Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Ireną Żylińską, emerytowaną nauczycielką

Renata Zdanowicz
Renata Zdanowicz
Przyjechała do Świebodzina ze Lwowa, przez 30 lat uczyła w szkole podstawowej. Zamiast życia towarzyskiego, od zawsze wolała samotnie zagłębiać się w literaturze.

Jest Pani emerytowanym pedagogiem.

Mam 81 lat, a od 35 jestem na emeryturze. Przepracowałam 30 lat przy tablicy.

Po dwóch latach przerwy nie wytrzymała Pani w domu.
Wyszłam 1 września na spacer z psem, patrzę jak dzieci idą z kwiatami, wróciłam do domu i ryczałam jak wół. Mąż, trochę ze złością, powiedział mi wtedy: to ty też się zabieraj i idź. On pojechał do pracy, ja się wymalowałam i udałam się do wydziału oświaty. Jeszcze siedem lat pracowałam. Tak to jest, że początkowo człowiek się cieszy z wolnego czasu, a potem brakuje czegoś.

Pani macierzystą szkołą była „Dwójka”.

Uczyłam starsze klasy. Raz tylko jeden w życiu dostałam pierwszą klasę, przepłakałam całe wakacje, nie umiałam z nimi rozmawiać. One płakały, ja płakałam, pół roku tak było. Chodziłam do starszych koleżanek patrzeć jak to one sobie radzą. Wszystko się ułożyło i stwierdzam, że to była taka kochana klasa, jakiej już później żadnej innej nie miałam. Doprowadziłam ich do ósmej klasy.

Pretekstem do naszej rozmowy jest tytuł Czytelnik Roku, który nie pierwszy raz otrzymała Pani w Bibliotece Publicznej w Świebodzinie.

Ja po prostu czytanie książek mam we krwi. W mojej rodzinie wszyscy czytali. Moja mama mieszała w garnku przy książce. Ja tego to nie robiłam, raz kiedyś się zdarzyło, że obiad był przypalony (śmiech).

Czym dla Pani są książki?

Mnie nie potrzeba towarzystwa, ja nie potrzebuję nikogo. Bardzo lubię gości, ale nie żebym ja po koleżankach ganiała, a zresztą, ja nigdy nie miałam na to czasu. Dużo pracowałam, w ogólniaku, w technikum, gdzie się dało, wszędzie uczyłam, ale macierzystą szkołą była „Dwójka”. Lubię po prostu książki i stwierdzam, że ten kto lubi książki to ma zawsze wiernego przyjaciela.

Jaki rodzaj literatury Pani wybiera?

Odwiedzam bibliotekę raz w miesiącu i wypożyczam 20 książek, dosłownie je łykam.

Kiedyś, z racji wykonywanego zawodu poważne rzeczy musiałam przeczytać. A teraz czytam to co mi się podoba, to co lubię. Lubię bardzo książki obyczajowe, przyrodnicze. Jak przyjedzie mój prawnuczek to bajki z nim czytam, oczywiście z komentarzem.

Jest Pani jedną z pierwszych osób, które po wojnie zamieszkały w Świebodzinie.
Jestem świebodzinianką, choć jako 10-letnia dziewczynka przyjechałam tu ze Lwowa. Pamiętam dokładnie, było to 31 marca 1945 roku, a w maju zakończyła się wojna. Mój ojciec obejmował tutaj stację PKP. Wtedy, w 1945 r. było tutaj tylko 40 polskich rodzin, to byli funkcjonariusze milicyjni, kolejarze.

Początki były ciężkie.

Jak była noc to myśmy wszyscy szli do ratusza. Wody nie było , tylko takie źródełko na Grzybowej. Nie było sklepów i pieniędzy. Kto pracował to dostawał talony. Ciężko było, nikt nic nie miał, każdy się wszystkiego bał. Później, jak już się wojna zakończyła to było lepiej.

Z biblioteką jest Pani związana dosłownie od początku.

Od kiedy została zorganizowana biblioteka. Moi rodzice dali tam bardzo dużo książek . Myśmy dużo lektur przywieźli, później nawet na maszynie były przepisywane. Wolę dobrą książkę, niż gdzieś pójść.

Jaki rodzaj literatury Pani wybiera?
Podoba mi się folkor Szkocji, Anglii, dlatego sięgam do książek historycznych. Kiedy przychodzę do biblioteki, mówię dziewczynom, że zamiast siedzieć darmo to niech piszą, bo ja już nie mam co czytać (śmiech).

Coraz trudniej Pani coś nowego wybrać?

Czasem zmyli mnie nowe wydanie, inna okładka. Wydaje mi się, że tej pozycji nie czytałam. Przynoszę do domu i jest rozczarowanie.

Pani ulubiony autor?

Lubię czytać Matuszkiewiczową, takie życiowe problemy porusza, a przede wszystkim najczęściej rzecz się dzieje w szkole i to mi się podoba. Chętnie wracam do Orzeszkowej, choć kiedyś jej nie lubiłam. Kotarską lubię, uwielbiam Szwaję, Ulatowska ładnie pisze. Staram się te ich książki łapać.

W bibliotece ma Pani konkurenta.

Pan, który zajął pierwsze miejsce musi mieć chyba chody na górze, bo mnie o jedną książkę zawsze przebije. W zeszłym roku o jedną, a dwa lata temu o dwie. Pewnie chciał mieć puchar (śmiech).

A co oprócz książek?
Lubię gotować, robię wszelkiego rodzaju pierogi, naprawdę rozmaite. No i jeszcze gadam z kotem trochę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska