Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Putin ma kłopoty, których nie przewidział

Witold Głowacki
Władimir Putin
Władimir Putin Kremlin.ru
Katastrofa tupolewa nad Morzem Czarnym i zamach na rosyjskiego ambasadora w Turcji to wydarzenia spoza politycznych scenariuszy Kremla. Putin musi reagować kryzysowo.

Katastrofa rosyjskiego samolotu z legendarnym Chórem Aleksandrowa na pokładzie wstrząsnęła światem i Rosją. Należący do rosyjskiego MON Tu-154, kierujący się do syryjskiej Latakii, gdzie mieści się główna baza rosyjskich wojsk w Syrii, niedługo po międzylądowaniu w Soczi spadł do Morza Czarnego. Zginęli wszyscy - ośmioro członków załogi i 84 pasażerów. Wśród tych ostatnich większość (68 osób) stanowili artyści z Chóru Aleksandrowa - słynnego na całym świecie zespołu reprezentacyjnego armii rosyjskiej. Lecieli do Latakii na świąteczny koncert dla rosyjskich żołnierzy. Prócz nich zginęło także dziewięciu znajdujących się na pokładzie dziennikarzy, dwóch wyższych urzędników oraz lekarze, w tym bardzo popularna w Rosji działaczka humanitarna, powszechnie znana jako „doktor Liza” Jelizawieta Glinka, szefowa organizacji Sprawiedliwa Pomoc, która leciała do Syrii, by wspierać ofiary wojny. W poniedziałek wciąż trwało poszukiwanie szczątków ofiar i elementów samolotu.

CZYTAJ TAKŻE: Zamach w Ankarze: Rosyjskiego ambasadora zastrzelił turecki policjant Mevlüt Mert Altintas

Katastrofa poruszyła cały świat, kwiaty pojawiły się przed rosyjską ambasadą nawet w Kijowie, stolicy będącej w stanie niewypowiedzianej wojny z Rosją Ukrainy. Kondolencje i wyrazy współczucia płyną zewsząd. Ale to, co stało się z tupolewem, jest dla Kremla oczywiście problemem, który ma także wymiar polityczny. Samolot należał do MON, leciał do Syrii, w której Kreml stara się demonstrować swą zdolność do militarnej i politycznej interwencji w jednym z najbardziej złożonych konfliktów zbrojnych świata. To jeden z obszarów, w których Putinowska Rosja próbuje stwarzać się na nowo w roli globalnego supermocarstwa. Tymczasem katastrofa może skłaniać zwykłych mieszkańców Moskwy czy Saratowa do pytań w rodzaju: „co to za supermocarstwo, które traci samolot z zespołem wizytówką własnej armii?”.

Ważni rosyjscy urzędnicy, zwykle dość oszczędni w słowach, kolejno ogłaszają, że katastrofa niemal na pewno nie była skutkiem zamachu terrorystycznego - zdążyli to już powiedzieć ministrowie transportu i obrony, obaj sugerowali również, że najbardziej prawdopodobne przyczyny tragedii to błąd pilota lub awaria maszyny. Władimir Putin ograniczył się natomiast do złożenia kondolencji rodzinom ofiar i nakazał powołanie komisji do zbadania przyczyn rozbicia się tupolewa.

Czego się z tego dowiadujemy? Po pierwsze, Kreml bardzo wyraźnie chce dać Rosjanom i światu do zrozumienia, że to nie kolejne zwycięstwo terrorystów w wojnie, w której Rosja pretenduje do roli globalnego czy choćby regionalnego żandarma - zastrzeżonej do niedawna dla Stanów Zjednoczonych. Po drugie, rosyjski prezydent stara się zadbać o nastroje w kraju, pokazać, że nadal nad wszystkim panuje, że katastrofa zostanie wyjaśniona, a ewentualni winni pociągnięci do odpowiedzialności.

Chwilę wcześniej oglądaliśmy podobnie wyważoną reakcję Rosji na inną tragedię. Tydzień temu w Ankarze został zastrzelony rosyjski ambasador w Turcji Andriej Karłow. Zamachowiec otworzył ogień w galerii sztuki podczas uroczystego otwarcia wystawy „Rosja oczami Turków”.

CZYTAJ TAKŻE: Katastrofa samolotu z Chórem Aleksandrowa: Znaleziono jedną z czarnych skrzynek

Terrorystą okazał się turecki policjant, zamach miał miejsce w tureckiej stolicy, gdzie za zapewnienie bezpieczeństwa akredytowanym dyplomatom innych krajów odpowiadają tureckie służby. Pretekstów do przynajmniej skarcenia reżimu Recepa Erdogana aż nadto.

Ale tym razem Kreml nie sformułował żadnego, choćby tylko zawoalowanego oskarżenia pod adresem Turcji. Władimir Putin ogłosił, że uważa zamach za „prowokację, której celem jest załamanie normalizacji stosunków z Turcją, jak i procesu pokojowego w Syrii”. Odbył rozmowę telefoniczną z Erdoganem, po której obaj prezydenci zakomunikowali, że będą wspólnie szukać „ręki, która pociągnęła za ten spust”. „Komsomolskaja Prawda” uraczyła zaś czytelników informacją, która ma niewątpliwie podkreślać dyplomatyczną subtelność i wyczucie prezydenta Rosji. Otóż chwilę po zamachu Putin odwołał planowaną wizytę w teatrze - miał oglądać sztukę Aleksandra Gribojedowa, wybitnego XIX-wiecznego dramatopisarza, który zginął w 1829 r. jako dyplomata - gdy fanatyczny tłum zaatakował rosyjskie poselstwo w Teheranie. W kontekście zamachu obecność prezydenta Rosji na spektaklu mogłaby zostać uznana za grubą aluzję (w bardzo rosyjskim zresztą stylu) do najnowszych wydarzeń.
To, że Putin nie skorzystał z sytuacji do jakiegokolwiek uderzenia w Erdogana, dowodzi, że stosunki z Turcją są w tej chwili ułożone całkowicie po myśli Kremla. A w takiej sytuacji sięganie po nadarzający się pretekst byłoby zupełnie zbędne.

CZYTAJ TAKŻE: Zamach w Ankarze: Rosyjskiego ambasadora zastrzelił turecki policjant Mevlüt Mert Altintas

Przez długie lata zarówno Putin, jak i Erdogan chętnie używali się nawzajem w roli straszaków, a relacje między Turcją a Rosją były albo chłodne, albo wręcz napięte. Po tym, jak w listopadzie 2015 r. turecka armia zestrzeliła rosyjski samolot Su-24 przy granicy z Syrią, nastąpiło ostre, kilkumiesięczne ochłodzenie na linii Moskwa - Ankara. Putin rzucał pod adresem Turcji groźby o charakterze niemal wojennym, Erdogan twardo się opierał. Ale wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki latem ubiegłego roku, niedługo przed słynnym tureckim „puczem”. Erdogan sformułował wtedy oficjalne przeprosiny, Putin obwieścił odprężenie, ruszyły prace nad rosyjsko-tureckim gazociągiem i (krwawa dla Kurdów i antyasadowskich rebeliantów) współpraca militarna obu krajów w Syrii. Opanowana reakcja Putina na zamach w Ankarze to dowód na to, że Kreml chciałby, żeby tak właśnie pozostało.

Zamach w Ankarze i katastrofa samolotu z Chórem Aleksandrowa to wydarzenia, które z punktu widzenia Moskwy są wypadkami - poważnymi, ale losowymi - dopiero reakcja władz Rosji na nie może nam mówić coś o aktualnych nastrojach na Kremlu.

CZYTAJ TAKŻE: Katastrofa samolotu z Chórem Aleksandrowa: Znaleziono jedną z czarnych skrzynek

Warto więc zauważyć, że zmuszony przez te dwie tragedie do reagowania kryzysowego Putin nie zapomniał także o własnych scenariuszach. Jeden z nich dotyczy Polski, a Putin sięgnął po niego podczas swej dorocznej uroczystej konferencji prasowej, prowokując pytanie na temat Smoleńska. Nie zrobiłby tego bez przygotowanej odpowiedzi - postanowił sobie nonszalancko („bez pamięci” do nazwisk i faktów) powspominać rzekomą treść stenogramów z pokładu Tu-154 i rzekomą wypowiedź „szefa ochrony prezydenta”, która miała świadczyć o wielkiej presji na lądowanie mimo złych warunków. Rzecz jasna pozostajemy bez odpowiedzi na pytanie, czy Putin cytował treść jakichś nieznanych nam dokumentów, czy raczej pozwolił sobie na daleko posuniętą nadinterpretację jednej z wypowiedzi dyrektora protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, które padły w kokpicie. Ale dla Putina to nie problem - on przecież powiedział to, co powiedział, właśnie z myślą o zasianiu w Polsce kolejnych wątpliwości w sprawie Smoleńska, robił to już wielokrotnie i najwyraźniej nie zamierza przestawać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Putin ma kłopoty, których nie przewidział - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska