Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez egzotyczny romans stracił wszystko

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Sąd  zdecydował się aresztować funkcjonariusza. Pogranicznik trafił za kratki
Sąd zdecydował się aresztować funkcjonariusza. Pogranicznik trafił za kratki fot. ArchiwumGL
Trafił za kratki, niemal stracił rodzinę... A wszystko przez egzotyczny romans, którego nie było. Wrobiła go dziewczyna, która tylko chciała kochać. Za konkretne pieniądze.

Droga miłości... Tak, tak, to żadna egzotyka, tylko trasa z Trzebiela do Łęknicy. Oto nasze lokalne centrum seksturystyki. Tak mniej więcej od skrzyżowania w Trzebielu, gdzie wyfiokowane i roznegliżowane panienki zasiadały na krzesełkach przed rozpadającymi się parkanami. Machały rączkami, nóżkami, uśmiechały się zalotnie, a jedna to nawet czytała książkę! Bywalcy trasy mówili o niej "Studentka". Później z każdym kilometrem robiło się coraz ciekawiej. I wreszcie apogeum w Nowych Czaplach. Mieszkańcy wsi skarżyli się, że krowy dławią się porzuconymi prezerwatywami... Klientami byli głównie sąsiedzi zza Nysy, którzy żonom i dziewczynom mówili, że wyskakują tylko na chwilkę, po paliwo i sztangę papierosów.

Sława tej trasy była (nawiasem mówiąc, czas przeszły nie jest do końca uzasadniony) tak wielka, że pojawiły się nawet farbowane panienki, które kręciły pupami, ciągnęły niemieckich klientów do lasu, a tam, na zacisznej polanie, wśród świergotu ptasząt czekał... narzeczony z kijem bejsbolowym. Tak czy inaczej wokół bułgarskich, ukraińskich, białoruskich, rosyjskich, a z rzadka także krajowych pup wyrósł cały przemysł. Z nich żyli opiekunowie (z reguły Bułgarzy), hotelarze, taksówkarze... Tyle tytułem wstępu.

Akt skruchy nawróconej grzesznicy

Nasza opowieść zaczyna się w chwili, gdy rękę pod lateksowe spodnie (czy ktoś widział tam panienkę w spódnicy?) włożyć miał pogranicznik. Dziewczyna pracująca przy "drodze miłości" opowiedziała, z detalami, jak funkcjonariusz - w zamian za pieniądze, ale głównie za rozmaite przysługi - przymykał oczy na aktywność zawodową jej i koleżanek, a przede wszystkim na nielegalny pobyt na terenie naszego kraju. Tymi wspomnieniami podzieliła się nie tylko z kumpelkami i opiekunem, ale pomaszerowała prosto do prokuratora. Taki akt skruchy nawróconej grzesznicy. Przy okazji zwierzeń na temat swojego ciężkiego życia wyznała, że z trudem zarobione marki oddawała nie tylko bułgarskim opiekunom, lecz także polskim funkcjonariuszom. Pogranicznikom i policjantom. A ci, oprócz pieniędzy, dybali też na jej niewieścią cześć. Nie dość, że z powodzeniem, to jeszcze nie uiścili zapłaty. Prokurator dał wiarę relacji dziewczyny i jej opiekuna, a jego ocenę podzielił - zazwyczaj bardzo ostrożny - sąd, który zdecydował się aresztować funkcjonariusza. Pogranicznik trafił za kratki.

- Szczerze? Może i czasem się zdarzało pogadać bliżej z tymi dziewczynami, ale nigdy nie obnosiliśmy się, że jesteśmy funkcjonariuszami. To trzeba by było nie mieć mózgu - mówi emerytowany dziś policjant. - Panienka zmyślała, podobno pojawiło się tam nawet moje nazwisko. I to wtedy było normalne. W starciu z nimi byliśmy i jesteśmy bezradni. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to nękać za zakłócanie ruchu drogowego. Dlaczego więc miały nas się bać? Dlatego zemsta też odpada.
Jeśli nie chodziło ani o pieniądze, ani o zemstę, ani o miłość, to po co to wszystko? W sumie motyw możemy jednak podciągnąć pod miłość. Płatną. Mimo że wcześniej wisiało nad nią widmo wydalenia, Bułgarka pozostała w Polsce. Ba, nadal spacerowała poboczami. Osoby zaangażowane w sprawy sądowe - a w tej opowieści dziewczyna miała być świadkiem - nie mogą zostać usunięte z naszego kraju. Bo i od czego są fachowcy. Nie było tajemnicą, że w okolicy działali adwokaci, którzy prowadzili wszelkie interesy panienek i ich opiekunów. To oni wyszukiwali już nie kruczki, ale kruki prawne. Wystarczyło, by dziewczyna poprosiła o azyl, a już nie można było jej usunąć z Polski. Wiele starało się być świadkami w rozmaitych sprawach, np. kradzieży kury... Przy szybkości działania naszych sądów gwarantowało to długi pobyt. W tym zawodzie - do emerytury.

Rodzinie nie było do śmiechu

Tymczasem sprawa namiętnego pogranicznika zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Prokuratorzy zapewniali o rozwojowej aferze, sięgającej mackami daleko poza region. Mimo, że nieoficjalnie prawnicy mówili już, że jest słabiutka dowodowo.
I zapewne byłaby to jeszcze jedna z tych ciągnących się jak tasiemiec spraw, gdyby nie... W międzyczasie rzekomy obiekt westchnień pogranicznika padł ofiarą wypadku samochodowego. Zdarzenie przy pracy. Ale panienka nie mogła już wykonywać swojego prastarego zawodu i zapragnęła wrócić do domu. I tu pojawił się sęk, czyli właśnie sprawa namiętnego funkcjonariusza. Widomym znakiem chęci powrotu było pismo, w którym przyznała, że opowieść o lepkich dłoniach pogranicznika nie była prawdziwa. Dziewczyna wyjechała.

Pogranicznicy triumfowali, bo w tamtych czasach, podobnie jak celnicy, nie mieli dobrej prasy. Ale wówczas jeden z sędziów stwierdził, że łatwo jest krytykować. Gdyby nie dano wiary Bułgarce, byłaby awantura, że wymiar sprawiedliwości trzyma z mundurowymi, a nie z ciemiężonymi cudzoziemcami.
I byłaby to jeszcze jedna zabawna historia kryminalna z przeszłości, gdyby nie rodzina pogranicznika. Żona, dzieci... Tu naprawdę nikomu nie było do śmiechu.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska