Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radny wyszedł z pracy nic nie mówiąc. Straci posadę?

Redakcja
Jak zagłosują radni dowiemy się już w środę, 18 września.
Jak zagłosują radni dowiemy się już w środę, 18 września. Filip Pobihuszka
Burmistrz Szlichtyngowej chce zwolnić z pracy Andrzeja Maćkowiaka, jednak potrzebuje do tego zgody rady powiatu.

Każdy pracownik urzędu miasta i gminy w Szlichtyngowej, musi zrobić dwie rzeczy, jeśli chce w godzinach pracy opuścić budynek. Po pierwsze wpisać się do książki wyjść, podając powód i godziny nieobecności, a po drugie uzyskać akceptację burmistrza.

7 czerwca pracujący w tamtejszym magistracie Andrzej Maćkowiak, będący jednocześnie radnym powiatu wschowskiego, wyszedł z pracy by uczestniczyć w sesji rady. Do książki się wpisał, jednak przełożonych o nieobecności nie poinformował. Co więcej, w sesji także nie uczestniczył. Fakt ten sprawił, że burmistrz Szlichtyngowej, Jan Wardecki postanowił swojego pracownika... zwolnić. Jednak może to zrobić tylko za zgodą rady powiatu.

- Opuszczenie stanowiska pracy, w tym dniu i wskazanych godzinach nastąpiło bez zgody przełożonych mimo, iż w tym dniu obecni byli burmistrz i jego zastępca. Pracownik był pouczony o obowiązku uzyskania zgody. Jednocześnie wprowadził pracodawcę w błąd, co do powodu opuszczenia stanowiska pracy - czytamy we wniosku burmistrza do przewodniczącego rady.

Jak tłumaczy się sam zainteresowany? - Cały dzień źle się czułem. Jadąc w tym dniu na sesję, "wzięło mnie" mniej więcej na wysokości straży pożarnej. Grypa jelitowa, wie pan - tłumaczy radny Maćkowiek. - Stwierdziłem, że w takim stanie nie dam rady. Zadzwoniłem do przewodniczącego, wyjaśniłem, dlaczego mnie nie będzie. Przyjął tą informację i usprawiedliwił moją nieobecność, co zresztą sam parafował. Czułem się źle, więc pojechałem do lekarza - opowiada. - Od tamtej pory nikt mnie o nic nie pytał, nie żądał żadnych dokumentów czy potwierdzeń od lekarza. Aż tu nagle taka sytuacja. Dodatkowo dowiedziałem się, że po mieście krąży plotka, że mam niby startować w wyborach na burmistrza - dodaje.

Radny Maćkowiak podkreśla, że wie o zarządzeniu burmistrza, mówiącym o konieczności wpisania się na listę i uzyskania zgody burmistrza na wyjście z urzędu w celach służbowych. Wyszedł on jednak z założenia, że ustawa o samorządach jest aktem nadrzędnym. - A tam widnieje zapis, że pracodawca ma obowiązek puścić mnie na sesję. Zresztą sesja nie jest wyjściem służbowym. Wyjście służbowy to by było, jakbym pojechał na oględziny jakiegoś drzewa. Poza tym, burmistrz dobrze wiedział, że tego dnia jest sesja - argumentuje A. Maćkowiak przytaczając też szereg błędów formalnych, które znalazł we wniosku.

Choć głosowanie dopiero w środę, radny już teraz zdaje się znać jego wynik. - Jestem święcie przekonany, że rada podejmie decyzję o zwolnieniu mnie z pracy - mówi. - Choć w tym wypadku powinno się odłożyć politykę na bok, a wziąć pod uwagę sprawy typowo ludzkie - kwituje. Trudno się dziwić przewidywaniom radnego Maćkowiaka, skoro koalicja ma w radzie dziewięć głosów, a opozycja tylko sześć.

Próbowaliśmy dodzwonić się do burmistrza Wardeckiego, jednak bez skutku. Najpierw poinformowano nas, że ma spotkanie. Później nikt w urzędzie nie odbierał telefonu. Gdy w końcu pracownica sekretariatu podniosła słuchawkę, okazało się, że burmistrz wyszedł do banku. Podczas kolejnego połączenia J. Wardecki wciąż był nieobecny. A 45 minut przez zamknięciem urzędu w słuchawce usłyszeliśmy "linia abonencka uszkodzona".

Głosowanie nad zwolnieniem radnego Maćkowiaka już w środę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska