Po piątkowym spotkaniu w którym nasi rywale uzyskali wielką przewagę w pierwszej kwarcie, a potem kontrolowali sytuację, wydawało się, że nasza ekipa już nie pozwoli przeciwnikowi w ciągu kilku minut tak się zdominować, by stracić szansę na sukces. A jednak. Przed czwartą kwartą niedzielnego spotkania prowadziliśmy 59:58 i wyglądaliśmy lepiej od przeciwnika. Niestety, trzy minuty bezradności, chaosu i błędów sprawiły, że cieszyć się mogli przeciwnicy.
To prawda i podkreślają to obserwatorzy tego meczu, że kluczowa była sytuacja na początku czwartej kwarty z trzypunktowa akcją Krzysztofa Sulimy, nerwową reakcją trenera Igora Jovovicia, ,,technikiem” dla niego, kolejnymi punktami Sulimy, potem stratą i znów punktami Polskiego Cukru. Nawet zgadzając się, że decyzje sędziów najpierw o faulu, a potem o ,,techniku” były kontrowersyjne, to z jaką szybkością nasz zespół ,,rozsypał” się było zastanawiające. Po prostu w ciągu dwóch minut rywal z dziecinną łatwością nam odjechał. Ekipa, która ma ambicje odzyskania złotego medalu patrzyła na to i nie potrafiła w żadnej sposób zareagować. Zaskakiwały dziwne decyzje szkoleniowca.
Spory fragment graliśmy bez centra, a skoro tego dnia zawodziliśmy rzutowo (za trzy mieliśmy skuteczność zaledwie na poziomie 16,7 proc., oddaliśmy 18 rzutów z czego zaledwie trzy były celne) gdyby na boisku byli wysocy, to być może udałoby się jakoś odpowiedzieć. Zresztą pytań o dziwne decyzje jest znacznie więcej. Michael Humphrey w pierwszym meczu dał dobrą zmianę, w drugim nie podniósł się z ławki. Gabe DeVoe z wielką energią walczył na początku meczu, ale potem już tylko oglądał kolegów jako rezerwowy ( w sumie zagrał ponad siedem minut). Nie było w naszej ekipie (poza Markelem Starksem) zawodnika, który pokazałby pełnię swoich umiejętności.
Męczyliśmy się nawet wówczas kiedy doganialiśmy i wyprzedzaliśmy rywali. Znów w trudnych momentach nie tworzyliśmy zespołu. A przecież to nie było jedno ze spotkań rundy zasadniczej, kiedy ewentualną porażkę można odrobić w kolejnych meczach, a półfinał i jedna z ostatnich szans by sprawić iż możemy awansować do finału. Wydawało się, że właśnie w takich meczach i trudnych sytuacjach zespół pokaże charakter i udowodni na co go stać. Niestety na razie tego nie zobaczyliśmy.
- Za bardzo chcieliśmy wygrać to indywidualnie - ocenił Michał Sokołowski. - W pewnym momencie nie było zespołowości i gdzieś wypadliśmy z tego rytmu. To poszło w stronę ,,teraz ja będę bohaterem”. - Było za dużo błędów, nawet takich małych, mniej widocznych - dodał kapitan Stelmetu Łukasz Koszarek. - Żeby zwyciężyć na wyjeździe, szczególnie tutaj musimy zagrać na sto procent. Nawet nie chodzi tylko o rzuty, ale mądrość w grze. To są może małe rzeczy, ale jest ich za dużo. Dlatego przegrywamy. Błędy są zawsze, to nieuniknione, ale musimy ich popełniać znacznie mniej.
Trudno nie zgodzić się z opiniami naszych zawodników. Jednak pytanie ciągle pozostaje otwarte. Wiemy jakie błędy popełniamy, wiemy co jest źle, ale powielamy je w kolejnych spotkaniach. Mając w składzie tak doświadczonych zawodników aż żal patrzeć jak dajemy się zdominować rywalom. W play offach miało być nowe otwarcie. Ekipa zapowiadała, że teraz pokaże jak się mobilizować na ważne mecze i na co ją stać. Na razie po dwóch spotkaniach jest wielkie rozczarowanie. Być może nawet nie wynikiem, bo Polski Cukier Toruń to mocny zespół i grał u siebie, ale przebiegiem obu spotkań i stylem w jakim ulegliśmy przeciwnikowi już tak. Oczywiście rywale są bliżsi awansu ale możemy jeszcze wszystko odwrócić. Dwa razy wygrać w Zielonej Górze, a potem trzeci raz w Toruniu. Nadzieja umiera ostatnia. I tego się trzymajmy, bo co nam pozostaje? Trzeci mecz w środę. Do tematu wrócimy.
Zobacz nasz Magazyn Informacyjny:
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?