Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rezerwowy, ale zawsze solidny i wartościowy

Redakcja
Paweł Maciejewicz podczas mistrzostw Polski oldbojów w Drzonkowie
Paweł Maciejewicz podczas mistrzostw Polski oldbojów w Drzonkowie Mariusz Kapała
Pochodzący z Gorzowa Paweł Maciejewicz przez większość kariery grał w Skrze Bełchatów. Był zmiennikiem Mariusza Wlazłego, ale zapisał się do historii siatkówki.

Jak rozpoczęła się pana przygoda z siatkówką?
-Chodziłem na treningi i mecze do „Starszych Braci”. Tam trener Edward Radomski zaproponował mi, żebym przeszedł ze Szkoły Podstawowej nr 7 do „Siedemnastki”. Tam była klasa sportowa o profilu siatkarskim. Od tego wszystko się zaczęło.

W jaki sposób udało się trafić do Bełchatowa?
- Byłem wychowankiem Stilonu Gorzów. Wszystkie roczniki młodzieżowe przeszedłem w Gorzowie. Tu odniosłem pierwsze sukcesy tj. srebrny medal ze Stilonem. Jako młody chłopak wchodziłem do tego zespołu. Niestety później przydarzył się spadek z ligi, a także coraz większe kłopoty organizacyjne. Wtedy klub z Bełchatowa odezwał się do mnie. Zaproponowali mi przejście. Skorzystałem z tego i bardzo się cieszę, że tak wyszło.

Na początku ciężko było się odnaleźć w nowym mieście, środowisku?
- Wydaje mi się, że nie. Życie sportowca polega na zmianach. Jako młody chłopak wyjechałem do liceum z Gorzowa do Rzeszowa. Tam byłem dwa lata. Przygotowało mnie to do zmian zamieszkania i szybkiej aklimatyzacji w nowym miejscu.

Duża wtedy była różnica w poziomie, czy treningach?
- Bełchatów był wtedy dopiero początkującym zespołem. Oni zaczynali swoją przygodę z sukcesami. W pierwszym sezonie, dosyć szczęśliwie awansowali do ekstraklasy, chyba po pięciu przegranych meczach. Od razu zdobyliśmy brązowy medal mistrzostw Polski. Byliśmy drużyną z charakterem, która znała swoją wartość. W kolejnych latach klub inwestował w coraz lepszych zawodników. Przychodziło coraz więcej reprezentantów Polski, także trenerów tj. Ireneusz Mazur czy Daniel Castellani. Z każdym sukcesem bardziej się rozwijał.

Klub inwestował w coraz lepszych, a pan przez wiele lat występował w Skrze.
- Bardzo się cieszę, że w sumie przez osiem lat mogłem uczestniczyć w tym wszystkim. Byłem tam od awansu, do historycznego sukcesu, jakim było trzecie miejsce w Lidze Mistrzów. Klub mi ufał. Widział, że jestem przydatny dla zespołu, mimo tego, że byłem tylko zmiennikiem Mariusza Wlazłego, który gra świetnie, grał świetnie i będzie grał świetnie. Jest żywą legendą Skry.

Z grą w Bełchatowie wiążą się tylko dobre wspomnienia?
- Tak. Bardzo miło wspominam tamten czas. Staramy się z rodziną przynajmniej dwa razy w roku odwiedzać znajomych, pójść na halę, powspominać. Większość czasu spędziłem na ławce, ale byłem w zespole, który osiągał świetne wyniki. Była tam świetna atmosfera, organizacja. Gdybym jeszcze raz musiał podjąć decyzję, to zrobiłbym tak samo.

Jak wyglądała rywalizacja i treningi z Wlazłym? Od początku był taki dobry?
- Nie. Przyjście do Bełchatowa było dla niego sporym przeskokiem. Trafił do Skry ze Zduńskiej Woli. Chyba nawet z drugiej ligi. Od początku dostał duży kredyt zaufania od trenera Mazura. Mimo czasami słabszych momentów, ciągle na niego stawiał. Często zostawał po treningach, pracowali wspólnie. Rozwinął się do takiego poziomu, że m.in. został MVP mistrzostw świata.

Przez lata nie było takiego zawodnika i nie wiadomo kiedy pojawi się drugi Wlazły?
- Myślę, że wciąż jest jednym z najlepszych siatkarzy na świecie. Widać, że z wiekiem przychodzi mu doświadczenie, czy większy spokój. Wcześniej bazował na wyskoku czy szybkiej ręce. Teraz wszystko to mu zostało, a doszło jeszcze doświadczenie. Ostatnio pojawił się fajny rocznik. Kadeci i juniorzy osiągnęli wiele sukcesów. Widać, że dużo chłopaków dobrze sobie radzi w ekstraklasie. Kadra niedługo będzie się opierała na nich. Mają potencjał, lecz na razie jako zespół, nasza reprezentacja tego nie wykorzystuje.

Nie sądzi pan, że zmiana pokoleniowa w reprezentacji nie przyszła trochę za szybko?
- Długo grali Winiarski, Wlazły, Zagumny i na nich opierał się trzon kadry. Później został Kubiak, Nowakowski, Kłos… Można trochę tych nazwisk wymieniać. Odeszli ci, którzy mieli spokój, czy boiskowe cwaniactwo. Obecnie nam tego brakuje. Młodym brakuje dojrzałości. Każdy indywidualnie fajnie się prezentuje, ale jako zespół jeszcze tego nie potrafimy wykorzystać.

Zwolnienie trenera De Giorgiego było dobrą decyzją? Może jednak nowy trener powinien dostać więcej czasu?
- Na pewno powinien dostać więcej czasu. Po jednej imprezie ciężko go tak naprawdę oceniać. Graliśmy słabo, ale trener pokazał przecież, że jest bardzo dobrym szkoleniowcem. Udowodnił to w Kędzierzynie. Dla mnie dziwnym posunięciem było zwolnienie Stephane’a Antigi. Myślę, że to on powinien cały czas prowadzić reprezentację. Stało się inaczej i teraz zapewne Polak obejmie to stanowisko. Nie będzie mu na pewno łatwo, bo można zdobyć mistrzostwo świata i nie mieć pewności dalszej pracy. Jedna porażka i można „polecieć”. Polska siatkówka potrzebuje stabilizacji i spokoju. Zawodników mamy bardzo dobrych.

Ma pan jakiegoś faworyta, kto mógłby tę kadrę poprowadzić?
- Jest kilku chłopaków, którzy daliby sobie radę. Grałem z Piotrkiem Gruszką i Kubą Bednarukiem. Są to młodzi trenerzy, którzy robią atmosferę w zespole. Fajnie byłoby widzieć swojego kolegę jako trenera reprezentacji.

Dlaczego pana zdaniem od lat w Gorzowie nie ma siatkówki? W czym tkwi problem?
- Myślę, że głównie chyba w organizacji. Kiedy wróciłem z Bełchatowa czy Warszawy, to jeszcze fajnie jakoś to działało. Później pojawiły się różne decyzje personalne. Miasto z roku na rok coraz bardziej obniżało dotacje. Zabrakło ludzi, którzy byliby takimi pasjonatami, jak w innych mniejszych miastach, chociażby w Sulęcinie. W ekstraklasie tak jest w Zawierciu. Ludzie krok po kroku stawiali sobie cele, do których dążyli. W Gorzowie na chwilę obecną nie ma takich ludzi.

Pan wciąż nie może się odciąć od siatkówki. Wciąż gra pan w trzecioligowych Krzeszycach.
- Trenuję, gram, chociaż staram się, aby więcej na parkiecie przebywali moi zawodnicy. Ciągnie mnie cały czas. Pojawiam się także na meczach Olimpii, aby zobaczyć jak wygląda poziom pierwszej ligi. Mam nadzieję, że zdrowie będzie dopisywało i nawet rekreacyjnie, czy w zespołach oldbojów, plażówce, będą mógł sobie pograć.

Pojawiają się plany związane z siatkówką? Może trenerka?
- Chciałoby się, ale z trenowaniem wiąże się zmiana miejsca zamieszkania, wyjazdów… Myślę, że wolałbym stabilizację, tutaj w Gorzowie. Cieszę się, że mam możliwość trenowania w Krzeszycach. Oni mi to zaproponowali. Powstała tam Akademia Siatkówki. Dużo dzieci zachęciliśmy do gry. Jest fajna atmosfera. Staramy się, aby grali tylko miejscowi zawodnicy. Wspomagają się mną i dwoma siatkarzami z zewnątrz, ale tylko dlatego, że brakuje chętnych do gry. Jestem zadowolony, że mogę tam pograć.

Zobacz też: Najnowszy Magazyn Informacyjny GL (10.11.2017)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska