Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przybytek

Rafał Darżynkiewicz [email protected]
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz
Byłem, widziałem i niech żałują ci, którzy nie widzieli. Lubuskie derby, które w najwyższej klasie rozgrywkowej rozpoczęły już ósmą dziesiątkę, jak zawsze dostarczyły wielkich emocji.

Było wszystko to, za co kochamy żużel. Świetne wyścigi, walka od pierwszego do ostatniego biegu, nieoczekiwane zwroty i dramatyczne sytuacje. Koniec końców wygrał sport. Jedni się cieszą, drudzy rozpaczają. Sport. Po prostu sport.

W jednym szeregu pokonanych w miniony weekend stoją żużlowcy Caelum Stali i Janusz Kołodziej. Tarnowianin z urodzenia, a lesznianin z wyboru, już był w ogródku, już witał się z Grand Prix a tu... żużel. Jeden defekt i cały miesiącami budowany misterny plan, gdzie dbano o każdy najmniejszy szczegół, runął i obrócił się w niwecz. Sportowy dramat. Czwarte miejsce i kolejne dwanaście miesięcy nadziei i ciężkiej pracy, że przecież za rok musi się udać.

Wydarzenia w Vojens przypomniały mi jednodniowe finały indywidualnych mistrzostw świata. Nie zawsze w tym jednym, jedynym najważniejszym dniu w sezonie, najlepszym wszystko się udawało. Stąd zdarzały się niespodzianki, jak choćby triumf Jerzego Szczakiela w 1973 roku w Chorzowie. Cykl Grand Prix - najpierw kilka, teraz kilkanaście turniejów - eliminuje przypadek. Nie jest jednak doskonały, to każdy wie. Podobnie w Speedway Ekstralidze.

Lubuskie podzielone, gdy spytać o sens rozgrywania fazy play off. Falubazowi obowiązujący system dał już dziś awans o jedną pozycję, porównując do sezonu zasadniczego. W Gorzowie system pucharowy jest krytykowany od kilku miesięcy. Od niedzielnego wieczoru próżno szukać wśród kibiców żużlowych zwolenników takiego sposobu wyłaniania mistrza Polski. Świetny sezon zasadniczy, a już w pierwszej rundzie play off defekt. Kontuzja Nickiego Pederesena i wakacje.

To trzecie wakacje gorzowian z rzędu. O ile pierwsze można zrzucić na karb frycowego płaconego przez beniaminka, o tyle już przed rokiem ambicje były znacznie wyższe. Jakoś jednak w Gorzowie przełknięto tę żabę i zaciśnięto zęby. Ruszono ze zdwojoną siłą. Zakontraktowano trzykrotnego mistrza świata Pedersena, przewietrzono skład, a przede wszystkim ławkę trenerską. Zrobiono też wielki krok jeśli chodzi o stronę organizacyjną. Moim zdaniem największy w minionym sezonie ze wszystkich polskich klubów. Klepnięto dalszą modernizację stadionu, świetnie zdano egzamin podczas Drużynowego Pucharu Świata. Zwieńczeniem gorzowskiego trudu miał być co najmniej ligowy finał. Przez ten wstrętny play off ligi w tym roku już nie ma.

Tuż po godzinie dwudziestej w niedzielę w Gorzowie rozpoczęły się łowy. Przecież ktoś musi zapłacić głową za tę porażkę. To będzie takie nasze polskie pranie brudów, plotkowanie i spiskowanie. Nie zabraknie życzliwych, którzy potępią w czambuł wszystko to, co wydźwignęło gorzowski żużel z niebytu. Tych ostatnich lat pracy wielu dziesiątek osób, na czele z charyzmatycznym i kontrowersyjnym Władysławem Komarnickim, przekreślać nie można. Trzeba zacisnąć zęby, przecież coś być musi do cholery za zakrętem...

W Zielonej Górze radość i problem. Na 18 września zaplanowano finał IMP, następnego dnia termin ligowy. Pierwszy mecz o brązowy medal albo i o złoty. Jeśli w czwórce nie znajdzie się Tauron Azoty Tarnów gospodarzem pierwszego spotkania będzie Falubaz. Weekend emocji bez precedensu. Dla klubu wielkie organizacyjnie wyzwanie, dla portfela kibica ogromne obciążenie. W Winnym Grodzie nikt nie narzeka, bo przecież od takiego przybytku głowa nie boli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska