Dzień jak co dzień. W ulu aż huczy. Kilkadziesiąt tysięcy pszczół uwija się, jak w ukropie. Nagle zapada głucha cisza. W ulu zostaje tylko matka, kilka robotnic i umierające z głodu larwy. I nigdzie ani śladu ciał owadów. One po prostu zniknęły! - U mnie zdarzyło się to jesienią, straciłem 80 rodzin - opowiada Franciszek Maj, pszczelarz ze Starej Wsi pod Nową Solą. - Wówczas ul jest wypełniony miodem. I to najdziwniejsze. Pszczoły strażniczki zazwyczaj desperacko walczą w obronie zapasów, na które mają chrapkę owady z innych rojów lub osy. Tymczasem do opuszczonych uli nie chciały wlatywać inne pszczoły. Jakby były przeklęte…
Tej wiosny owadów w paski było jak na lekarstwo. Ręce załamują plantatorzy, sadownicy, właściciele przydomowych ogródków. Owoców nie będzie.
Jak ten problem tłumaczą naukowcy i jakich szukają rozwiązań? Co zrobią lubuscy pszczelarze? Jak ratują się przed mniejszymi zbiorami? O masowym wymieraniu pszczół czytaj w sobotę, 11 czerwca w magazynie "Gazety Lubuskiej".
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?