Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzinny dramat w Ściechowie. Pożar zniszczył prawie cały dom

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Jan Klóska stoi w miejscu, gdzie znajdowały się schody. - Wbiegliśmy nimi na górę z wiadrami z wodą, ale już było za późno... - mówi.
Jan Klóska stoi w miejscu, gdzie znajdowały się schody. - Wbiegliśmy nimi na górę z wiadrami z wodą, ale już było za późno... - mówi. fot. Paweł Kozłowski
Świat Klósków ze Ściechowa zawalił się w ciągu jednej nocy. Teraz walczą z czasem, by przed zimą wprowadzić się tu z powrotem. Pomaga rodzina, gmina i ludzie o wielkim sercu.

MOŻESZ POMÓC

MOŻESZ POMÓC

Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej otworzył specjalne subkonto. Osoby, które chcą pomóc rodzinie, mogą wpłacać na nie pieniądze z dopiskiem: "Pomoc dla pogorzelców z gminy Lubiszyn". - Przekażemy je rodzinie - zapewnia kierowniczka Ewa Stojanowska. Oto dane i numer: GBS w Gorzowie, oddział w Lubiszynie, 42 8363 0004 0070 1183 2000 0201.

O rodzinnym dramacie poinformowała nas Mariola Klóska, synowa Jana i Barbary. Do redakcji przyniosła zdjęcie domu zrobione niedługo po pożarze. Widok jest porażający. Ze ścian wyrasta spalona konstrukcja dachu, pośród niej stoi samotnie komin, elewacja - kiedyś biała i jasna - zszarzała okopcona przez dym. - Jeśli możecie, pomóżcie naszej rodzinie - poprosiła.

Jak można tak pognębić ofiary pożaru?! Bank nie pozwala ubezpieczycielowi wypłacić im pieniędzy

Tragedią Klósków żyje cała okolica. Na niedzielnej mszy ksiądz zapowiedział zbiórkę, zorganizuje ją również działające w gminie stowarzyszenie Wspólnota. Jego członkowie planują też charytatywną imprezę z zespołem muzycznym. Bo pomoc pogorzelcom jest teraz bardzo potrzebna. Rodzina żyje z rent pana Jana i jednego z synów, który jest niepełnosprawny. Razem 1,2 tys. zł miesięcznie. A odbudowa samego dachu pochłonie kilkadziesiąt tysięcy.

Nie był ubezpieczony

Pożar wybuchł tydzień temu w piątek przed 21.00. W domu byli Klóskowie z dwoma synami i córką. - Powoli szykowaliśmy się do spania, dzieci siedziały jeszcze przy komputerze - opowiada pan Jan i co chwilę ociera łzy. - Pożar zauważył kuzyn, który mieszka po sąsiedzku. Przybiegł i zaczął walić w drzwi. Złapaliśmy wiadra i pobiegliśmy na górę, ale ogień był już wszędzie.
Przyczyny badają biegli, ale rodzina podejrzewa, że na poddaszu mogło dojść do zwarcia instalacji elektrycznej. Na dole sieć jest wymieniona, ale kable na górze, prowadzące od pionu do licznika, były stare.
Drewniany szczyt, przed laty wykonany z ciętych, żywicznych belek, zajął się natychmiast. Ogień przedarł się też na dół. Parter dodatkowo został zalany w czasie gaszenia. - Strażacy ze Ściechowa spisali się znakomicie. Gdyby nie oni, prawdopodobnie stracilibyśmy cały dobytek - podkreśla pan Jan. Remiza jest przy tej samej drodze, jakieś 200 m od gospodarstwa. - Wywieźli gruz, pomogli uprzątnąć podwórze. Jesteśmy im bardzo wdzięczni - dodaje.

6-latek zaalarmował krewnych, że pali się mieszkanie. Chłopiec postawił na nogi wszystkie służby

Pożar strawił całą górę, na dole zrujnowana jest kuchnia i korytarz. Udało się w miarę uratować oba pokoje i pomieszczenie, gdzie znajduje się piec centralnego ogrzewania. Dom jest zabezpieczony folią, żeby nie zalewał go deszcz. W pomieszczeniach, po których hula wiatr, wciąż czuć spaleniznę. Niestety, budynek nie był ubezpieczony.
- Kto dziś ma na to pieniądze... - wzdycha pan Jan. Rodzina walczy z czasem, by miała gdzie spędzić zimę. Małżeństwo śpi na podwórku w kempingu, który przyprowadził znajomy. - Córka jest w Gorzowie u syna, drugi pomieszkuje u swatów. Po sąsiedzku mamy rodzinę. Trzymamy u nich ubrania i pozostałe rzeczy, które udało się uratować. Bez ich pomocy byłoby ciężko - nie ukrywa pan Jan.

Nie pomaga dla rozgłosu

Wójt Tadeusz Piotrowski ze swym zastępcą Danielem Niekrewiczem byli u pogorzelców na drugi dzień rano po pożarze. - Chcieliśmy sprawdzić, czy mają w ogóle gdzie się podziać. Pomocą zajmuje się nasz OPS. Na pewno gmina sfinansuje remont dachu - obiecuje nam Niekrewicz. - Jesteśmy także w kontakcie z budowlańcem, który wspiera rodzinę. Chodzi o to, by nasza pomoc się nie dublowała.
- Kupimy drewno na wykonanie konstrukcji dachu i blachodachówkę na jego pokrycie. Zarezerwowaliśmy już na to 15 tysięcy złotych. Jeśli koszty będą wyższe, dołożymy pieniędzy. To nie koniec. Umówiliśmy się z rodziną, że w razie potrzeby będą się do nas zgłaszali - deklaruje Ewa Stojanowska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Przedsiębiorca, który pomaga Klóskom, przywiózł już część materiałów budowlanych, papę, klej, piach, użyczył betoniarki. - Najważniejszy jest dach. Trzeba też ocieplić spalone poddasze, bo centralne nie jest uszkodzone i będzie może ogrzewać dom - zauważa budowlaniec. Prosi o anonimowość, bo "nie pomaga dla rozgłosu". I dodaje: - Nie mógłbym przechodzić obok tego domu w drodze do kościoła i udawać, że nic się nie stało.
Teraz możesz czytać "Gazetę Lubuską" przez internet już od godziny 4.00 rano.
Kliknij tutaj, by przejść na stronę e-lubuska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska