Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszedł mróz i nagle... trrrach! I po rzepaku...

Dariusz Chajewski 68 32488 79 [email protected]
- Szlag trafił nam rzepak - Stanisław Sarna z Bodzowa mówi, że jak żyje 54 lata, takiej zimy nie widział. Żeby wszystko wymarzło... I teraz trzeba wszystko od nowa. A jakie koszty!
- Szlag trafił nam rzepak - Stanisław Sarna z Bodzowa mówi, że jak żyje 54 lata, takiej zimy nie widział. Żeby wszystko wymarzło... I teraz trzeba wszystko od nowa. A jakie koszty! Dariusz Chajewski
- A wiecie, co jest najbardziej dochodowe w rolnictwie? - pyta Stanisław Jarosz z Bodzowa. - Ministerstwo rolnictwa - odpowiada. Podobnie jak sąsiadom, wymarzła mu cała ozimina. I gospodarze mówią, że jak władza interesu im nie zepsuje, to zima stulecia się trafi.

Poooszłooo... Rolnik spotkany na polu w Bodzowie (gm. Bytom Odrzański) mówi o zbożach ozimych. Obok Czesław Stępień właśnie skończył przeorywać pole. Tu był jego rzepak i jego pszenica. Teraz został tylko jego żal i jego pot.
- Na początku stycznia było ciepło, to ozime się obudziło i nagle trrrach - opowiada obrazowo. - Najpierw przyszedł mróz. To jeszcze jakoś przeszło. Ale później to liźnięcie przymrozków. Okazało się zabójcze. I najśmieszniejsze, że nie wymarzło tylko tym, którzy nie trzymali się terminów i siali później. Czy to nie paranoiczne?

Bo to ojcowizna

Panu Czesławowi wymarzło wszystko, 12 ha. I jak dodaje, to przez tę dziwaczną zimę. Gdyby była normalna, mroźna, na początku przyhamowałoby wegetację, potem pole przykryłby śnieg, a później by poszło. A tak...
- Jesteśmy całkowicie uzależnieni od aury - stwierdza. - Dlatego prognozy pogody oglądamy jak serial kryminalny. Ludzie w kosmos latają, a my sobie poradzić z przymrozkami nie możemy. Takie jest rolnictwo. I dlatego tak niewielu nas pozostało, bo ile można grać w totka? W Bodzowie może jest ze trzech. Inni gdzieś pracują i gospodarkę prowadzą. Często do niej dopłacają.

I 50-letni pan Czesław dodaje, że gdyby był młody... Co to znaczy "młody"? Dla banków to rolnik najwyżej 45-letni. Starsi - zdaniem finansistów - nie rokują i powinni cierpliwie czekać na emeryturę.
Anna i Tadeusz Stępniowie młodymi rolnikami już byli. Chociaż jak żartuje pan Tadeusz, jest się nim do końca. Gospodarkę przejęła córka. Oni raczej doradzają.
- Ale jak tu coś sensownego dziewczynie radzić, skoro przyjdzie taki rok, jakiego nie pamiętają najstarsi - zastanawia się. - Wymarzło wszystko, czyli osiem hektarów rzepaku i pięć pszenicy. Niby odmiany mamy selekcjonowane, nowoczesne jak mercedesy. Ale nie wiem, czy te stare nie były lepsze.

Dlaczego są rolnikami? Pan Tadeusz używa jednego słowa jak zaklęcia. Ojcowizna. Był najmłodszy i zawsze się mówiło, że na gospodarce zostanie. Miał już nawet pracę w hucie i obiegówkę w garści. Ale jak tu ziemię zostawić... Ojcowiznę. Ojciec tak patrzył.
- I co, teraz trzeba by było wszystko zasiać od nowa - mówi pani Anna. - Jakieś półtora tysiąca złotych na paliwo, ze dwa na materiał siewny. Taki rok może zabić. I nic dziwnego, że w naszej wsi 24 numery, a może ze trzech rolników zostało. Małe gospodarstwa nie mają racji bytu.
Trzy domy dalej nowy budynek, traktor na podwórku. Maria Pietrzak też nie ma wesołej miny. W styczniu zachwycali się rzepakiem. Bo tak udał się, jak rzadko. I pojawiła się nadzieja, że trochę się finansowo odbiją. Odbili się...

- Że rolnik zasieje, a później samo mu rośnie? - uśmiecha się gorzko. - Tak, rośnie. Zadłużenie. A ja naprawdę kocham wieś, rolnictwo. Mieszkałam przecież w mieście. To wspaniała praca, ale ten rok zaczyna się koszmarnie. Rzepak poszedł cały, pszenicy połowa. Odszkodowania? Niech pan nie będzie śmieszny. Strat nie pokryją i może jak będzie wyjątkowo dobry rok, nadrobimy. A jeśli nie? Ludzie różnie się ratują. Chociażby kredytami. A jeśli to się powtórzy w kolejnym roku, to będzie po nas.
Pani Maria mówi, że nawet gdyby chciała, trudno byłoby się w tej chwili przekwalifikować. Jeśli rząd nie przeforsuje swoich pomysłów, zostały jej do emerytury dwa lata. Jakoś dociągnie. Dobrze, że chociaż trochę tych dopłat jest.

Rzuci w cholerę

Czerwony samochód dostawczy to objazdowy sklep. Zaparkował w centrum Bodzowa. Na krzyżówce. Teraz, przez kwadrans albo i dwa, to klubokawiarnia. Kilku panów dyskutuje o życiu. Stanisław Jarosz do reklamówki wrzucił kilka drobiazgów. Gdy rozmawiamy, wyciąga z kieszeni plik potwierdzeń wpłaty. Zapłacił właśnie lasom opłatę dzierżawną. 2 tys. zł. Z tej rozpaczy postanowił sobie flaszkę kupić.
- We wrześniu rzucę to wszystko w cholerę - denerwuje się. - Z każdym rokiem więcej i więcej. Za ziemię klasy VI B. Władzy nie zależy na nas, rolnikach. Nie mamy szans gospodarować na tych dziesięciu czy dwunastu hektarach. Z kolei kto może sobie pozwolić na kupno popegeerowskiej ziemi? Na licytacje przyjeżdżają goście z walizkami pieniędzy. Rolnicy z Marszałkowskiej.

- I później dowiadujemy się, że im na piasku rekordowo plonuje - dodaje mężczyzna stojący obok. - G... prawda. Brudne pieniądze piorą. A rolnik na ziemię nie ma żadnych szans, żeby ten czysty pieniądz wyhodować. A i im mróz nie jest straszny, bo im ziemia wisi. To oni są blisko władzy, to i ona ziemię, rolnika, wiecie gdzie ma.
- Idzie na gorsze - Jarosz nie ma żadnych wątpliwości. Kiedyś w każdym domu był rolnik, kupa dzieci i wszyscy się wyżywili. A teraz. Rolnika każdy doi jak może. Porównajmy najpierw cenę ziemniaków w skupie, a później sadzeniaków.
- Tak, tak - Bolesław Radosz wspomina czasy, gdy miał 60 krów, do setki świń. A teraz. W całej wsi zostało raptem kilka. W jego chlewie.
- I co, wtedy mięso było na kartki - mówi. - A teraz? Czy ma pan problemy z mlekiem, mięsem...? Żadnych. Więc co to się nagle stało, że nic się nie opłaca? Ludzie przestali jeść? To wszystko ta polityka.
- I pieniądze - dorzuca Jarosz. - Gdy do szkoły chodziłem, były zajęcia z wychowania obywatelskiego. I tłumaczono nam, ile dyrektor zarabia, a ile nauczycielka czy sprzątaczka. Sprawiedliwie. Świat wydawał się tak poukładany. Swoje miejsce miał i górnik, i rolnik. A dziś jak słyszę, ile ci różni bankierzy zarabiają, ile prezesi w hucie... I później będą nam wmawiać, że wszyscy lepiej żyjemy... Taaak. Wie pan, co jest najbardziej dochodowym interesem w rolnictwie? Ministerstwo rolnictwa.

Jesteśmy bezradni

Obok obejścia Stępniów został niewielki skrawek wymarzniętej pszenicy. Rośliny brązowe, poskręcane. Jak mówi pan Tadeusz, w starciu z naturą jesteśmy bezradni. I kto jak kto, ale rolnicy z Bodzowa wiedzą o tym najlepiej. I wiedzieli zawsze. Na polach tej wsi archeolodzy odkryli sanktuarium sprzed 7 tys. lat. Tutejsi kapłani decydowali, kiedy należy zasiać i kiedy w pole powinni wyjść żniwiarze. Żeby przebłagać bóstwa, tu składano ofiary.
- A pan myśli, że o co my się w kościele modlimy? - pan Henryk ze złością kopie przeoraną ziemię. - O zdrowie i o pogodę. Przecież nie o mannę z nieba. Ale widać czymś zgrzeszyliśmy, bo już dostaliśmy popalić. A teraz mówią, że lato będzie piękne, upalne, w sam raz na wakacje. Niech cholera weźmie to piękne lato! Pewnie susza będzie.

Adrian Niżnikowski jest szefem komisji szacującej straty w gminie Bytom Odrzański. Objeżdża właśnie pola, a w jego notatniku pojawiają się nazwiska i słupki liczb. Od kiedy zajmuje się rolnictwem w gminie, co roku jest powoływana jakaś komisja szacująca straty rolników. Jak nie powódź, to susza. Jak nie susza, to grad.
- Już naprawdę żal mi tych rolników - mówi. - To straszny kawałek chleba.
Przed trzema tygodniami podano, że rekordzista w Lubuskiem otrzymał 3 mln zł dopłat. W czwartek wiceminister rolnictwa Andrzej Butra poinformował, że dochód sektora rolnego wyniósł ponad 36,5 mld zł. To najwyższy poziom od lat...

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska