Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnik z Modrzycy odpowie przed sądem za nieludzkie traktowanie osiemnastu koni (wideo)

(pif)
Franciszkowi G. grozi, w zależności od zarzutu, do trzech lub pięciu lat pozbawienia wolności.
Franciszkowi G. grozi, w zależności od zarzutu, do trzech lub pięciu lat pozbawienia wolności. archiwum GL
Głośna sprawa nieludzkiego traktowania koni w Modrzycy (gmina Otyń) znalazła swój finał w sądzie, gdzie niedawno trafił akt oskarżenia przeciwko Franciszkowi G.

- Podstawowym zarzutem jest tu oczywiście znęcanie się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem. Chodzi tu w sumie o 18 zwierząt - wyjaśnia zastępca prokuratora rejonowego w Nowej Soli, Katarzyna Wojciechowska. Oprócz tego znany w okolicy rolnik odpowie za przywłaszczenie jednego kuca oraz podżeganie do składania fałszywych zeznań. - Co do pierwszego zarzutu, to sąd może też orzec sporą nawiązkę, nawet do 100 tys. zł. - dodaje K. Wojciechowska. Oprócz tego Franciszkowi G. grożą oczywiście więzienne kraty. W zależności od zarzutu może to być do trzech lub pięciu lat pozbawienia wolności. - Sąd wymierza karę za każdy czyn z osobna, a potem orzeka karę łączną - wyjaśnia K. Wojciechowska.

Przypomnijmy, że sprawa wyszła na jaw w połowie marca tego roku, gdy w środowisku obrońców zwierząt zaczęła krążyć informacja o tym, w jakich warunkach przetrzymywane są konie w gospodarstwie wspomnianego rolnika. Najpierw wykupiono jedno zwierzę, później już w asyście policji i prokuratury, stopniowo wyprowadzano kolejne konie.

Zwierzęta zastano w skandalicznych i trudnych do opisania warunkach. Stały w ciasnych boksach, bez możliwości ruchu. Wychudzone i spętane brodziły w gnoju, nie mając dostępu do wody czy karmy. Przy okazji znaleziono też szczątki martwych zwierząt. Koni i bydła.

Pierwsza klacz, która opuściła gospodarstwo w Modrzycy została wykupiona za zlecenie Anny Pacewicz z Zielonej Góry. - Kosztowała 750 zł, po 3 zł za każdy kilogram. To daje 250 kg wagi, podczas gdy powinna ważyć jakieś 550 kg - tłumaczyła wiosną A. Pacewicz. Nadzieja, bo tak ochrzczono wspomnianą klacz, podobnie jak inne uratowane konie trafiła pod opiekę prawdziwych miłośników koni, gdzie szybko zaczęła odzyskiwać siły i zdrowie.

Co na to wszystko sam Franciszek G.? Za każdym razem, kiedy to udawało nam się do niego dodzwonić twierdził, że konie zostały "skradzione" z jego posesji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska