Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinna winnica: Ich mały, własny raj

Anna Słoniowska 68 324 88 45 [email protected]
Mała Julka, to pociecha i radość Małgorzaty i Romana Gradów.
Mała Julka, to pociecha i radość Małgorzaty i Romana Gradów. Tomasz Gawałkiewicz
- Wszyscy nam mówili, że z takim nazwiskiem nie powinniśmy się brać za winnice - wspomina Małgorzata Grad. - Ale dziś nie umiałabym bez tego żyć. W końcu zsynchronizowałam się z porami roku.

Dokładnie trzy lata temu do drzwi państwa Gradów w Starym Kisielinie zapukał Francuz. Okazało się, że to winiarz i to od pięciu pokoleń, a w Lubuskie przyjechał na rekonesans. Podjęcie takiego gościa było wielkim wyzwaniem.

- Zaprowadziliśmy go na naszą winnice. Po drodze minęliśmy pelargonie i moją ukochaną lawendę. Kiedy Francuz zobaczył w ogrodzie śródziemnomorskie rośliny, był po prostu zachwycony. Powiedział mi wtedy, że to taki malutki raj - wspomina Małgorzata Grad ściskając w dłoni pachnącą gałązkę lawendy.

Ta niewielkie roślina, to nie tylko miła dla oka i nosa ozdoba. Swego czasu lawenda uratowała winnice przed plagą chrabąszczy. - Tak, tak. To nie żart - potwierdza pani Małgorzata. - Kiedy się tu wprowadzaliśmy, nie było winnicy. Stok, na którym rosną dziś winorośle, porastał stary, poniemiecki sad.

Drzewa nie dawały już owoców, więc postanowiliśmy je wykarczować. Okazało się, że w korzeniach zalęgły się chrząszcze majowe i pędraki. Przez jakiś czas dalej panoszyły się po stoku, ale kiedy posadziłam lawendę, owady się wyniosły.

Po wykarczowanym sadzie została pusta ziemia. Ocalała tylko jedna roślina - mały krzew winorośli. Wkrótce na gołym stoku pojawiły się cztery nowe szczepki winorośli. Roślin stopniowo przybywało. Na początku o sadzonki dbał wyłącznie Roman Grad, wkrótce pasję męża podzieliła pani Małgorzata. - Nie wiem nawet kiedy tak mnie to wciągnęło - przyznaje żona.

- Kiedy zakładaliśmy winnicę, wszyscy nam mówili, że z takim nazwiskiem nie powinniśmy się za to brać. W końcu grad, to jedna z największych klęsk, jaka może dotknąć rolników. Ale decydując się na winnice, trzeba się liczyć z tym, że na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Dostałam bardzo cenną lekcję. Zrozumiałam, że spokojnie trzeba robić swoje. Nawet jak spotka nas jakaś klęska, to się z tego podniesiemy. Dziś jest źle, ale jutro będzie lepiej.

Winnica Julia to ostoja spokoju dla całej rodziny. Dorosłe dzieci Gradów chętnie odwiedzają rodzinne strony. Krzewy winorośli są ulubionym miejscem zabaw najmłodszej wnuczki Julki. - Oczywiście, że winnica nosi imię na cześć naszej małej pociechy - wyjaśnia nam pani Małgorzata.

Mama Julki - Ewelina często zagląda do rodziców. Kiedy trzeba pomaga, a kiedy może wypoczywa. - Dlaczego lubię tu wracać? Po pierwsze mogę choć na chwilę uciec z miasta, po drugie nikt nie robi takich obiadów jak moja mama, a po trzecie Julka może pobawić się na świeżym powietrzu - słowa pani Eweliny przerywa potężny pisk zza płotu.

- Ach, to. To tylko pawie sąsiada - uspokaja Roman Grad. Gospodarz oprowadza nas po winnicy. Z dumą pokazuje swoje odmiany. Każdy nasz ruch śledzi duży pies. - To Saga - przedstawia pan Roman. - Nie wypuszczamy jej jak mamy gości, bo jest trochę nieokrzesana. Jak była młodsza, to chroniła nas przed szpakami. Biegała za każdym ptakiem tak długo, aż nie odleciał.

W końcu trafiamy do centralnej części winnicy. Na samym szczycie zbocza, stoi drewniana altana otoczona wielkimi brzozami. Małgorzata Grad siada na prostej ławce, zamyka oczy i łapie głęboki oddech. - I jak tu nie wierzyć w naturalną energię drzew? - pyta rozkoszując się promieniami zachodzącego słońca.

Wiatę zaprojektował i zbudował jej mąż. Wszystkie bele, pale i deski pochodzą z wykarczowanego, starego sadu i części sosnowego lasu. Dach pomagała robić profesjonalna firma. - Altana koniecznie musiała mieć wieżyczkę - tłumaczy gospodarz stojąc po środku konstrukcji. - Widzicie? Zbudowałem to na planie ośmiokąta. Takie same domki winiarskie budowano w czasach biblijnych. To właśnie ze świętej księgi wziąłem projekt.

Grad nie poprzestał na swoim podwórku. Zaprojektował wszystkie budki, które co roku stoją na deptaku podczas winobrania. Jego altana jest znacznie większa i w dodatku pięknie pachnie. - Posadziłem niedaleko trawę żubrową. Kiedy wystarczająco urośnie, ścinam ją i wyściełam nią dach. Czujecie ten zapach? - pyta gospodarz.

- W dawnych czasach wieżyczka w nabocie (czyli domku winiarskim) służyła do obserwowania okolicy. Nasz dach służy innym celom, bardziej pachnącym. Państwo Grad odprowadzają nas do samej bramy. Przed nami żegnali tu już wielu gości. - Mówią, że wrócą. Czekamy na nich co roku. Bez gości nasza winnica nie byłaby taka sama - przyznaje pani Małgorzata.

W furtce mijają nas sąsiadki Gradów. Wyszły na nordic walking. - Zróbcie sobie przerwę i chodźcie na kawę - zaprasza pani Małgorzata. Bo taka właśnie jest winnica Julia. Tutaj można zrobić sobie przerwę i złapać głęboki oddech.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska