Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Robert Janowski: - Dotknąłem wolności

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
Robert Janowski, rocznik 1961. Piosenkarz, kompozytor, poeta, aktor, prezenter radiowy i telewizyjny, z wykształcenia lekarz weterynarii. Nagrał kilka płyt, zagrał wiele ról filmowych i teatralnych. Znany z programu "Jaka to melodia”. Dwa razy zdobył Wiktora, trzykrotnie Telekamerę. Ma córki Anielę i Tolę z Katarzyną Dańską oraz syna Makarego z pierwszego małżeństwa.
Robert Janowski, rocznik 1961. Piosenkarz, kompozytor, poeta, aktor, prezenter radiowy i telewizyjny, z wykształcenia lekarz weterynarii. Nagrał kilka płyt, zagrał wiele ról filmowych i teatralnych. Znany z programu "Jaka to melodia”. Dwa razy zdobył Wiktora, trzykrotnie Telekamerę. Ma córki Anielę i Tolę z Katarzyną Dańską oraz syna Makarego z pierwszego małżeństwa. fot. Paweł Janczaruk
- Nie urodziłem się po to, żeby od rana z wywalonym jęzorem biec na Woronicza, bo telewizja nie jest celem mojego życia. To tylko sposób zarabiania pieniędzy. Zawsze mogę robić co innego - mówi Robert Janowski, znany z programu "Jaka to melodia".

- Życie, cudownie jest fruwać.
- ?

- To przecież cytat z pana wiersza. A poeta Roman Śliwonik chciałby wiedzieć, dokąd pan w tym swoim życiu pofrunie. Pan już wie?
- Jakbym wiedział, od razu zadzwoniłbym do pana Śliwonika, żeby rozwiać jego wątpliwości. No, ale tak to już jest z twórczością, że każdy gdzieś próbuje oderwać się od ziemi. Czy poprzez poezję, czy jakąś działalność artystyczną. To takie poczucie wolności, do którego dążymy. I czasami się je dotyka, a czasami pragnie się tego dotknąć. Mnie się udało kilka razy, ale o dziwo, nie miało to związku z działaniami artystycznymi. Pierwszy raz z poczuciem wolności zetknąłem się, jak jechałem na krechę na nartach z wysokiej góry. Przełamałem strach i nagle zacząłem krzyczeć z radości, z poczucia wyzwolenia. Drugi raz dotknąłem wolności, gdy cwałowałem siwkiem nad Bugiem, na takiej bezprzestrzennej płaszczyźnie po horyzont. Wtedy też krzyczałem. Ciekawe, że w działaniach artystycznych nigdy nie miałem takiego poczucia.

- Ogranicza pana słowo, dźwięk?
- Dokładnie. To są zbiory zamknięte.

- A ja sądziłam, że poeta wolny jest dlatego, że może tę wolność wyrazić poprzez słowo, dać jej upust w muzyce.
- Staramy się tę wolność wyrażać, ale ona nigdy nie będzie do końca pełną definicją. Bo jednak słowo i dźwięk ogranicza i zawsze coś pod skórą zostaje.

- A gdy już po takim bujaniu, po dotknięciu tej prawdziwej wolności schodzi pan na ziemię, to rzeczywistość przeraża?
- Nie. Z każdego dnia czerpię dużo energii. Lubię żyć, lubię każdy nowy dzień. Tym bardziej, że nie muszę wstawać o 8.00, choć kilka razy mi się zdarzyło.

- Dla artysty poranne wstawanie to katorga.
- Tak. Bo te wszystkie rzeczy, które tworzę, robię wtedy, gdy już wszyscy w domu zasną. Zwykle po 23.00. Dopiero wtedy mam ten czas jedynie dla siebie i mogę próbować frunąć. Nocami fruwam. Ale nie spadnę jak Ikar, bo nie ma słońca.

- Za to księżyc mocno świeci.
- No tak, ale księżyc nie roztopi mi skrzydełek. Mam przynajmniej taką nadzieję.
- Te skrzydła niosą pana w różne kierunki: w stronę muzyki, poezji, teatru, filmu, piosenki, dziennikarstwa, telewizji... Nie za dużo ma pan w sobie talentów? Może warto z kimś się podzielić.
- To niech pani bierze (śmiech).

- Dziękuję, wystarczą mi te, które mam. Bozia tak hojnie pana obdarowała, czy raczej pan jest chłonny na życie i próbuje dotknąć je w każdym wymiarze?
- Chciałbym, żeby tak było, niestety, wszystko jest bardziej przyziemne. To nie jest chęć poszukiwania i odkrywania siebie. Los podrzuca mi różne możliwości. To trywialne, co teraz powiem, ale prawdziwe: może spróbujesz, bo jest casting na program telewizyjny. OK, spróbuję. No i okazało się, że ten casting wygrałem i 13 lat mówię: "Dzień dobry, proszę państwa, jaka to melodia". Że trafiłem do Józefowicza do "Metra" i zostałem tam przez siedem lat. Będąc szacownym i szanowanym lekarzem weterynarii, odciąłem ten swój wielki kawał wyrzeczeń, doświadczeń, życia i poszedłem w coś, gdzie nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień. Bo to praca na telefon. Artysta wybiera sobie taką drogę, nie zapewnia przyszłości, tylko bardzo ryzykuje. Zaryzykowałem wykształcenie, studia...

- I nie żałuje pan?
- Skąd?! Żałowałbym, gdybym nie poszedł na przesłuchanie do "Metra". Byłem tak zwanym dzieckiem uzdolnionym muzycznie. Najpierw fortepian, potem fagot w szkole muzycznej, później klasa śpiewu wokalnego, chór. O tym się nie zapomina. Jest jakaś potrzeba wewnętrzna, by w tym być i to robić. A weterynaria trochę usadziła mnie na miejscu, bo chciałem zdobyć konkretny zawód. To była kwestia odpowiedzialności mojej jako mężczyzny: żeby mieć zawód, rodzinę, dzieci, że trzeba ich utrzymać. No, ale nie da się siebie oszukać. To pragnienie prędzej czy później się odezwie.

- "Pragnienie" to też tytuł jednego z pana tomików poetyckich. Zbiór własnych doświadczeń, wyborów?
- Poezja jest dość pojemnym workiem. Tak naprawdę myślałem o tym, że ludziom te pragnienia przeszkadzają, ponieważ nie są w stanie za nimi nadążyć. Więc odpuszczają sobie, walczą... A ja zrobiłem inaczej i nie żałuję. Ktoś kiedyś powiedział, że są tylko trzy najważniejsze rzeczy, których człowiek boi się w życiu: śmierć, zmiany i wystąpienia publiczne. I te zmiany to właśnie pragnienia, z których się rezygnuje. Niektórym potrzebna jest terapia, żeby dokonywać radykalnych zmian, a niektórzy robią to spontanicznie.

- Pan już nie czuje strachu przed publicznym wystąpieniem ani przed radykalnymi zmianami.
- Ja to robię spontanicznie. Rzucam studia, rzucam zawód i idę w nieznane. I tego się nie boję.

- Do pokonania została jeszcze śmierć.
- Śmierci też się nie boję, bo wiem, że tu wrócę. Mnie łatwiej żyć z taką filozofią, że na Ziemi, jesteśmy po to, żeby się uczyć, uwrażliwiać, dawać świadectwo, żeby doskonalić własną duszę. I tyle razy będziemy przychodzić na Ziemię, aż staniemy się doskonali, aż wypełnimy te zadania, aż poznamy wszystkie złe i dobre strony życia. Ja swoich zadań jeszcze nie wypełniłem. Myślę, że takim doskonałym, który je wypełnił i wrócił do nas jako nauczyciel, był Jan Paweł II. Bo to nagroda od Nieba, że przychodzi się uczyć w sposób bardzo doskonały.

- Tak dużo pan pisze i mówi o fruwaniu, więc pewnie wróci jako ptak.
- Latanie to zew do wolności, do poczucia wolności absolutnej, której nie ma.

- Życie to przeznaczenie?
- Nie. Życie to misja. A moją misją jest dobrze żyć. Co wcale nie znaczy, że dobrze żyję.

- Znany, uwielbiany, sympatyczny, na oko szczęśliwy, obdarzony talentami... Czegóż jeszcze można chcieć od życia?!
- To cechy powierzchowne. A tak naprawdę ważniejsze są te, które mamy w sobie. To sposób myślenia, wrażliwości, reagowania, wyciągania wniosków. To trzeba szlifować. Kompletnie nie ma znaczenia, czy jestem rozpoznawalny. Świat tak działa, że jak skończy się program telewizyjny, jak zniknę z ekranu, to już pani do mnie nie przyjdzie po wywiad. Bo nie ma po co, bo pan był, bo się pana naoglądaliśmy. Teraz jest ktoś nowy, jakiś inny człowiek. Tak działa showbiznes. Ale jestem na to przygotowany. Nie urodziłem się po to, żeby od rana z wywalonym jęzorem biec na Woronicza, bo telewizja nie jest celem mojego życia. To tylko sposób zarabiania pieniędzy. Jeśli nie to, to będę robił co innego.

- Wróci pan na przykład do zwierzaków.
- Pewnie w następnym etapie swego życia sprzedam mieszkanie i wyniosę się w Bieszczady, żeby właśnie żyć wśród zwierząt, z dala od ludzi. Żartuję oczywiście. Nie jestem typem pustelnika, nie oddalę się.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska