Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozszalała się burza z czaszkami w tle

Jakub Pikulik 95 722 57 72 [email protected]
Przy październikowych ekshumacjach w Kostrzynie pracowało kilkanaście osób. Pomagali też mieszkańcy miasta. Wykopano szczątki 110 żołnierzy, ale tylko osiem czaszek.
Przy październikowych ekshumacjach w Kostrzynie pracowało kilkanaście osób. Pomagali też mieszkańcy miasta. Wykopano szczątki 110 żołnierzy, ale tylko osiem czaszek. Jakub Pikulik
"Ohydna historia", "świętokradztwo", "skandal", "profanacja" - tak rosyjskie media określają ekshumacje przeprowadzone w 1953 roku w Kostrzynie. - To niepotrzebne podgrzewanie atmosfery - uważają eksperci.

Na początku października do Kostrzyna dotarła Grupa Poszukiwawcza Witeź. Cel? Słuszny. Ekshumować ciała żołnierzy radzieckich, pochowane w lesie na rogatkach miasta. Zwłoki poległych w walce czerwonoarmistów odgrzebano już w roku 1953, trafiły na cmentarze w Gorzowie i Cybince. Ale prace prowadzone w tym roku przez ludzi z Muzeum Twierdzy Kostrzyn potwierdziły, że w ziemi wciąż jeszcze leżą ludzkie kości. Dlatego po blisko 60 latach zapadła decyzja o ponownej ekshumacji.

- Dostaliśmy wszystkie potrzebne zgody: sanepidu, urzędu wojewódzkiego, PCK. Przy samej ekshumacji pracowali fachowcy, którzy już wcześniej wielokrotnie prowadzili podobne prace - tłumaczy Ryszard Skałba, dyrektor muzeum.

Szkielety bez czaszek

Październikowym ekshumacjom nie towarzyszyła atmosfera skandalu. Sprawą zainteresowały się tylko miejskie media, Polska Agencja Prasowa i oczywiście "Gazeta Lubuska". Ekspertom z grupy Witeź pomagali wolontariusze z Kostrzyna. W akcji uczestniczył też Krzysztof Socha, muzealny archeolog.

Dokumentowano każde nowe znalezisko. Ale w miarę postępu prac fachowcy z coraz większym zdziwieniem drapali się po głowach. Znajdowano kości nóg, rąk, żebra. Fragmenty umundurowania, resztki butów, pasów, łuski i kompletne naboje. Przesiewano każdą garść ziemi i niemal każda kryła ludzkie szczątki lub jakieś przedmioty. Ale nie było czaszek. Wykopano szczątki 110 żołnierzy i tylko osiem czaszek.

- Z czymś takim nie spotkaliśmy się nigdy wcześniej. Oczywiście, zdarzały się niekompletne szkielety, ale nigdy na taką skalę - przyznał Julian Wierzbowski z grupy Witeź. Nikt z ekspertów nie potrafił powiedzieć, co właściwie stało się w 1953 roku.

Ale my dotarliśmy do człowieka, który pracował wtedy przy ekshumacjach. Mieszka w Raculi pod Zieloną Górą i opowiedział nam o koszmarnych warunkach na wojennym cmentarzu w Kostrzynie. Ciała nie były do końca rozłożone. Okropny smród, widok makabryczny. Niektórzy nie potrafili tego wytrzymać. Brakowało chętnych do pracy. Pewnie dlatego robotnikom płacono 10 złotych za wykopaną z ziemi głowę żołnierza. Ludzie mieli do dyspozycji łopaty i... własne ręce. - Wykopywano głównie głowy. Tyle, ile się dało, chodziło o to, żeby nikogo nie pominąć - mówił nasz rozmówca.

Tylko wy tu byliście

I zaczęła się burza medialna. Rosyjska gazeta "Komsomolska Prawda" nazwała ekshumację z 1953 roku profanacją i skandalem. Artykuł ukazał się w momencie, gdy w Polsce wybuchła afera związana z opublikowaniem na rosyjskich stronach internetowych drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Niektórzy twierdzili, że artykuł w "Komsomolskiej Prawdzie" to próba odwrócenia uwagi od tej sprawy.

Śladem gazety poszedł program pierwszy rosyjskiej telewizji. Pod koniec listopada do Gorzowa i Kostrzyna przyjechali jej dziennikarze, nakręcili materiał o ekshumacjach. - On był już dużo bardziej rzetelny niż artykuł w "Komsomolskiej Prawdzie", nie podobał mi się tylko komentarz prowadzącego wiadomości, który niepotrzebnie zaogniał sytuację - stwierdza Wierzbowski.
Następnego dnia o sprawie było głośno we wszystkich ogólnopolskich mediach. - To niepotrzebne podgrzewanie atmosfery z obu stron i przyznam, że dziwię się całej tej sytuacji. Zauważmy, że gdy pojawiła się wiadomość o zamiarze przeprowadzenia ekshumacji, na miejsce dotarła tylko "Gazeta Lubuska", nikogo to nie interesowało - przypomina Wierzbowski. Dodaje, że na terenie byłego ZSRR, na przykład na Łotwie, już wcześniej napotykano na podobnie przeprowadzone, powojenne ekshumacje.

Rosjanie musieli wiedzieć

Burzy medialnej dziwią się też historycy. - Pamiętajmy, że w czasie II wojny światowej tylko na terytorium Polski zginęło 600 tysięcy Rosjan. Chowano ich, jak to było w warunkach wojennych, na placach, skwerach, często w centrach miast. Dopiero później ekshumowano i składano szczątki na specjalnie przygotowanych cmentarzach - tłumaczy prof. Robert Skobelski z instytutu historii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Dodaje, że w latach powojennych na ziemiach zachodnich brakowało praktycznie wszystkiego, a więc również rąk do pracy i sprzętu, dzięki któremu prowadzenie ekshumacji byłoby łatwiejsze. - Poza tym pamiętajmy, że to było czasy Bolesława Bieruta, Polska była wtedy w stu procentach uzależniona od Związku Radzieckiego. Polacy nie mogli przeprowadzić ekshumacji ot tak, bez wiedzy Rosjan, oni musieli o tym wiedzieć - zaznacza Skobelski.

Po doniesieniach medialnych ambasador Rosji w Polsce zwrócił się do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji. - My takie wyjaśnienie przygotowaliśmy. Trzeba pamiętać, że ekshumacje w 1953 roku były prowadzone niedługo po wojnie, wtedy była inna wrażliwość ludzi. Oni pamiętali koszmar wojny, stosy ciał, egzekucje - wylicza Adam Siwek, naczelnik wydziału krajowego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Ze zwłokami obchodzono się mniej delikatnie niż dziś. Z dołu, gdzie było ich kilkadziesiąt, wyciągano je często bosakami. Poza tym osiem lat po zakończeniu działań wojennych ciała były jeszcze w stanie rozkładu. Gdy ekshumowano je latem, to możemy sobie tylko wyobrazić, jaki był to widok i zapach. Porównywanie tej sprawy przez niektóre media z katastrofą w Smoleńsku jest po prostu absurdalne.

A co o tym sądzi Wiaczesław Połowinkin, przedstawiciel rosyjskiego ministerstwa obrony w Polsce? - Skomentowana przez media sytuacja jest podsumowaniem nieprawidłowo i niedbale przeprowadzonych w 1953 roku ekshumacji w Kostrzynie - nie ukrywa. Ale dodaje, że stawianie jakichkolwiek zarzutów przez stronę rosyjską jest głupotą. - Nie można zgłaszać pretensji w stosunku do tych, którzy organizowali i przeprowadzali te prace. To ludzie, którzy mają ponad 80 lat - zaznacza. Awanturę wokół ekshumacji określa jako "bardzo brzydką i wymagającą godnego zakończenia". Takim mają być prace, które pomogą w ustaleniu miejsc pochówku głów szczątków odnalezionych w Kostrzynie.

Nie tylko Kostrzyn

Skałba mówi natomiast, że po nagłośnieniu sprawy ekshumacji w Kostrzynie zadzwonił do niego mieszkaniec Wrocławia i zrelacjonował opowieści swojego ojca: - W miejscowości Wysoka na Podkarpaciu był radziecki szpital wojskowy. Zmarłych żołnierzy chowano w zbiorowej mogile. Kilka lat po wojnie na miejsce przyjechali Rosjanie i rozkopali groby. Mieli długie narzędzia z jednej strony zakończone hakiem, a z drugiej siekierą. Siekierą odcinali głowę, a hakiem wyjmowali ją z dołu. Są tam jeszcze ludzie, którzy pamiętają te wydarzenia...

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska