- (Pani Maria to żywa i uśmiechnięta kobieta, pan Zdzisław jest stonowany i niezbyt chętny na wspominki, które nazywa "pierdołami") Pamiętacie jeszcze jak się poznaliście?
Maria: - Oczywiście, że tak. Takie stare rzeczy to zawsze się pamięta, gorzej z tymi najnowszymi. To było w 1956 r. Od dziewięciu lat mieszkałam w Starym Kurowie, ale przyjeżdżałam do rodziny do Poznania. Tam się poznaliśmy na zabawie.
- To kto kogo poderwał?
M: - No przecież mężczyzna zawsze pierwszy prosi kobietę do tańca. To mąż najpierw do mnie podszedł.
Zdzisław: - Wcale to nie było tak. Ty do mnie przyszłaś prosić o taniec, bo było białe tango.
M: - Najpierw Ty do mnie podszedłeś! A później ja Ciebie prosiłam o taniec, bo przyczepił się do mnie taki rudy i nie widziałam jak się od niego odczepić. Podeszłam do męża i powiedziałam: "może zatańczy pan ze mną dwa, trzy kawałki?".
- Mieliście po 20 lat i mówiliście do siebie na pan, pani?!
Razem: - Takie kiedyś były czasy. Inaczej się nie mówiło.
- Co było dalej, bo chyba komórkami się nie wymieniliście?
M: - (śmiech) To całe komedie były. Mąż odprowadził mnie do domu mojej siostry, gdzie spałam w czasie pobytu w Poznaniu. Okazało się, że on mieszka klatkę obok. A później "do widzenia pani, do widzenia panu" i umówiliśmy się na drugi dzień.
Z: - Niedługo potem poszedłem na dwa lata do wojska. W tym czasie pisaliśmy do siebie listy.
- No ale w końcu musiał pan się oświadczyć?
Z: - Przyniosłem butelkę wina i kwiaty dla teściów, wypiliśmy, i już były zaręczyny.
- Teraz taka moda na rozwody. Jak to zrobić, żeby tak długo ze sobą wytrzymać?
Z: - Panie, to tylko głupi człowiek się rozwodzi. Bierze ślub, to powinien siedzieć i nie marudzić. No bo co począć z dzieciakami po takim rozstaniu? Za duże są konsekwencje.
- Ale jakieś małe kłótnie chyba czasami się zdarzają?
Z: - Jak w każdej rodzinie. Czasami człowiek się pokłóci. Ale później jeden drugiemu musi ustąpić, bo inaczej się nie da.
M: - Moja rodzina miała inne zasady, jego inne. Trzeba było się przyzwyczaić i jakoś to pogodzić. Mieliśmy taki okres w życiu, gdzie mąż przez 15 lat był na wózku, bo coś mu w szpitalu z kręgosłupem spartolili. Ale później na szczęście drgnęło i znowu mógł normalnie chodzić.
- Ale - jak widać - nie zostawiła pani męża w potrzebie?
- A skąd, o Boże! Nie miałabym takiego sumienia. Nawet o czymś takim przez chwilę nie pomyślałam. Co on sam biedny by zrobił? Przecież nawet palcem w bucie nie mógł ruszyć.
- To jeszcze tak na koniec powiedzcie: kto w domu trzyma władzę?
Z: - Żona całe życie była kierownikiem.
- Dziękuję
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?