Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rynek wyczerpany

TOMASZ HUCAŁ [email protected]
- Patrząc na dane PUP-u bezrobotnych specjalistów nie brakuje. Jest ich ponad pięciuset w powiecie - mówi dyrektorka urzędu Wioletta Tybiszewska
- Patrząc na dane PUP-u bezrobotnych specjalistów nie brakuje. Jest ich ponad pięciuset w powiecie - mówi dyrektorka urzędu Wioletta Tybiszewska Bartosz Hucał
Miasto od lat uważane było za włókiennicze centrum zachodniej Polski. Przez lata istniało tu technikum włókiennicze. W urzędzie pracy zarejestrowanych jest ponad 500 osób z włókienniczym wykształceniem, jednak do pracy w tej branży nie ma chętnych.

Nie wrócą już chyba czasy, kiedy połowa mieszkańców miasta pracowała w przemyśle włókienniczym. Ale nadal w tej branży można zdobyć zatrudnienie. Patrząc na dane z Powiatowego Urzędu Pracy w Żaganiu bezrobotnych specjalistów nie brakuje. - Jest ich ponad pięciuset w całym powiecie - informuje dyrektorka PUP Wioletta Tybiszewska.
A oto dokładna statystyka: przędzarze - 114 (w tym 18 zarejestrowanych w pierwszej połowie tego roku), tkacze - 88 (29), technicy włókiennicy - 69 (30), szwaczki - 135 (57) oraz krawcy - 205 (73).

Rynek wyczerpany

Okazuje się, że to tylko liczby. W ostatnich tygodniach chętnych do pracy poszukiwały dwie duże żagańskie firmy - Bob Polska oraz Bartex. I albo ludzi nie ma, albo nie ma specjalistów. - Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie ma chętnych do pracy u nas - mówi dyrektor Bob Polska Tadeusz Roksela. - Od kilku tygodni spotykamy się z kandydatami i zatrudniamy nowych pracowników.
Bob zatrudnia teraz 320 osób, za kilka miesięcy ma być ich 350. - To praktycznie podwojenie zatrudnienia sprzed roku, kiedy pracowało u nas 180 osób - tłumaczy T. Roksela. - Wyczerpaliśmy już rynek specjalistów w Żaganiu i teraz zaczynamy przyjmowanie ludzi niewykwalifikowanych.
Bob Polska poszukuje m. in. tkaczek i dziewiarek. Jednak musi je sobie sam wyszkolić. - Dobrze układa nam się współpraca z urzędem pracy, ale niestety brakuje ludzi wykwalifikowanych. Dlatego często przyjmujemy takich bez odpowiedniej specjalizacji - dodaje T. Roksela. - Ich szkolenie i wdrożenie do naszej pracy zajmuje więcej czasu, ale nie mamy wyjścia.
Problemy ma też Bartex. Dwa miesiące temu firma dała ogłoszenia do prasy i lokalnej telewizji, że poszukuje ludzi.
- Nikt się nie zgłosił - mówi prezeska Barteksu Anna Buganik. - Dlatego postanowiliśmy wydrukować dziesięć tysięcy ulotek. A listonosze roznosili je po mieście. Specjalnie nie daliśmy nazwy firmy tylko telefon kontaktowy.
Tym razem efekt był piorunujący... zgłosiło się 14 osób. - Z tej liczby do dziś pracuje zaledwie kilka - tłumaczy prezeska.
- To jednak nie tylko nasz problem, ale całej Polski. Nawet w Łodzi, stolicy włókiennictwa, brakuje odpowiednio wykształconych ludzi.

Kiepski dojazd

Nie ma ludzi do pracy, skąd więc urzędowe statystyki? - To głównie osoby spoza Żagania, których problemem jest dojechanie do miejsca pracy - tłumaczy W. Tybiszewska. - Jeżeli ktoś pracuje na trzy albo nawet cztery zmiany, to w nocy nie ma jak dojechać.
Inną grupą są pracownicy, którzy w danej firmie się nie sprawdzili. - Albo byli zwalniani, albo sami się zwalniali. I teraz już tam nie wrócą - wyjaśnia dyrektorka urzędu pracy.
- W pewnym momencie mieliśmy całą grupę ludzi na zwolnieniach lekarskich. Uciekali od pracy. Inni dorabiali do minimum socjalnego i nie za bardzo się przykładali - mówi A. Buganik.

Nie chcą się uczyć

Gdy przepytujemy kolejkę przed urzędem pracy w Żaganiu o możliwość zatrudnienia w jednej z miejscowych firm, najczęściej słyszymy "krwiopijcy". - Za 400-500 złotych nie będę harował jak wół. Wolę pojechać dorobić na czarno w Niemczech - mówi Marek.
- Wymagają od nas nie wiadomo jakich umiejętności. A w zamian niewiele dają - dodaje Kasia.
- U nas ludzie mają naprawdę rozbudowany pakiet socjalny. Wysłaliśmy 100 osób na turnus rehabilitacyjny. Kilkadziesiąt osób było na wycieczce w Rzymie. Płacimy wszelkie świadczenia - zapewnia A. Buganik.
Dla pracowników, którzy nie mają odpowiedniego wykształcenia urząd pracy organizuje kursy. - Kilkanaście lat temu były inne maszyny i sprzęt. Dlatego teraz chcemy nauczyć ludzi obsługi czegoś nowego, pracy włókienniczej, ale już o innej specyfice - tłumaczy W. Tybiszewska. - Kiedyś ciągle robili to samo, dziś mają specyficzne zamówienia, muszą być elastyczni.
Żadnego zainteresowania przemysłem lekkim nie ma też wśród młodzieży. Po prośbach firmy Bob, Zespół Szkół Tekstylno - Handlowych po latach znów miał otworzyć kierunki włókiennicze. Jednak nie otworzył. - Zainteresowanie było zerowe. Młodzi ludzie nie chcieli kształcić się na włókienników - tłumaczy T. Roksela.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska