Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina Giezów ze sobą trzyma

Eugeniusz Kurzawa 0 68 324 88 54 [email protected]
Pierwotnie rodzinne zdjęcie miało zostać wykonane pod drzewem rosnącym obok zboru, jednak deszcz przeszkodził i pierwszy zjazd familii Giez został uwieczniony w pięknym i zabytkowym wnętrzu
Pierwotnie rodzinne zdjęcie miało zostać wykonane pod drzewem rosnącym obok zboru, jednak deszcz przeszkodził i pierwszy zjazd familii Giez został uwieczniony w pięknym i zabytkowym wnętrzu fot. Aleksander Żukowski
Pierwsze spotkanie pochodzącej z Podlasia rodziny Giez za nami. Jednak z wpisów do powstałej na tę okazję kroniki wynika, że to był dopiero początek.

Zresztą bardzo udany. Teraz już wszyscy chcą utrzymywać kontakty.

"Czekamy na drugie spotkanie", "Czekamy na drugi zjazd rodzinny", "Rodzina ze sobą trzyma", "Wielkie brawa dla organizatorów" - to tylko niektóre z entuzjastycznych notek pisanych ręką kilku pokoleń rodziny Giez wywodzącej się ze wsi Makarówka na Podlasiu.

- Dziadkowie mieli 10 dzieci - tłumaczy Elżbieta Sitkiewicz, pokazując ładnie opracowane przez siebie drzewo genealogiczne. Jedno w wersji tradycyjnej, drugie - komputerowej. Pani Elżbieta, na co dzień pracownica Powiatowego Urzędu Pracy, wraz z kuzynem Zbigniewem Urbanowiczem, wymyślili zjazd i do niego doprowadzili.

Choć kuzynka upiera się, iż motorem był kuzyn. Mniejsza o to, kwestia i tak pozostaje w rodzinie...

Był rodzinny rosół

Zaproszenia poszły do 102 osób, a w sulechowskim zborze pojawiło się 60 potomków Władysławy Zakrzewskiej i Stefana Gieza, którzy wzięli ślub w podlaskim Huszlewie w 1921 r. Po wojnie przodkowie znaleźli się w Sulechowie, skąd w świat rozjechali się ich potomkowie.

- Próbowaliśmy się spotkać od lat, ale jakoś nie wychodziło, wreszcie teraz się udało - mówi pan Zbigniew.

- Z wieloma straciłam kontakt, z niektórymi zupełnie się nie znam, dlatego zbiorowe rozpoznanie było konieczne - wtrąca pani Elżbieta. - To był już naprawdę ostatni dzwonek, żeby zupełnie nie zapomnieć o sobie. Jesteśmy tak rozjechani po świecie, że po prostu o sobie niewiele wiemy. Zwłaszcza młodsze pokolenia. Co gorsze, ginie nazwisko rodowe Giez.

Wszystko odbyło się zgodnie z planem. Powitanie chlebem i solą, potem - jako że zjazd odbył się w niedzielę - rodzinny rosół. Był także bigos, desery. - Mnóstwo ciast, wręcz tony - uważa pani Elżbieta. Bo każda rodzina w zaproszeniu została zobligowana do przywiezienia jakiegoś smakołyku. Zjazd bowiem musiał "sam się wyżywić". I to się udało. - Może następne spotkanie zrobimy w Warszawie w luksusowym hotelu - żartuje pan Zbigniew.

Lały się łzy i słowa

Najstarszym gościem okazał się 91-letni Tadeusz Dacewicz, mąż Eugenii, jednej z córek Władysławy i Stefana, już nieżyjącej. Ale była też młodzież, dzieci, wszystkie generacje.

Każda z 10 gałęzi, czyli potomków dzieci Władysławy i Stefana Giezów, a więc Henryka, Eugenii, Mariana, Wandy, Kazimierza, Anny, Marii, Krystyny, Ryszarda i Henryki została na komputerowym drzewie genealogicznym oznakowana innym kolorem. W tym samym kolorze zostały przygotowane identyfikatory, z którymi należało paradować w zborze. Bez problemów można było się rozpoznać.

- Łzy się lały bez przerwy, bo sentymentalnych momentów nie brakowało - opisuje pani Elżbieta. - No i trwało nieustanne gadulstwo, każdy z każdym chciał się nagadać za wszystkie czasy.

Pani Elżbieta mówi, iż wobec tego była zaskoczona ciszą i uwagą podczas pokazu multimedialnego "zdobycznych" dokumentów rodowych lub drzewa genealogicznego. - Wszyscy potraktowali to z powagą - mówi.

Gdy dziadkowie pana Zbyszka i pani Eli znaleźli się po wojnie w Sulechowie, zajęli pusty domek przy ul. Armii Krajowej. Już go nie ma. Na szczęście, udało się ocalić pamięć o przodkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska