletni syn Jan, roczne bliźniaczki Zuzanna i Alicja. Wychowanek Truso Elbląg, od tego sezonu w Stelmecie. Tomasz Gawałkiewicz
- W sporcie bywają niespodzianki i różnie się może ułożyć. Myślę jednak, że w Eurolidze nie było źle, teraz mamy Eurocup i chyba nie jesteśmy na straconej pozycji. A obrona złota to priorytet. O tym się mówiło w momencie startu do sezonu i to się nie zmieniło - mówi zawodnik Stelmetu Zielona Góra Przemysław Zamojski.

- Jak się czuje zawodnik po takim meczu, jaki pan rozegrał z Treflem w Sopocie?
- Wspaniale. Byliśmy nastawieni na walkę i zwycięstwo. Wiem, że kibice Trefla mają do mnie pretensje, że odszedłem z tego klubu w poprzednim sezonie zaledwie po czterech miesiącach. Wiedziałem, że nie będzie ciepłego przyjęcia. Chciałem się pokazać.

- I pokazał pan...
- Tak. Początek nie był w moim wykonaniu najlepszy, bo coś tam mi nie weszło. Jednak potem trafiłem kilka rzutów, nabrałem pewności, miałem kilka wejść, wykonałem sporo osobistych i poszło. Jak się trafi pierwszy raz z dystansu, to jest potem łatwiej. I tak właśnie było w Sopocie.

- Pochodzi pan z Elbląga. Zaczynał pan w klubie Truso, który raczej kojarzy się z piłką ręczną...
- To prawda. Mój ojciec był szczypiornistą. Mnie na początku kręciło coś zupełnie innego, bo przez siedem lat trenowałem karate i doszedłem do brązowego pasa. Potem próbowałem gier zespołowych, ale najpierw piłki nożnej. Dopiero potem pojawił się basket. Trafiłem do gimnazjum, gdzie był profil koszykarski. Potem uczyłem się w IV LO w Elblągu. Tam był sportowy klimat, a szkoła przygotowywała do studiów na AWF-ie. Wówczas już odnosiliśmy jako zespół sukcesy na kolejnych szczeblach rozgrywek młodzieżowych. Dostrzeżono mnie, bo przyjeżdżały do nas zespoły z Trójmiasta i zawsze dostawały ,,bęcki", mimo, że grali tam zawodnicy już powoływani do kadry seniorów, w której ja jeszcze nie grałem. Wówczas już kusiła mnie Gdynia.

- Postawił pan na koszykówkę?
- Tak. W trakcie nauki w klasie maturalnej pojawiła się oferta z Prokomu Trefla Sopot. Pojechałem w 2005 roku na obóz dla młodych, polskich zawodników. Było nas wtedy w Warszawie czterdziestu, a większość z nich gra do dziś w ekstraklasie, między innymi Adam Hrycaniuk. Tam mnie wybrali do pierwszej piątki turnieju, wygrałem też konkurs wsadów. Zauważył mnie trener z Kansas. Dostałem propozycję wyjazdu i z niej skorzystałem.

- Jak dziś pan ocenia tę decyzję?
- Jako trafną. Patrząc choćby tylko na warunki fizyczne, to wyglądałem tak, jak dziś na przykład Maciej Kucharek. Tam przybyło mi 15 kilogramów, ale to nie było najważniejsze. Nabrałem pewności siebie i przygotowałem ciało do seniorskiej koszykówki. Poprawiłem rzut, na co uwagę zwracali trenerzy. Wcześniej trafiałem, ale technika była zupełnie inna. Także wyraźnie poprawiłem kozłowanie. W sumie polepszyłem się w każdym elemencie. Grałem w lidze przeduniwersyteckiej, skupiającej szkoły odpowiadające naszym policealnym. Było fajnie. Szybko się zaaklimatyzowałem, nie miałem też problemów z opanowaniem języka. Zresztą zawsze miałem do tego dryg. To była super przygoda.

- Potem polska ekstraklasa...
- Opcja gry w Prokomie Treflu dalej była aktualna. Ówczesny szkoleniowiec tego zespołu Eugeniusz Kijewski widział mnie w szerokim składzie. Pokazałem się z dobrej strony i przeskoczyłem do pierwszej drużyny.

- Zielona Góra to pierwszy pana wyjazd do klubu w kraju poza Trójmiastem?
- Tak. Bardzo dobrze się tu czuję. Zostaję do końca sezonu w Stelmecie. Rozmawiamy też o dalszej współpracy.
- Już w poprzednim sezonie mógł pan trafić do Stelmetu?
- Tak. Prowadziliśmy rozmowy. Ale wtedy urodziły mi się bliźniaczki. Chciałem pomóc żonie. Wiedziałem, że jak wyjadę, to będzie musiała radzić sobie sama, a ponieważ zawsze się wspieramy, wolałem zostać. Zresztą jak wracam z treningów to widzę uśmiechnięte twarze jak na mnie czekają, zawsze mogę pobawić się z dziećmi, a także coś pomóc.

- Tworzycie już zespół? Obronicie tytuł?
- Wydaje się, że tak. Wiadomo, że w sporcie bywają niespodzianki i różnie się może ułożyć. Myślę jednak, że w Eurolidze nie było źle, teraz mamy Eurocup i chyba nie jesteśmy na straconej pozycji. A obrona złota to priorytet. O tym się mówiło w momencie startu do sezonu i to się nie zmieniło.

- Co pan robi jak nie trenuje i jeździ na mecze?
- Relaksuję się w kuchni.

- W kuchni? Co pan potrafi przyrządzić?
- Właściwie to wszystko. Od pizzy, po fast foody, hamburgery, steki, różnego rodzaju pasty z owocami morza, kurczaki. Nie mam najmniejszego problemu.

- Co jeszcze pana relaksuje?
- Bardzo się interesuję amerykańskim hip hopem. To mnie kręciło od najmłodszych lat. Musiało we mnie gdzieś być, a pobyt w Stanach tylko to przyspieszył. Lubię też gry komputerowe. Bardzo fajnie jest się wyłączyć i wyciszyć, szczególnie przed meczem.

- Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska