Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Dobrucki: - Dostałem kolejną szansę i już

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Rafał Dobrucki ma 35 lat. Żonaty, dwoje dzieci. Jego kręgosłup był już operowany w 2000 (podczas startów w Polonii Piła) i 2005 r. (Unia Leszno). Lekarze wróżyli "Rafiemu” koniec kariery, ale on za każdym razem wracał na tor i zdobywał medale. Od sezonu 2008 w Zielonej Górze.
Rafał Dobrucki ma 35 lat. Żonaty, dwoje dzieci. Jego kręgosłup był już operowany w 2000 (podczas startów w Polonii Piła) i 2005 r. (Unia Leszno). Lekarze wróżyli "Rafiemu” koniec kariery, ale on za każdym razem wracał na tor i zdobywał medale. Od sezonu 2008 w Zielonej Górze. fot. Tomasz Gawałkiewicz
- Od siedmiu tygodni walczymy codziennie, by organizm funkcjonował na takich obrotach, do jakich go przyzwyczaiłem - mówi zawodnik Stelmetu Falubazu Zielona Góra RAFAŁ DOBRUCKI, który złamał kręgosłup podczas derbów w Gorzowie.

- Od wypadku minęło grubo ponad dwa miesiące. Czy plecy nadal pana bolą? Jak ogólne samopoczucie?
- To wszystko jest bardzo pracochłonne. Brak operacji był okupiony przede wszystkim tym, że musiałem długo leżeć. Dziś już wiemy, że wybór metody okazał się jak najbardziej prawidłowy. Cóż, teraz staramy się dbać o moją formę, choć kondycja nieco podupadła w związku z długim unieruchomieniem w łóżku. Mimo wszystko starałem się utrzymać w przyzwoitej dyspozycji. Trwa intensywna rehabilitacja, ale jakoś tam rewelacyjnie nie jest. Takiego urazu nie da się oszukać i ślad na pewno został.

- Nosi pan specjalny gorset. Dlaczego?
- Złamanie nie jest do końca stabilne i to urządzenie umożliwia mi przemieszczanie się na niewielkich dystansach. Mogę chodzić tylko w nim. Także w domu. Jeśli dobrze liczę, to zostały mi jeszcze trzy tygodnie noszenia... zbroi, że tak to nazwę, która utrzymuje kręgosłup w odpowiedniej pozycji.

- Z racji wykonywanego zawodu był pan osobą niezwykle dynamiczną. Jak zniósł pan psychicznie tak długi bezruch?
- Nie miałem innego wyjścia niż leżenie. Taką decyzję podjęliśmy razem z lekarzem. Ustaliliśmy, że tak będzie najrozsądniej i tego się konsekwentnie trzymamy. Cóż, nie było sensu się załamywać. Wiedzieliśmy, jaka jest sytuacja i jakie mogły być inne konsekwencje upadku. Nie widziałem potrzeby płakania nad rozlanym mlekiem. Dobre samopoczucie psychiczne przekłada się na szybsze leczenie, więc musiałem znaleźć w tym wszystkim jakieś pozytywy. Było OK.

- Jak wygląda rehabilitacja?
- Jestem pod kontrolą doktora Dobrzyckiego, który zna mnie od podszewki. W ostatnich latach składał mnie już dwukrotnie. Mam to szczęście, że moja siostra jest z wykształcenia rehabilitantką i ma wieloletnią praktykę. Pracuje nade mną przy mniejszych i większych urazach. Tym razem miała naprawdę dużo roboty. Od siedmiu tygodni walczymy codziennie, by organizm funkcjonował na takich obrotach, do jakich go przyzwyczaiłem. Zasługą mojej siostry jest to, że tak szybko wstałem i nie towarzyszyły temu żadne dolegliwości.

- Czy są ćwiczenia, których pan szczególnie nie lubi?
- Przeciwnie. Chciałbym już robić te wspomagające pracę kręgosłupa. Strasznie mnie to korci.

- W pierwszych godzinach po wypadku dostał pan ogromne wsparcie od kolegów i fanów. Czy to trochę pomogło?
- Absolutnie tak. Cały czas jestem pod wrażeniem tego, co się działo po moim wypadku. Dostałem masę maili, SMS-ów, listów dosłownie z całego świata. Bardzo za to dziękuję tym, których znam i zupełnie obcym. Podtrzymywali mnie na duchu.

- Emocjonował się pan meczami Falubazu w telewizji?
- Oglądałem, ale nie było powodów do niepokoju. Chłopaki jechali bardzo fajnie, a pozycja, którą mamy jest dobra i świadczy o tym, że dysponujemy mocną drużyną. Medal na pewno będziemy mieli. Ładunek adrenaliny był przed telewizorem nie mniejszy niż wtedy, gdy sam stawałem pod taśmą. Wszystko dobrze się kończyło i oby tak dalej.

- Jak pan się czuł, kiedy koledzy z drużyny podkreślali, że Rafał Dobrucki jest zawodnikiem, którego nie da się łatwo zastąpić?
- To bardzo miłe. Cieszę się, że tak podchodzą do sprawy.

- W środku sezonu notuje pan ponadplanowe pobyty w domu. Czy rodzina już się przyzwyczaiła? Jak znosi tą zaskakującą sytuację?
- Coraz lepiej, bo jestem bardziej mobilny, poruszam się i nie wymagam już tak dużej opieki, jak przez sześć tygodni, gdy leżałem. Staramy się możliwie najlepiej wykorzystać ten czas, skoro już tak się zdarzyło. Nadrabiamy poprzednie lata, kiedy mnie nie było w domu.

- W jednej z wypowiedzi przyznał pan, że rozważa dwa scenariusze: albo wróci na tor, albo nie. Wciąż aktualne? Co na to żona, która już po poprzedniej poważnej kontuzji chciała, by skończył pan z żużlem?
- Jeśli chodzi o żonę, to najlepiej ją zapytać. A moje stanowisko w tej sprawie? Jego tak naprawdę nie ma. Na dziś staram się doprowadzić rehabilitację do końca i wrócić do normalnej dyspozycji, kondycji sprzed wypadku. To jest cel. Staram się nie myśleć o odleglejszej przyszłości, choć to trudne. Codziennie rano trzeba się z tym zmagać i zastanawiać: co będzie dalej? Jakoś się jeszcze od tego izoluję.

- Z jednej strony los bardzo pana dotknął, a z drugiej oszczędził. Jeśli popatrzymy na kontuzję i paraliż Leigh Adamsa, to w pana przypadku można mówić o niebywałym szczęściu w nieszczęściu. Czy warto jeszcze kusić licho?
- Mam świadomość, że w moim przypadku mogło być podobnie. Cóż, ja dostałem kolejną szansę i tyle. Mam zamiar z niej skorzystać. A czy dalej będę się realizował w żużlu, czy nie - bo do tego zmierza pana pytanie? Nie wiem. I ja, i moja rodzina przerabialiśmy już podobną sytuację. Skończyło się moją dalszą, nie najgorszą jazdą i najfajniejszymi medalami z Falubazem. Nie mogę o tym nie myśleć, ale staram się też nie wybiegać zbyt daleko.

- Dziękuję i życzę, żeby skrętoskłony były możliwie najszybciej stałym elementem pana porannego rozruchu.
- Będę się starał i chciałbym przeprosić, że po meczu z Tarnowem uciekłem ze stadionu, ale naprawdę nie czułem się już najlepiej. Pozdrawiam kibiców i mam nadzieję, że po następnym spotkaniu w Zielonej Górze razem uczcimy zwycięstwo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska