Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reanimował kolegę, który miał zawał. Liczyła się każda sekunda [WIDEO]

Redakcja
Klienci Rafała Gorajskiego mówią, że to dobry i życzliwy człowiek. - Zawsze chętnie pomoże. To, co zrobił, to naprawdę bohaterstwo, niewielu ludzi by się odważyło w takiej sytuacji ratować czyjeś życie
Klienci Rafała Gorajskiego mówią, że to dobry i życzliwy człowiek. - Zawsze chętnie pomoże. To, co zrobił, to naprawdę bohaterstwo, niewielu ludzi by się odważyło w takiej sytuacji ratować czyjeś życie Renata Hryniewicz
- Wszystko, co się działo, pamiętam jak przez mgłę, działałem spontanicznie - mówi pan Rafał, który ratował kolegę z zawałem.

Nie uczył się nigdy udzielania pierwszej pomocy, ale wiedział, co robić - z telewizji i z rozmowy z synem. - Dziwnym zbiegiem okoliczności ostatnio rozmawiałem z nim o pierwszej pomocy. Miał zajęcia w szkole i opowiadał, czego się uczył. Nie sądziłem, że będzie mi to kiedyś potrzebne - mówi tata gimnazjalisty, Rafał Gorajski, który na co dzień handluje na bazarze miejskim.

W dzień poprzedzający zawał, Edward Świerczyński czuł się dziwnie. Kuło go w mostku, był rozkojarzony. Następnego dnia wiele się nie zmieniło, ale pan Edward nie posłuchał żony i zamiast pójść do lekarza, pojechał do pracy na bazar. - Całe szczęście, że nie został w domu, bo gdyby był sam, mogłoby się skończyć inaczej - mówi dziś Mariola Świerszczyńska, która mając prywatne przedszkole, codziennie od rana jest poza domem.

- Edward siedział i jadł śniadanie. W pewnym momencie upadł. Zacząłem go cucić, ale nic to nie dawało. Koleżanka zadzwoniła po karetkę, a Rafał podbiegł do niego i zaczął udzielać pierwszej pomocy. Traciliśmy go z minuty na minutę... - opowiada pan Andrzej, sąsiad ze stoiska obok.

- To nie było tak, że od razu reanimowałem. Andrzej powiedział, że on jadł i że może mieć coś w buzi, bo kiedy upadał, to się krztusił. Nie mogłem więc go reanimować. Wyciągnąłem jedzenie z ust, ale nie miałem pewności, że coś nie zostało w przełyku. Byłem na łączu telefonicznym z ratownikiem, który mówił, co mam dalej robić. Za chwilę była karetka. Jak już szli do nas, Edward całkiem odpływał. Wtedy lekarz, który był może 10 metrów od nas krzyknął, żebym reanimował. Ja przeprowadzałem masaż serca, a w tym czasie rozcięto mu koszulę i przy pomocy defibrylatora przywrócono funkcje życiowe - opowiada pan Rafał.

Pani Mariola jest wdzięczna. - Nie każdy by tak się zachował. Gdyby nie pomógł, mogłabym stracić męża - mówi.
Chwali też kostrzyński szpital. - Karetka była w mgnieniu oka, na oddziale ratunkowym też błyskawiczna reakcja i decyzje. Lekarz Górecki od razu zdiagnozował zawał, potem kiedy mąż wrócił po operacji do Kostrzyna, naprawdę się nim zaopiekował. To profesjonalista, czułam, że mąż jest bezpieczny - mówi.

Pan Edward po operacji i śpiączce, w której był utrzymywany przez sześć dni, wraca do zdrowia. Jeszcze nie ma tyle siły, żeby wrócić do pracy, ale wie, że ma tam przyjaciół, którzy czekają. - My jesteśmy tutaj wszyscy jak jedna rodzina. Jeśli komuś się źle dzieje, to wszyscy przeżywamy - mówi Justyna Stopkowska ze stoiska mięsnego.

Zobacz także: Kiedy i jak wykonać sztuczne oddychanie u dziecka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska