Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ROZPUSZCZALNIK W OGNIU

HENRYKA BEDNARSKA 0 95 722 57 72 [email protected]
Strażacy ochotnicy dogaszają pożar między Bronowicami a Wielisławicami
Strażacy ochotnicy dogaszają pożar między Bronowicami a Wielisławicami Paweł Sierkiewicz
- Płomienie były straszne! Na 10-12 metrów! Wyglądało, że wszyscy zginiemy - mówi Maksymilian Filipiak z Bronowic. Pożar widać było z odległego o 30 km Gorzowa.

ROZPUSZCZALNIK W OGNIU

ROZPUSZCZALNIK W OGNIU

Wczoraj po 14.00 strażaków z Sulechowa wezwano do pożaru magazynu w Bojadłach. Na miejsce jechali już ochotnicy z Kargowej, Klenicy, Smolna i Mozowa. Potem dotarli też zawodowcy z Zielonej Góry. - Mógł wybuchnąć acetylen, co zagrażało pobliskiej stacji paliw - mówi szef sulechowskich ogniowców Mariusz Bieława. Ochotnicy i zawodowcy polewali napęczniały od temperatury zbiornik z rozpuszczalnikiem. Odcięto dopływ prądu do budynku. Po paru godzinach udało się zażegnać niebezpieczeństwo. Przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana.

Żywioł zaatakował ok. 12.30 na ponad 200-hektarowym polu pszenicy. Zaczęło się od strony Sokólska, następnie płomienie posuwały się w kierunku Bronowic. Nie wiadomo, skąd przyszedł podmuch. - Trzasnęły okna. Wyszedłem z domu i zobaczyłem kłęby dymu. To nie do wyobrażenia! - opowiada Filipiak.

Nie było czym oddychać

Mieszka w domu przy polu. Od zboża dzielą go tylko szopki i garaże. Najwyżej dziesięć metrów. Mówi, że nie było czym oddychać. Przykucnął, bo tylko przy ziemi znalazł trochę powietrza. W bloku po sąsiedzku była Helena Frączek. - W sekundzie płonęło. Ogień podchodził pod blok. Straszne! Jezusie, przy śmierci będę to pamiętała! - mówi i płacze.
Policja kazała opuszczać blok. Frączkowa była w tej części budynku sama. Reszta pojechała do Strzelec na pogrzeb sąsiada. - Widziałem dym, myśleliśmy, że to blisko, za miastem - mówi jej mąż Zbigniew. Aż zadzwonił telefon i jeden z sąsiadów usłyszał, że ma przyjeżdżać, bo palą się pszczoły. Jak dojeżdżali autobusem do Bronowic, nie widzieli bloku. Tonął w dymie.
Dym w mieszkaniach czuje się także po ugaszeniu ognia. Jeszcze nie ma wody, prąd już włączyli. Helena Frączek ciągle płacze. - Moment szło, może 20 minut. Poprosiłam sąsiada, żeby wyprowadził samochód z garażu. Syn jakoś przyleciał z pracy. Krzyknął: Mamuś, żyjesz? Jak się ucieszyłam, że jest ktoś przy mnie - mówi.
Spalona trawa dochodzi do samych szopek i garaży. Popaliły się owoce i liście na drzewach. Spalone liście aż do czubka ma 15-metrowa osika w pobliżu domu Filipiaków.

Aż parzyło

Stanisław Czarnuszkiewicz z Bobrówka jeszcze takiego pożaru zboża nie widział. A w ochotniczej straży jest 40 lat. Jego grupa stała na drodze, pompowała do samochodów wodę ze stawu. - Aż nas tu parzyło - przyznaje.
Ogień najpierw trawił pszenicę ławą, później się rozdzielił: na ten w kierunku bloku w Bronowicach i ten w stronę fermy norek w Wielisławicach. Od razu rozdzielili się też strażacy. W Wielisławicach ogień mógł dojść do wsi i szkoły. - Zatrzymaliśmy go przed wsią. To była jedna z najcięższych akcji, jaką pamiętam. Ogień był tak wysoki, że między Bronowicami a Wielisławicami musieliśmy uciekać z drogi - mówi Dariusz Maciaszek, dowodzący akcją wspólnie z komendantem straży w Strzelcach. Jakby tego było mało, w tym samym czasie zapaliły się nieużytki w Owczarkach i ściernisko w Chomętowie. Musiało pojechać tam kilka wozów strażackich.
W Bronowicach spaliło się 150 ha pszenicy należącej do spółki Agro-Jar ze Strzelec-Klasztorne. Najlepszej pszenicy, wartości 380 tys. zł. Jak powiedział nam dyrektor spółki, zboże było ubezpieczone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska