Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pseudonimy w poezji Zbigniewa Herberta

SŁAWOMIR MATUSZ
Archiwum IPN
Wiersz „Prolog” z tomu „Napis” niby jest wspomnieniem wojny, ale to antystalinowski, antykomunistyczny manifest i hołd dla towarzyszy broni. W wierszu bohaterem jest On i w kontrze towarzyszy mu Chór, którym jest oczadziałe i odarte z pamięci społeczeństwo, które interesuje jedynie „cielę na rożnie”.

Prosty pogrzeb na podwórzu/ dwie deski w krzyż i hełm dziurawy”, ale Poeta nie precyzuje, co to za podwórze. To w żadnym razie nie cmentarz, a pośpiesznie wykopany grób wskazujący na Powstanie Warszawskie. Kawałek dalej Herbert pisze: „Gryf”, „Wilk” i „Pocisk” kto pamięta. Wydaje się, że poeta wspomina żołnierzy poległych w Powstaniu Warszawskim, odczytuje ich pseudonimy z desek naprędce skleconych krzyży. Poległymi bezpieka ani NKWD nie będą się interesowały, chociaż 5 lat po śmierci w styczniu 1949 r. UB chciała aresztować Krzysztofa Kamila Barczyńskiego. Używanie pseudonimów było koniecznością, by nie narażać na represje, tortury i śmierć, jakie spotkały Kazimierza Moczarskiego, który od aresztowania 28 sierpnia 1945 r. siedział w więzieniu aż do 24 kwietnia 1956 r. i był przez 2,5 roku torturowany oraz skazany na śmierć. Ostatecznie został ułaskawiony, a później zrehabilitowany.

Kaci Moczarskiego i Pileckiego

W piśmie z 1955 r. do Naczelnej Prokuratury Wojska Polskiego, którego odpis Moczarski przekazał adwokatowi Władysławowi Winawerowi opisał 49 rodzajów tortur, jakim był poddawany. Okrucieństwo komunistycznych śledczych było potworne. To fragment tej listy: „przypalanie: 22) rozżarzonym papierosem okolic ust i oczu (Chimczak), 23) płomieniem – palców obu dłoni (Dusza, Kaskiewicz i Chimczak); 24) miażdżenie palców obu rąk między ołówkami (Dusza, Kaskiewicz); 25) miażdżenie palców stóp (wskakiwanie butami na stopy) – (Dusza, Kaskiewicz, Chimczak); 26) kopanie nóg i korpusu ciała (Dusza, Kaskiewicz oraz oddziałowy Stanisław Wardyński lub Wardeński, Wardęski); 27) kopanie specjalnie w kości goleniowe (Dusza, Kaskiewicz, Chimczak); 42) wyjmowanie okien w celi w październiku 1949 r. na 24 godziny, przy spaniu pod 1 kocem, częściowo bezpośrednio na betonie (1 siennik na 3 więźniów) – z rozkazu ppłk. Duszy przypilnowywał wykonania Inspekcyjny XI Oddziału oraz oddziałowy Mazurkiewicz; 43) wielokrotne wlewanie do celi kubłów wody (z rozkazu ppłk. Duszy – Inspekcyjny XI Oddziału oraz oddziałowi, m.in. Mazurkiewicz i Stanisław Wardęski czy Wardeński)”. Ten spis daje pojęcie o torturach, jakim był poddany rotmistrz Witold Pilecki, który przed śmiercią wyznał: „Oświęcim przy tym to była igraszka”. Zresztą ci sami zbrodniarze torturowali Kazimierza Moczarskiego i Witolda Pileckiego: Józef Różański, Jerzy Kaskiewicz, Eugeniusz Chimczak – ten ostatni służył w SB aż do czerwca 1984 r.

Mętna rzeka

Herbert poświęcił pamięci Kazimierza Moczarskiego wiersz „Co widziałem” w tomie „Raport z oblężonego miasta” (1983). W wierszu jest dedykacja z imienia i nazwiska, ale pod utworem widnieje data 1956, co by świadczyło, że poeta znał tę historię już wtedy, zapewne z ustnych relacji. Opublikowanie wiersza „Co widziałem” w 1956 i jeszcze wiele lat potem mogłoby narazić Kazimierza Moczarskiego, Herberta i rodziny oraz znajomych ich obu. Nie mógł nawet użyć pseudonimów Moczarskiego, gdyż były one znane UB. Oprawcy Moczarskiego i tysięcy Polaków żyli i pracowali w różnych strukturach UB i byli ciągle bardzo niebezpieczni. Dlatego poeta pisał o poległych, używając – jeśli nie pseudonimów, to greckich imion antycznych bohaterów i bogów. To był sposób na upamiętnienie, ale nie zdekonspirowanie bohaterów. W „Prologu” „Gryf” to być może Janusz Brochwicz-Lewiński, ur. w 1920, oficer AK, żołnierz batalionu „Parasol”, który przeżył i po wojnie został na Zachodzie, a wrócił do Polski dopiero w 2002 r., „Pocisk” to Zbigniew Baryła (ur. 1929) – żołnierz WiN i AK, zamordowany przez NKWD w 1945 r., a „Wilk” to może być Zbigniew Kruszelnicki (ur. 1922), który zginął w 1944 r., albo dużo starszy od Herberta Aleksander Krzyżanowski (ur. 1895) – dowódca operacji „Ostra Brama”, który zmarł na gruźlicę w więzieniu w 1951 r. Mamy łączność poległych i żywych. Chór to próbuje zanegować: „nie ma tego/ miasta”, każe spalić pamiątki, wyrzucić wspomnienia i „W nowy strumień życia wstąpić”, a On zaprzecza i odmawia: „Świeci jeszcze”, by potem dodać: „Puste miejsce/ lecz wciąż ponad nim drży powietrze/ po tamtych głosach”. Jest zderzeniem wspomnień tego, co było przed wojną z nowym ładem przedstawianym przez chór jako sielanka. Ten nowy ład to zapewne komunizm, dlatego bohater kończy słowami: „Rów, w którym płynie mętna rzeka nazywam Wisłą. Ciężko wyznać: na taką miłość nas skazali taką przebodli nas ojczyzną” Przebodli, czyli przebili, przeszyli. Tylko czym? Widłami? Bagnetem? Czy to nie aluzja do operacji „Wisła”, oraz pacyfikacji polskiego podziemia zbrojnego walczącego w lasach i łamania oporu przeciwko komunistom? Lub sugestia, że Polska jako państwo stało się tak obce, że przestało być Polską, a stało się jakimś krajem nad Wisłą, Krajem Przywiślańskim, będąc częścią rosyjskiego komunistycznego imperium.

„Anioł”

W innym wierszu w tym tomiku „Przesłuchanie Anioła” w dwóch pierwszych zwrotkach poeta opisuje postać Anioła w taki sposób: „Kiedy staje przed nimi w cieniu podejrzenia jest jeszcze cały z materii światła eony jego włosów spięte są w pukiel niewinności” Niewinność przypisuje się dzieciom, nazywanym często aniołkami. „Eony włosów spięte w pukiel” podkreślają dziecięce i anielskie cechy bohatera wiersza. Światło symbolizuje nie tylko niematerialność, anielską czystość i bezcielesność, ale także nadzieję, marzenia, jasną przyszłość, jaką przed sobą mają dzieci i młodzi ludzie. Na uwagę zasługuje, że poeta rzeczownik „anioł” w tytule wiersza pisze dużą literą. A zatem nie jest to jakiś bezimienny anioł, nie jest to Szemkel ani Gabriel, ani Azrael, którym poświęcił wiersz „Siódmy anioł”, ale konkretna postać, osoba nosząca nazwisko lub używająca pseudonimu Anioł. Duża litera jest kluczem, istotną podpowiedzią, która uprawnia nas do poszukania go wśród żywych lub poległych. Z archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego można się dowiedzieć, że w Powstaniu walczył harcerz, wtedy piętnastoletni Andrzej Biliński, ps. „Anioł”, jako członek „Bojowych Szkół” (BS), w 3-ej kompanii „Giewonta”, który wchodził w skład Baonu „Zośka”, a później, po tym, jak wszyscy członkowie kompanii „Giewonta” zginęli zasypani po wybuchu bomby, walczył w Batalionie „Zaremba-Piorun”. Po wojnie, w 1946 r. został aresztowany i był przez kilka miesięcy torturowany. W rozmowie z Małgorzatą Brama, przeprowadzonej 8 lutego 2008 r. Andrzej Biliński opowiedział, że przyszedł do oddziału jako harcerz, nosząc pseudonim „Skiba”, a z powodu młodego wieku i dziecięcego wyglądu koleżanki nazywały go „Naszym aniołkiem”, skąd wziął się jego nowy pseudonim „Anioł”.

„Przesłuchanie Anioła”

W kilku zwrotkach wiersza Herbert opisuje tortury fizyczne i psychiczne, jakim poddawany jest Anioł, a w dziewiątej strofie przytacza szczegóły, dzięki którym można zidentyfikować bohatera z dużą dozą pewności, badając jego uzębienie: „język waha się między wybitymi zębami a wyznaniem” Wyznanie oznacza tu złożenie i podpisanie wymuszonych torturami zeznań, wsypanie kolegów z organizacji, zdradę. Andrzej Biliński w przytoczonej rozmowie wspomina: „Po paru dniach śledztwa skończyło się bicie w mordę. Na dobry wieczór – bo przyszli wieczorem – wybili mi trzy zęby”. Śladów DNA z wiersza nie da się wydobyć, ale trzy elementy: wybite zęby, młody wiek bohatera i ujawniony pseudonim pozwalają z dużą pewnością zidentyfikować człowieka, który posłużył za wzór w wierszu, był inspiracją do jego napisania. Potwierdza to inna zwrotka wiersza: „po kilku nocach dzieło jest skończone skórzane gardło anioła pełne jest lepkiej ugody” Chronologicznie wszystko wygląda podobnie w zeznaniach Anioła i wierszu Herberta. Z punktu widzenia oprawcy: „jakże piękna jest chwila gdy pada na kolana wcielony w winę nasycony treścią” Nasycenie treścią oznacza tu wiedzę, jaką oprawca chce wydobyć od ofiary, wyjawienie nazwisk, wsypanie towarzyszy, denuncjację, zdradę, które nie są godne Anioła i anioła. Dlatego: „wieszają go głową w dół z włosów anioła ściekają krople wosku tworząc na podłodze prostą przepowiednię” Krople wosku przypominają alabaster, formę występowania kalcytu, chętnie stosowanego w rzeźbach antycznych bohaterów, które przetrwały do naszych czasów. Komunizm musi upaść. I upadnie, a pamięć o Bohaterach przetrwa – takie jest proste przesłanie, przepowiednia Herberta. Dlatego „anioł” w tytule pisany jest z szacunkiem dużą literą. W ten sam sposób torturowali Witolda Pileckiego i Kazimierza Moczarskiego.

„Seniorat”

Henryk Biliński po wojnie działał w konspiracyjnych, nielegalnych organizacjach wojskowych, utrzymywał kontakt z rządem w Londynie i był kurierem: „W latach sześćdziesiątych powstała tajna organizacja, której twórcą – po wyjściu z więzienia – byli pułkownik Pluta-Czachowski, Rybicki – szef „Kedywu” warszawskiego pseudonim „Stary”, Lopek Kummant „Ryski”, Zbyszek Brym, oraz generałowie Abraham i Boruta-Spiechowicz, ci dwaj ostatni nadawali rangę niezależnym uroczystościom patriotycznym – nazywało się to „Seniorat”. „Gdzie konia kują, tam żaba nogę podstawia” – podstawiłem i ja swoją. Byłem jednym z ludzi organizujących przerzuty materiałów do Londynu. Miałem kontakt tylko z pułkownikiem Irankiem-Osmeckim – to była moim zdaniem najlepsza głowa na emigracji. Moim rozprowadzającym – że tak powiem – był porucznik Draczyński. Spotykaliśmy się w metrze. Przychodził pułkownik Iranek-Osmecki, Draczyński mówił: „Czołem!”. – „Czołem!”. [Wtedy] przekazywałem dokumenty. Kto przekazywał, kto dawał te dokumenty – na pewno dawał między innymi Reiff. Wszystkie wyroki sądów, odpisy – szły na Zachód, do Instytutu Polski Podziemnej (...). Nie tylko ja jeździłem. Byłem jednym z organizatorów kanałów – to nie był jeden kanał, o innych osobach nie powiem”. Seniorat miał nie tylko charakter organizacji kombatanckiej, informował rząd w Londynie o wyrokach i toczących się procesach, nadawał odznaczenia. Powszechne było wtedy oczekiwanie na III wojnę światową, która przyniesie Polsce wyzwolenie. Zbigniew Herbert nie chciał mówić o swoich związkach z Armią Krajową, zachowując dużą dyskrecję, przez co zarzucano mu, że mitologizuje swoją przeszłość, próbuje ubarwić biografię. Trzeba pamiętać, że Herbert sporo podróżował po Europie Zachodniej. Jeżeli był również kurierem Senioratu, lub innej organizacji konspiracyjnej, to jego milczenie jest w pełni zrozumiałe. Poziom głębokiej konspiracji w Senioracie podkreśla Andrzej Biliński, który mówi, że w Londynie miał kontakt tylko z pułkownikiem Irankiem-Osmeckim i porucznikiem Draczyńskim. Andrzej Biliński opowiedział o Senioracie i swojej historii dopiero 10 lat po śmierci Zbigniewa Herberta. Nic nie wiadomo o przynależności Herberta do Senioratu, ale wykluczyć tego nie można.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pseudonimy w poezji Zbigniewa Herberta - Nasza Historia

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska