- To są naprawdę duże pieniądze! - Dorota Lisiewicz z Kargowej zastanawia się chwilę usłyszawszy, jakie ryczałty otrzymują przewodniczący kilku lubuskich gmin. - Z drugiej strony, jeśli naprawdę solidnie pracują na rzecz swojej lokalnej społeczności, to czemu nie mieliby tyle otrzymywać? Tak mi się wydaje jak patrzę z boku...
Gdy porównamy ryczałty i diety w gminach, w których szefowie rad dostają na rękę najwięcej, z tymi najniżej uposażonymi, to widać przepaść. Wystarczy obok siebie postawić miasto Zieloną Górę i gminy Szczaniec, Skąpe lub Dąbie. Ale to jakby naturalne różnice. Mamy wszak 117-tysięczne miasto, stolicę regionu i z drugiej strony niewielką społeczność lokalną. Jednak już taką gminę wiejską Zielona Góra (trzecie miejsce w naszym rankingu diet przewodniczących) można i należy porównywać z innymi. I o dziwo - ryczałt przewodniczącego w niej (podobnie jak w Świebodzinie i Zbąszyniu) wygląda jak w miarę przyzwoita pensja. Czy tak powinno być?
- Funkcjonowanie przewodniczącego w radzie jest bardzo absorbujące, ja praktycznie codziennie muszę być w urzędzie miejskim - wskazuje Adam Urbaniak, przewodniczący w Zielonej Górze. Dodaje, że gdyby miał przeliczać, czego oczywiście nie czyni, czas poświęcony na służbę w radzie miejskiej na złotówki, które mógłby w tym czasie zarobić jako prawnik w swej kancelarii, to na pewno ta druga możliwość wyszłaby dużo korzystniej. - Nie mam jednak żadnych roszczeń wobec miasta, żeby zwiększyło mój ryczałt. Ten mi zupełnie wystarczy!
Marek Furman, przewodniczący w Zbąszyniu, szacuje, iż przygotowanie sesji rady zajmuje mu osiem-dziewięć godzin pracy. Ponadto ma w poniedziałki trzygodzinny dyżur. - Staram się być wszędzie tam, gdzie jestem zapraszany, ale to kosztuje - mówi. Kosztuje przede wszystkim czas. - Jestem non-stop dyspozycyjny.
Dlatego Furman uznaje, iż ryczałt, jaki otrzymuje jest "na zadawalającym poziomie".
Działalność spoleczna zajmuje sporo czasu
Podobną opinię wygłasza szef rady w Sulechowie Jan Rerus, który ma za sobą dziewięcioletnie doświadczenie na różnych poziomach rady: jako zwykły rajca, wiceprzewodniczący, a ostatnio przewodniczący.
- Jest mnóstwo kosztów, które ponoszę z prywatnej "kasy", jak chociażby rozmowy telefoniczne; teraz na przykład jestem za granicą i rozmawiam z prywatnej komórki - tłumaczy Tomasz Olesiak, przewodniczący w Świebodzinie. - Do tego zarwane popołudnia na spotkania, zebrania, za które przecież nie ma diet.
T. Olesiak ma świadomość, iż jego ryczałt jest dość wysoki, nie narzeka więc z tego powodu i nie domaga się podwyżki. Ale wyjaśnia jednocześnie, iż w samorządzie świebodzińskim od paru kadencji diety radnych, jak i ryczałt przewodniczącego są bez zmian.
- Traktuję ryczałt jako pewną formę rekompensaty za koszta poniesione w czasie pełnienia funkcji - mówi Jan Mazur, przewodniczący w Zbąszynku. Jego ryczałt miesięczny należy do... najniższych w regionie. Bierze tylko 883 zł. - Nie mam w wysokości ryczałtu ujętych delegacji i kosztów paliwa za przejazdy, ale mimo to nie korzystam z możliwości zwrotów pieniędzy za te czynności. W zeszłym roku rozliczyłem jedną delegację za 117 zł.
Wynika z tego, że Mazur, emerytowany kolejarz, wręcz dopłaca do funkcji. - Nie patrzę w ten sposób, po prostu swą działalność traktuję jako misję wobec małej ojczyzny - dodaje. Rada miejska Zbąszynka uchwaliła dla przewodniczącego i radnych jedne z najniższych diet w regonie. A przecież gmina należy do wyróżniających się samorządów w Lubuskiem. Zdobywa krajowe laury samorządowe, gospodarcze, inwestycyjne. Skąd zatem te "oszczędności" na rajcach? - Nie po to osiągamy sukcesy, żeby potem roztrwonić dorobek - puentuje J. Mazur.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?