Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rąbał lasy na Syberii, ale nadziei nie stracił

Dariusz Brożek
Dariusz Brożek
Portret ślubny Franciszki i Wacława Jędzów.
Portret ślubny Franciszki i Wacława Jędzów. Dariusz Brożek
Historia 92-letniego Wacława Jędzy ze Skwierzyny mogłaby posłużyć za scenariusz filmy o jakże bolesnych i złożonych losach Polaków.

Na ścianie niewielkiego pokoju centralne miejsce zajmuje portret sprzed kilkudziesięciu lat. Jest ręcznie kolorowany, przedstawia młodą kobietą w ślubnej sukni, z wiankiem i welonem na głowie. Obok niej pręży się mężczyzna pod muchą i w garniturze, z podretuszowanym przez fotografika cieniutkimi wąsikami. - To nasze ślubne zdjęcie. Moja kochana Frania niestety już nie żyje. Pobraliśmy się w latach pięćdziesiątych na Białorusi - wspomina 92-letni Wacław Jędza ze Skwierzyny.

Mój rozmówca urodził się w 1924 r. we wsi Jurewicze koło Lidy. Teraz to Białoruś, ale w okresie międzywojennym te tereny należały do Rzeczpospolitej. W 1944 r. W. Nędza poszedł do lasu. Nie na grzyby oczywiście, ale bić się z Niemcami i litewskimi kolaborantami, którzy walczyli u boku Hitlera. W lipcu 1944 r. jego oddział brał udział w operacji Ostra Brama, której celem było odbicie Wilna z rąk hitlerowskich okupantów. I zajęcie miasta, zanim wkroczą do niego czerwonoarmiści. Żołnierze Armii Krajowej razem z Rosjanami zdobywali kolejne bunkry i ufortyfikowane budynki.

- Po zdobyciu miasta Rosjanie zgromadzili nas w jednym miejscu i powiedzieli, że nas dozbroją i wyślą na front walczyć z Niemcami. Dali nam płaszcze, czapy i zapakowali do wagonów. Pojechaliśmy, ale nie na zachód, lecz na wschód. Na Syberię - mówi.

Żołnierze AK trafili do gułagów - radzieckich obozów pracy. Z rozkazu Stalina, mieli rąbać syberyjskie lasy. „Głód i przenikające kości zimno” - tak W. Jędza wspomina osiem miesięcy katorżniczej pracy. - Ludzie padali jak muchy. Codziennie rano przed barakami leżało kilka ciał - opowiada.

W kwietniu 1945 r. postanowił uciec. Samotnie przedzierał się przez lasy i bagna. - Nie miałem nic do jedzenia. Raz na drzewie wypatrzyłem dwa zmarznięte jabłka. To była najlepsza uczta w moim życiu. Do dziś pamiętam ich smak. Inny razem trafiłem na gospodarstwo Polaka, którego przodkowie zostali zesłani przez cara na Syberię. Poczęstował mnie ciepła strawą i dał parę rubli, choć sam był biedny jak kościelna mysz - wspomina.

Po kilku miesiącach wrócił do rodzinnej wsi, gdzie czekała na niego matka i... Rosjanie z NKWD - ówczesnej policji politycznej! Musiał się ukrywać. Początkowo wykopał ziemiankę, do której wchodził przez szafę. - Któregoś dnia do naszego domku przyszło kilku Rosjan na nocleg. Uciekłem do ziemianki, gdzie musiałem spędzić całą noc. Miałem tylko kalesony i cienka koszulinę, a to był środek zimy. Zmarzłem gorzej, niż na Syberii. To była najdłuższa noc w moim życiu - kontynuuje swoją opowieść.

Zabawa w kotka i myszkę z NKWD trwała kilka lat. Potem bezpieka najwidoczniej o nim zapomniała. Wziął urzędowy ślub z Franciszką. W 1958 r. oboje wyrobili paszporty i wyjechali do Polski. Trafili do Kostrzyna nad Odrą, gdzie były zesłaniec zatrudnił się w Celulozie. Potem rąbał lasy koło Dąbroszyna, aż w 1962 r. przenieśli się do Skwierzyny. Doczekali się trzech synów - Wacka, Janka i Mietka, a potem także wnuków i prawnuków.

W 1977 r. pan Wacław przeszedł na rentę i zaczął dorabiać na handlu końmi. - Kocham te czworonogi - zaznacza.

Mimo 92 wiosen na karku, pan Wacław doskonale sobie radzi z codziennymi wyzwaniami. Cieszy się dobrym zdrowiem, choć słuch mu zaczyna ostatnio szwankować. - Dziadek jest niesamowity. Jak miał 90 lat jeździł rowerem - mówi jego wnuczka Katarzyna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska