Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rabuś ukradł emerytury i poturbował listonoszkę [WIDEO]

Renata Zdanowicz
Wiesław Zdanowicz
ok. 34 tysiące złotych stało się łupem złodzieja. Czy wchodząc do domu staruszki planował tylko ukraść jej emeryturę, a listonoszka pojawiła się w domu przypadkowo? Mieszkańcy mówią, że we wsi nocują menele, sądzą, ze to któryś z nich mógł dokonać napadu. 86-latka próbowała gonić rabusia. - Ja się cieszę, że przy życiu zostałam - mówi staruszka.

W miniony piątek przed południem do jednego z domów w Jemiołowie weszła pracownica Poczty Polskiej roznosząca tego dnia renty i emerytury. - W chwili, gdy wręczała emeryturę starszej kobiecie, do budynku wbiegł zamaskowany mężczyzna, uderzył listonoszkę w twarz i wyrwał jej saszetkę z pieniędzmi przeznaczonymi na wypłaty, a następnie zbiegł z miejsca zdarzenia. Ustalono na podstawie wyliczenia dokonanych już wypłat, że sprawca napadu skradł ok. 34 tys. zł - poinformował nas Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

Relacje poszkodowanych

Napadnięta listonoszka pracuje w łagowskiej placówce pocztowej od 10 lat. Feralnego dnia przyjechała do Jemiołowa według swojego harmonogramu, miała również dostarczyć renty i emerytury. Jak zawsze weszła do domku pani Marianny. To typowa glinianka, rozwalający się domek, nieco na uboczu, oddalony od drogi i sąsiadów. W środku jest ciemno, w domku nie ma prądu. Staruszka nie dosyć, że jest głucha, to jeszcze słabo widzi. Dlatego listonoszka wchodząc do domu, najpierw musiała kobietę znaleźć. - Nie miała założonego aparatu słuchowego, pukałam po kolei w każde drzwi aż ją znalazłam w ostatnim pomieszczeniu. Mówiąc dzień dobry, ona mnie nie słyszała, musiałam podejść, dotknąć ją - opowiada nam łagowska listonoszka.

Kobiety razem przeszły do kuchni tam, gdzie zawsze listonoszka wypłaca pani Mariannie emeryturę. Robiła to zawsze na stole pod malutkim oknem, jedynym miejscu, gdzie było choć trochę widniej. - Wypłaciłam jej pieniążki i nagle się znalazł on. Zdążyłam złożyć ten blankiet, który starsza pani mi podpisała, dać pieniążki i wtedy on się znalazł. Jedyne co usłyszałam to „dawaj kasę”. Ja się szarpałam, niepotrzebnie może nie chciałam mu oddać tej saszetki z pieniążkami. W tej szarpaninie potłukły się talerze. Dostałam czymś twardym w głowę, czymś co trzymał w ręku, nie wiem co to było - tak, wciąż jeszcze roztrzęsiona pracownica poczty, opowiada przebieg tych dramatycznych kilku chwil.

Atak na kobietę był silny. Napastnik uderzył listonoszkę w głowę tak mocno, że aż polała się krew. - Od tego uderzenia puściłam saszetkę i za moment wybiegłam z tego domu - mówi poszkodowana. - Nie jestem w stanie powiedzieć kto to był, nie widziałam go.

Dalej zachowanie rannej doręczycielki było zgodne z wiedzą, jaką otrzymała na specjalnych szkoleniach w swojej firmie. Listonosze uczeni są, jak postępować w przypadku napaści. Dlatego, zgodnie z przeszkoleniem, listonoszka zachowała zimną krew i w pierwszej chwili poinformowała przełożonych, a dopiero później policję. - Moja szefowa wezwała pielęgniarkę i lekarkę z ośrodka zdrowia w Łagowie i ta zadecydowała o wezwaniu karetki. To moi przełożeni tam wyżej żądali, żeby karetka była. Okazało się, że przyjechała karetka przewozowa i pojechałam do szpitala. O własnych siłach chodziłam, bólu człowiek nie czuł, taki stres - przyznaje ranna kobieta.

Listonoszka pracuje na tym terenie 10 lat. Po raz pierwszy zdarzył jej się taki przypadek, w miejscowości, którą wszyscy uznają za spokojną i bezpieczną. - Są takie miejsca, gdzie mam świadomość, że ktoś samochodem może mi zajechać drogę i tam się nic nie dzieje, a tu to był szok - przyznaje kobieta. Dodaje, że prędzej spodziewała by się takiej sytuacji będąc na zastępstwie, w nowym dla siebie terenie są nowi ludzie, których nie zna i ktoś to może wykorzystać.

Przebieg zdarzenia dobrze zapamiętała również starsza pani. - Listonoszka przeliczyła pieniądze, położyła je na stole, a ja wzięłam i po swojemu przeliczałam. Połowę jeszcze chyba miałam w ręku. Jak on podszedł i chciał te pieniądze chwycić, to ja za te pieniądze, przycisłam, wsadziłam rękę do kieszeni, ale wszystkich nie zdążyłam schować i ta reszta rozsypała się przy stole. Więc on zobaczył, że mi się rozleciały to zaczął zbierać, a ja rękę dalej trzymałam w kieszeni. Patrzyłam tylko tych pieniążków, bo dużo ich nie mam, trzeba poopłacać rachunki i na razie mi nawet brakło, to się cieszyłam, że listonoszka przyszła - relacjonuje napadnięta mieszkanka Jemiołowa.

Jak udało nam się ustalić, w momencie napadu na staruszkę, rabuś nie widział listonoszki, która po wypłaceniu emerytury stała w zaciemnionej części kuchni. Dalej przebieg zdarzenia był jeszcze dramatyczniejszy. - I on wtenczas jak wpadł, nie widział tej listonoszki, dopiero później ją zobaczył. Listonoszka broniła tej torby, chyba miała przypiętą. To on ją trzasnął między oczy, zaczęła krew się lać, on już w nogi, torbę miał już, na mnie nie patrzał - opowiada rzeczowo starsza pani.

Mimo leciwego wieku, kobieta wykazał się dużą odwagą. - Ja wyleciałam za nim, ale nie mogę na prawą nogę chodzić dobrze. Nim ja wyleciałam, on leciał prędko i zaraz przepadł. Ja się wróciłam do listonoszki, wyleciała na dwór za mną i zaczęła dzwonić mówi pani Marianna.

W krótkim czasie pod domem zajechała lekarka i policja. - Najechało się tu ich dużo i psa sprowadzili, ale złodzieja kto tam znajdzie - mówi z niedowierzaniem kobieta. - Ja to się cieszę, że przy życiu zostałam. Mam 86 lat. Ja już przeszłam rozmaite rzeczy, jak miałam 14 lat to byłam w Straflagrze (obozie karnym - red.) na łódzkiej ziemi. Teraz tylko martwiłam się, co on tej kobiecie zrobił?

Złodziej uciekał w popłochu. - A jak uciekał wiadro przewrócił, wodę wylał, zwalił talerze i potłukł. Miałam robotę sprzątnąć - żartobliwie podsumowuje zdarzenie starsza pani.

Policja i prokuratura szukają sprawcy

Życie samotnej starszej kobiety nie jest łatwe. - Listonoszka to kobiecina dobra, ona mi nieraz gazety przynosi, to płacę przy wypłacie. Ja do Łagowa nie chodzę, już tam nie byłam 4 lata - opowiada. Pani Marianna wraca wspomnieniami do wydarzenia sprzed lat. - Kiedyś, jak mąż umarł, traktor mi ukradli. Nie szukałam, policjant szukał i znalazł w lesie. Przeżyłam bez traktora to i teraz grunt, że żyję - nie traci optymizmu staruszka.

Zgoła inaczej czuje się po całym zdarzeniu listonoszka. - Lęki zaczynam mieć, nie wiem jak będzie wyglądał mój powrót do pracy. Koledzy i koleżanki dopytują jak się czuję, ale w nocy koszmary zaczynam mieć. Mąż stara się mnie odwodzić od tych myśli, czymś tam innym się zajmujemy. A jeszcze początkowo potrafiłam sobie zażartować z tych swoich cieni na twarzy - wyznaje nam szczerze poszkodowana.

Postępowanie w sprawie napadu prowadzi świebodzińska policja pod nadzorem prokuratury w Świebodzinie. Dotychczas nie ustalono sprawcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska