Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Redzikowo i broń hipersoniczna, czyli rakietowe strachy Putina

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Putin obawia się rozmieszczenia amerykańskich systemów rakietowych w pobliżu granic Rosji
Putin obawia się rozmieszczenia amerykańskich systemów rakietowych w pobliżu granic Rosji Missile Defense Agency
Skąd obsesja Rosji na punkcie amerykańskiej tarczy antyrakietowej, szczególnie jej baz w Polsce i Rumunii? Dlaczego Amerykanie oferują Rosjanom dostęp do bazy w pomorskim Redzikowie? Zapytaliśmy o to dr. Jacka Raubo, analityka Defence24.

Rosja od lat skarży się, że NATO, a właściwie Stany Zjednoczone, rozbudowują infrastrukturę wojskową, która zagrażać ma terytorium Rosji, a nawet samej Moskwie. To główny argument, jaki Kreml podnosi od dawna przeciwko budowie w Europie Środkowej, m.in. w Polsce, elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Rosjanie twierdzą, że bazy te mogą być wykorzystanie w celach ofensywnych. Temat wrócił właśnie teraz, w negocjacjach Zachód-Rosja dotyczących absurdalnych żądań Moskwy pod adresem NATO i USA. Nie ma oczywiście mowy, żeby NATO wycofało się z polityki „otwartych drzwi”, czy zabrało ze wschodniej flanki Sojuszu oddziały i broń. Ale jak to w dyplomacji, trzeba zaoferować coś w zamian. W tym wypadku USA są skłonne rozmawiać z Rosją o wzajemnej kontroli zbrojeń w Europie. Choćby o wzajemnej inspekcji obiektów obrony rakietowej. Czy ma to jakieś znaczenie? Dlaczego Moskwa tyle mówi o zagrożeniu bronią hipersoniczną? Czy w ogóle rozwój broni hipersonicznej to nowa era w globalnym wyścigu zbrojeń? O to wszystko zapytaliśmy analityka Defence24, dr. Jacka Raubo.

W pisemnej odpowiedzi na rosyjskie żądania tzw. gwarancji bezpieczeństwa Stany Zjednoczone deklarują gotowość do rozmów z Rosją na temat inspekcji amerykańskich baz obrony przeciwrakietowej - w polskim Redzikowie i rumuńskim Deveselu. Dlaczego akurat tych obiektów?
Prywatnie powiem, że mnie dość mocno cieszy, że Rosjanie stawiają tak mocno w swojej agendzie kwestię baz systemu antyrakietowego w Rumunii i właśnie w Polsce. Uważam bowiem, że system obrony przeciwrakietowej, a raczej jego europejskie elementy to dla Rosjan wyzwanie w pierwszej kolejności symboliczne. Pokazuje bowiem polityczną wolę lokowania w Polsce i Rumunii istotnego oraz zaawansowanego elementu obrony przestrzeni transatlantyckiej, ale przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. To wiąże amerykańską politykę bezpieczeństwa z przestrzenią Europy Środkowej i Wschodniej. A przecież o coś takiego zabiegały liczne polskie rządy. Stąd też, zapewne dla Rosjan to najgorszy z możliwych scenariuszy, gdy widzą powstawanie obiektów i ich nasycenie nowymi rozwiązaniami technologicznymi.

Szczególnie, że od dawna starają się budować narrację, że dla Amerykanów Europa, a tym bardziej flanka wschodnia, to dziś zbędne obciążenie i cały czas trzeba myśleć jak się stąd wycofać. Jeśli jednak amerykańskie siły zbrojne mają wolę budowania obiektów OPR (obrony przeciwrakietowej) nawet wbrew działaniom chociażby administracji Baracka Obamy, a w dodatku stacjonarnych (trzeba pamiętać o komponencie morskim systemu Aegis), to takie oddziaływanie psychologiczne oraz informacyjne styka się ze sporym problemem. Łatwiej bowiem rosyjskiej propagandzie wyśmiać bazę dla jednostek piechoty, a nawet sił pancernych i zmechanizowanych, niż właśnie tego rodzaju infrastrukturę. Bowiem, wbrew pozorom, koszary jest łatwiej przenieść czy też ewakuować. Szczególnie, że instalacja komponentów systemu OPR jest również ważna z perspektywy zdolności rozpoznania Stanów Zjednoczonych w Europie. Dzieje się tak w zakresie nowoczesnych sensorów instalowanych w obiektach i wpinanych w system systemów.

Powiem może coś bardzo kontrowersyjnego, ale może nie powinniśmy emocjonować się interceptorami czyli samym zwalczaniem pocisków rakietowych potencjalnego przeciwnika. Trzeba zastanowić się nad możliwościami, jakie daje tego rodzaju infrastruktura (NSF Deveselu i NSF Redzikowo) jeśli chodzi o lokowanie systemów rozpoznania, analizy danych i tak jak powiedziałem, wpięcia tego wszystkiego w układ nerwowy współczesnych amerykańskich sił zbrojnych. A jest to układ nerwowy bardzo dobrze rozbudowany. Rosjanie, z perspektywy wojskowej być może tego właśnie obawiają się najbardziej. Przede wszystkim dlatego, że ich dotychczasowa polityka bazuje na tworzeniu „przestrzeni szarości” w Europie. Czyli małej transparentności swoich działań wojskowych, połączonych z narracjami o A2/AD, niezwyciężonych rosyjskich systemach uzbrojenia, itd. Znamy to w Polsce chyba nawet za dobrze, bo często nawet widać uleganie swoistemu „urokowi” takich form rosyjskich przekazów. Tu zaś nagle pojawia się amerykańska infrastruktura, która zapewne w jakimś stopniu, moim zdaniem bardzo dużym, obniża ten komfort strategiczny. Co więcej, latają w jej pobliżu maszyny piątej generacji, buduje się bazę w Powidzu, testuje przerzut wojska i kooperację z państwem przyjmującym, a gdy trzeba to na niebie widać szereg maszyn załogowych lub bezzałogowych ISR (wywiad, rozpoznanie i obserwacja). Nie mówiąc o amerykańskich zdolnościach w zakresie wywiadu sygnałowego SIGINT czy też kooperacji w ramach sojuszu 14 oczu (European Seniors SIGINT).

Stąd też nie zaskakuje, że Rosjanie w sytuacji kryzysowej wywołanej przez siebie, tak mocno akcentują właśnie obiekty obrony przeciwrakietowej w Polsce i Rumunii. Uznając zapewne, że to najwyższy czas, aby wskazać na ten element w relacjach z Zachodem, starając się go podważyć w oczach Europejczyków oraz zniechęcić samych Amerykanów. Przypomnijmy, że dotychczas stosowali kilka narracji by uderzyć w system. Pierwsza obejmowała tezy, że Amerykanie tworzą napięcie „zimnowojenne” i odbije się to na Europie Zachodniej czy też samej Polsce i Rumunii. Druga odnosiła się do nieskuteczności działań. W końcu, trzecia była próbą marginalizacji roli, przemilczenia, etc. Dziś, jednak najlepiej widzimy, że sprawa jest ważna dla rządzących na Kremlu.

Czy rzeczywiście uzasadnione są obawy Putina i innych wysokich urzędników rosyjskich, że z baz w Polsce i Rumunii pociski rakietowe mogą sięgnąć dużej części Rosji?
Przyznam, że ja to traktuję w kategoriach rosyjskiej walki o sposób prezentowania wszelkich elementów wzmacniania obrony Zachodu. Jest NATO Air Policing - to w Rosji mowa jest o zagrożeniu dla granic Rosji, jest EFP NATO w naszym regionie, to oczywiście pojawia się po stronie rosyjskiej argument o militaryzacji flanki wschodniej NATO, itd., itd. Szczerze, to już chyba bardzo zgrana karta w działaniach Kremla. Lecz powiedzmy wprost, rosyjska narracja w ocenie systemów uzbrojenia Zachodu zawsze ma bowiem pierwiastek własnych metod działania. Czyli jeśli to Rosja wybudowałaby, gdyby miała taką możliwość, podobną bazę/bazy, to oczywiście niemal od razu, pod fasadą zapowiedzi o defensywnym charakterze, pewnie byśmy otrzymali finalnie informację o całej gamie środków ofensywnych właśnie tam zainstalowanych. Spójrzmy, że w przypadku Redzikowa oraz instalacji w Deveselu Amerykanie wykazali znaczną transparentność i wykazują ją nadal. To generalnie cecha nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale szerzej nasze natowskie podejście. Diametralnie inne od rosyjskiego sposobu myślenia.

Oczywiście pewną naturalną i oczywistą granicą w zakresie transparentności Naval Support Facilities w Rumunii i Polsce są kwestie techniczne, to chyba jednak nie powinno nikogo zaskakiwać. I to ostatnie Rosjanie podkręcają w swych przekazach medialnych. Zażartowałbym, że przecież strona rosyjska zawsze prezentuje do granic możliwości wszelkie aspekty techniczne swojej techniki wojskowej. Jednak, nie będąc sarkastycznym, powiem, że interceptory ulokowane w NSF w Polsce i Rumunii nie wywrócą możliwości rosyjskiego odstraszania atomowego w wymiarze strategicznym. Rosjanie w tym zakresie mogą spać spokojnie. Lecz bazy mogą zmniejszyć zakres, co do form szantażu Kremla wobec państw flanki wschodniej lub prób np. granie eskalacją z wykorzystaniem innych – Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej czy Iranu. Jednak, to pewnie temat na zupełnie inną rozmowę.

Podczas grudniowej konferencji Putin wspominał nie tylko o Tomahawkach, ale też innych nowoczesnych systemach broni mających w podobny sposób zagrażać Rosji. Co miał na myśli? I czy rzeczywiście ma się czego obawiać?
Rosjanie zapewne obawiają się czegoś, co nazywam roboczo przyspieszeniem technologicznym Zachodu w sferze technologii wojskowych oraz podwójnego przeznaczenia. Oraz jasno oceniają chociażby możliwości już istniejących systemów uzbrojenia po stronie amerykańskiej i zachodniej. Stąd zauważmy, jak wiele miejsca zajmuje krytyka nie tylko zasobów pocisków manewrujących (Tomahawki), ale również przykładowo wyrażane obawy, jeśli chodzi o coraz większy stopień nasycenia państw europejskim samolotami piątej generacji F-35. I mowa nie tylko o państwach NATO, ale zauważmy decyzję chociażby Finlandii i możliwe działania nawet Szwajcarów (choć w tym ostatnim przypadku zdecyduje zapewne demokracja bezpośrednia). Trzeba dodać, że F-35, Patrioty, HIMARS-y itp. systemy uzbrojenia, a nawet MBT Abramsy, to nie tylko zapowiedzi i pieśń przyszłości. Mowa o fizycznym pojawieniu się np. F-35 w działaniach takich jak choćby NATO Air Policing. W drugą stronę, zapytajmy o ilość implementowanych do rosyjskich sił zbrojnych realnych konstrukcji piątej generacji, czy też ile tych mitycznych czołgów Armata jest w linii, itd. Na razie różne konflikty zbrojne nie do końca są dobrą wizytówką rosyjskich konstrukcji takich jak Pancyr S-1.

Powiedzmy to sobie wprost, do 2014 r. mieli znaczny komfort strategiczny, szczególnie jeśli chodzi o budowanie własnych przewag w uzbrojeniu. W tym, chociażby w systemach objętych traktatami np. INF, które rozwijali nie bacząc na żadne głosy krytyczne. Albowiem w znacznym stopniu Zachód był zainteresowany jedną rzeczą – terroryzmem. To zaś było na rękę stronie rosyjskiej i nie wykluczone, że dlatego mogła czasami stymulować pewne mniejsze konflikty w których były zaangażowane siły państw Zachodu. Tak czy inaczej, gdy jednak Rosja odkryła karty i nastąpiło wygenerowanie masy krytycznej na Zachodzie (od ataku na Ukrainę w 2014 r. po próbę zabójstwa Siergieja Skripala), chociażby w Stanach Zjednoczonych sytuacja w zakresie zbrojeń uległa gwałtownej zmianie na niekorzyść Kremla. Amerykanie dodali do tego jeszcze pierwiastek swojej rywalizacji z Chinami w zakresie technologii zbrojeniowych.

Jeśli zaś weźmie się możliwości finansowe, technologiczne i kooperację w ramach relacji transatlantyckich, to dziś Rosjanie będą dążyli do osłabienia tempa działań państw Zachodu. Stąd też próba wprowadzenia retoryki zagrożenia ze strony pocisków rakietowych, systemów ofensywnych, etc. Mówiąc wprost, jak sama Rosja eksponowała swoje możliwości chociażby w zakresie słynnych Iskanderów czy Kalibr-M, to wszystko było poprawne. Lecz gdy inni pokazali swoje możliwości, to najchętniej władze na Kremlu widziałyby szereg traktatów i ograniczeń. Z tym założeniem, że byłoby to oczywiście poszukiwanie woli osłabienia zdolności odstraszania i obrony NATO, a odwrotnie moglibyśmy spodziewać się ponownie oszukiwania i prób omijania systemu kontroli, ograniczeń, itd. Historia ostatnich lat uczy nas najlepiej jak wyglądało i wygląda obecne rosyjskie podejście do budowy zaufania w sferze wojskowej w Europie i nie tylko.

Czy najbliższe lata, a może i dekady, jeśli mowa o arsenałach rakietowych mocarstw, należeć będą do broni hipersonicznej?
Znów trzeba szukać wyważonej odpowiedzi, gdyż słowo „hipersoniczne” ustawia nas na wysokim poziomie emocji. Dziś jesteśmy podatni na szybkie i proste narracje, a dynamika rozwoju technologii hipersonicznych na potrzeby sił zbrojnych nadaje się do tego wręcz idealnie. Spójrzmy, że właśnie dlatego stronie północnokoreańskiej tak zależy, aby zaprezentować jeden ze swoich testów rakietowych jako próbę efektywnego systemu hipersonicznego. Jednakże, stwierdzę może coś niepoprawnego, co podda mnie krytyce za brak wizjonerstwa: nie sądzę, aby nagle i w sposób gwałtowny swoje znaczenie straciły klasyczne np. ICBM-y [międzykontynentalne pociski balistyczne – red.] lub inne formy triady atomowej. Systemy hipersoniczne wejdą do służby, będą dawały nowe możliwości np. w sferze odstraszania w tym również strategicznego. Jednak, jak każdy system uzbrojenia, muszą być traktowane w ujęciu całościowym.

Napęd hipersoniczny, technologie hipersoniczne w swojej rozbudowanej formie, to naturalna kolej rzeczy w zakresie rozwoju zdolności bojowych, zarówno gdy myślimy o odstraszaniu atomowym jak i zwiększaniu możliwości klasycznego uderzenia na duże odległości z zastosowaniem głowic konwencjonalnych. Broń hipersoniczna może być ważnym wzbogaceniem np. zdolności formacji piechoty w zakresie rażenia celów daleko poza strefą oddziaływania przeciwnika. Wręcz być może w wymiarze globalnym, szczególnie gdy mowa jest o, co podkreślę ponownie, odstraszaniu. To będzie wyzwanie dla systemów obrony przeciwrakietowej, jednak i one również będą się przeobrażały i zmieniały. Przy czym, zauważmy też, że do czasu, gdy jakieś państwo nie stworzy tanich technologii hipersonicznych i zacznie je eksportować, to raczej mowa o jedynie pewnej wąskiej grupie państw, które są w stanie pozwolić sobie na rozwój tego rodzaju systemów. To również winno wpływać na całościowe, obecne oceny rewolucji hipersonicznej.

Czy oferta USA ws. inspekcji baz może stać się punktem wyjścia do negocjacji nowego układu rozbrojeniowego z Rosją? Co miałby on obejmować? Powrót do INF?
Naprawdę chciałbym brać na poważnie zapowiedzi strony rosyjskiej, bo uważam, że w Europie jest przestrzeń do negocjacji i powinno się je prowadzić. Warto przecież podkreślić okres lat 90-tych XX w. z jego całokształtem środków budowy zaufania, ograniczeniami zbrojeń, etc. Jednak współcześnie, ponownie powiem, to nie może to być prosta powtórka z CFE, INF czy Traktatu o Otwartych Przestworzach. Gdzie Rosjanie wybierają sobie obowiązki lub je wręcz zmieniają w praktyce, w zależności od potrzeb, a maksymalna transparentność i restrykcyjność charakteryzuje jedynie podejście do obowiązków Zachodu.

W przypadku hipotetycznego INF 2.0 jest jeszcze pytanie, czy dla Waszyngtonu byłby on wartością samą w sobie. Bowiem najlepszym i najbardziej efektywnym formatem jest dla współczesnych Stanów Zjednoczonych układ trójstronny lub szerszy w zakresie tego rodzaju systemów uzbrojenia (pociski rakietowe średniego zasięgu a być może również hipersoniczne), odnoszący się również do Chin. To byłaby jednak niejako wizerunkowa katastrofa dla Rosjan, gdyż jak widać obecnie, ich strategia bazuje na próbie budowania narracji o równości potencjałów z Amerykanami. Rozmowy, gdzie byłyby również Chiny (dokładniej Chińska Republika Ludowa) uderzają w takie nastawienie. Osobiście uważam, że dziś Rosjanie mogą szukać w traktatach i porozumieniach rozbrojeniowych np. możliwego taktycznego odwrotu od konfrontacji. Lecz śmiem wątpić czy mówimy o możliwości zbudowania stabilnego i długofalowego systemu bezpieczeństwa europejskiego, gdy po drugiej stronie są obecne władze na Kremlu. One przecież żyją z kryzysów i eskalacji, od pamiętnego uderzenia na Czeczenię w 1999 r. do koncentracji wojsk na granicach z Ukrainą w latach 2021/2022.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Redzikowo i broń hipersoniczna, czyli rakietowe strachy Putina - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska