Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raski przechodził z rąk do rąk. Teraz ma nowy dom

Anna Białęcka
W archiwum rodzinnym pana Krzysztofa jest kilkadziesiąt fotografii Raskiego. Widać na nich, że pies był ulubieńcem tej rodziny.
W archiwum rodzinnym pana Krzysztofa jest kilkadziesiąt fotografii Raskiego. Widać na nich, że pies był ulubieńcem tej rodziny.
Roczny amstaff Raski już od dwóch miesięcy jest pod opieką nowych właścicieli. Tak zadecydowało stowarzyszenie Amicus i hodowca. Dotychczasowi właściciele nie mogą się z tym pogodzić.

- To, jak do tego doszło, jest dla mnie niepojęte - mówi pan Krzysztof. - Przedstawiciele Amicusa pojawili się u syna, pod jego nieobecność, i zabrali psa do schroniska.

Jak przekonuje pan Krzysztof, Raski został zabrany bez żadnych podstaw. - Dzień wcześniej przyszli przedstawiciele z Amicusa z policją i powiedzieli synowi, że pies ma złe warunki - opowiada głogowianin. - Chodziło im o to, że czasami zamykany jest w klatce. Stała ona co prawda na korytarzu w bloku, jednak jest to miejsce odgrodzone od reszty korytarza zamykaną furtką. Jak można było zabrać psa następnego dnia na podstawie jakiś informacji jednej sąsiadki? Przecież zupełnie inaczej zeznała dozorczyni budynku.

Decyzja o zabraniu psa przyszła z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii dopiero dzień po tym, jak Raski zniknął. Czytamy w nim między innymi: "Zwierzę nie posiadało na ciele śladów znęcania się, a w jego otoczeniu nie było zanieczyszczeń odchodami. Klatka wyłożona była wykładziną, stała tam miska z wodą. (...) Jednak klatka schodowa jest miejscem publicznym, utrzymywanie tak dużego zwierzęcia w takiej niewielkiej klatce jest niewłaściwe, co wskazuje na oznaki znęcania się. (...)"

Pan Krzysztof tłumaczy, że zamykanie w klatce było tylko czasowe. - Syn pracuje, a jego żona była akurat w ostatnich dniach ciąży, my robiliśmy remont w naszym mieszkaniu, więc na ten czas nie mogliśmy wziąć psa do siebie - zapewnia. - Ponadto, trzymanie takie psa w klatce nie jest żadną zbrodnią. On był do niej przyzwyczajany od małego, traktował ją jak swój kąt do spania. Zakup klatki zasugerował nam sam hodowca, od którego kupiliśmy szczeniaka.
Pan Krzysztof pokazuje w interencie stronę, czytamy tam, że klatka służyć może jako legowisko w domu, pozwala ona na właściwe wychowywanie szczeniaka. Jej dobre znaczenie potwierdzili nam także głogowscy hodowcy psów.

W sprawie Raskiego ostateczną decyzję o zatrzymaniu psa w odizolowaniu od właściciela podjął prezydent miasta. - Odwołaliśmy się od niej do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, czekamy na odpowiedź - mówi pan Krzysztof. - Uważam, że można było najpierw synowi przedstawić jakieś zarzuty, pouczyć go co powinien zrobić, a nie od razu zabierać rocznego psa i zamykać go w schronisku. A jeżeli już pies miał trafić na jakiś czas w obce ręce, to dlaczego nie oddano go nam? Pies u nas często przebywał, zna miejsce i nas.

Od tamtej decyzji minęły już dwa miesiące. - Dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo, że pies jest teraz pod opieką pewnej rodziny w podgłogowskiej wsi, to już trzecie miejsce jego pobytu - opowiada głogowianin. - Wiem, że ma teraz odpowiednią opiekę, bo znam tego człowieka. Jednak to chyba nie jest dobre dla psychiki zwierzęcia, by oddawano go z rąk do rąk.
Pan Krzysztof przekonuje, że wszyscy tęsknią za Raskim. O pomoc w jego odzyskaniu zwrócili się nawet do adwokata.

- Nie rozumiem, po co teraz te starania - mówi szefowa Amicusa Maria Zięba. - Nasze działanie było konieczne. Otrzymaliśmy informacje na temat Raskiego i natychmiast zareagowaliśmy. Kiedy pojawiliśmy się na miejscu pies był na korytarzu wieżowca. I co najważniejsze, był zamknięty w klatce. Ta klatka była dla nie za mała. Zwierzę nie mogło się wyprostować, podnieść łba, przebywając w niej, cały czas musiało być skulone.

M. Zięba wylicza: Raski miał ogon otarty z sierści, był przygnębiony, smutny.
- Z mojej wiedzy wynika, że trzymanie Raskiego w klatce na korytarzu, poza mieszkaniem, to nie było nic wyjątkowego. Tak się zdarzało wiele razy - zapewnia. - I bardzo się cieszę, że prezydent podjął decyzję o izolowaniu psa od właściciela.

Potwierdziła, że amstaff przebywa teraz w Radwanicach. - To jest decyzja hodowcy, od którego ta rodzina kupiła Raskiego - wyjaśnia szefowa Amicusa. - Ma do tego prawo, zgodnie z umową hodowca ma prawo odebrać nowemu właścicielowi psa, jeżeli jest on źle traktowany i zaniedbany. I uważam, że to słuszna decyzja, bo czworonóg był w fatalnym stanie. Widziałam teraz tego psa, jest radosny, bawi się, ogon już się zagoił. To nie jest to samo zwierzę. Widać, że jest wreszcie szczęśliwy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska