Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd trzymał w areszcie ciężko chorego Holendra

Redakcja
Zdrowi Polacy, oskarżeni w tej samej sprawie, byli na wolności. Holender twierdzi, że w więziennym szpitalu lekarze chcieli obciąć mu nogę.

Sprawą interesują się obrońcy praw człowieka.

Arie M. ma 55 lat. Słabo mówi po polsku. Relację z pobytu w areszcie przekazuje jego partnerka życiowa Barbara (imię zmienione). - Skandaliczne warunki, nikt nie traktował go jak chorego, nie robili mu żadnych badań. Jeszcze na wolności, z powodu miażdżycy, obcięto mu palec, ale prognozy były optymistyczne - opowiada kobieta. - Tymczasem w areszcie zaczęły się psuć dwa kolejne place. Zamiast je ratować, lekarze chcieli obciąć nogę, ale się nie zgodził. W sumie przez pół roku pobytu w areszcie tylko trzy tygodnie był w szpitalu, przez resztę dni tylko przychodzili i zmieniali mu opatrunek, nikt nie interesował się jego nogą. Nie badali mu poziomu cukru, choć choruje na cukrzycę. Dopiero dwa tygodnie przed wyjściem przeprowadzili normalne badania. Okazało się, że ma pozatykane żyły. Potrzebuje operacji.

Sąd: - Istnieje groźba ucieczki lub ukrycia

Rok temu wielkopolska policja wpadła na trop grupy zajmującej się produkcją narkotyków. Mózgiem był Henri A., obywatel Holandii mieszkający w Polsce. Pomysł był prosty. Zwerbował kilku mieszkańców lubuskich wiosek, u których hodował konopie indyjskie, a narkotyk sprzedawał na zachód. Wśród współpracowników był Arie, też od lat mieszkający w Polsce.

Policja najpierw zatrzymała Henriego, później jak po sznurku docierała do kolejnych wspólników. W sumie zarzuty usłyszało dziewięć osób. Boss - zorganizowania i kierowania grupa przestępczą, pozostali - udziału w tej grupie. Wszyscy trafili do aresztu. Tu drogi Holendrów i Polaków się rozchodzą. Polacy złożyli wyjaśnienia i wyszli na wolność. Za kratkami pozostali jedynie Holendrzy. Henri - ze względu na najcięższe zarzuty. Arie - bo nie przyznał się do przestępstw i zdaniem prokuratora, umniejszał swą rolę. Ale później zaczął współpracować ze śledczymi. W rezultacie prokuratura nie upierała się przy areszcie. Była gotowa zamienić go na poręczenie majątkowe, zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny.

Wydawało się, że Arie opuści areszt. Ale mimo takiej "przychylności" prokuratora, sąd zdecydował, że Holender kolejne trzy miesiące spędzi za kratkami. Uzasadniał to groźbą matactwa, obawą ucieczki lub ukrycia. "Fakt zagrożenia orzeczeniem surowej kary, mimo przyznania się oskarżonego, w ocenie Sądu uzasadnia jednakże obawę zakłócania przez oskarżonego prawidłowego toku postępowania (...) - pisała sędzia Sylwia Łysa. Jej zdaniem, zwolnienia nie uzasadniał również na stan zdrowia Arie.

Obrońca: - To decyzja nierozsądna, niehumanitarna

Adwokat Ariego nie ukrywał oburzenia. - To jawna niesprawiedliwość. Polacy, którzy mieli takie same zarzuty, też złożyli zeznania i wyszli. Byli zdrowi, łatwiej mogli uciec niż Holender, który jeździ na wózku. Ten człowiek jest poważnie chory - tłumaczył Krzysztof Szymański, który zaczął zasypywać sąd prośbami o uchylenia aresztu. W pełnym emocji wniosku napisał: "Rażąca niesłuszność aresztu polega na tym, że pozostali oskarżeni z wyjątkiem Henriego A. mają zarzuty identyczne lub poważniejsze, a w stosunku do nich areszt został uchylony jeszcze przed wniesieniem aktu oskarżenia. W sposób drastyczny sąd różni Ariego M. od pozostałych oskarżonych, pozostających na wolności".

Szymański tłumaczył sądowi, że jego klient nie ucieknie, bo od 14 lat mieszka w Polsce, a za granicą nie ma ani mieszkania, ani majątku. Powoływał się na to, że nawet prokuratura nie sprzeciwiała się wnioskowi o uchylenie aresztu. Podkreślał, że Arie jest ciężko chory i wymaga stałej opieki lekarskiej. - Od chwili zamknięcia w areszcie, nie został dostatecznie zdiagnozowany. Pojawiło się niebezpieczeństwo obcięcia kolejnego palca. Jeśli w takiej sytuacji sąd uznaje, że stosowanie aresztu jest niezbędne, to taką decyzje można ocenić jako nierozsądną, sprzeczną z prawem i niehumanitarną - twierdził obrońca.

Sędzia prowadząca sprawę odmówiła zwolnienia. Uznała, że Holender może uciec, bo ma rodzinę za granicą. Fakt, że inni oskarżeni w tej sprawie są na wolności, tłumaczyła tym, że wcześniej zwolnił ich prokurator, a nie sąd. A stan zdrowia Ariego był na tyle dobry, że mógł spokojnie przebywać w areszcie. Sąd powoływał się na systematyczne kontrole. "Nie ma podstaw do przyjęcia, że dalszy pobyt w warunkach jednostki penitencjarnej zagraża życiu czy też zdrowiu oskarżonego" - pisała Łysa.

Fundacja Praw Człowieka: - Sprawdzimy to!

Szymański cały czas pisał wnioski o zwolnienie z aresztu. Postępowanie sądu bez ogródek nazywał "dyskryminacją ze względu na obywatelstwo lub narodowość". W końcu jeden z wniosków odniósł skutek. I to spektakularny! Nie dość, że sąd zwolnił Ariego z aresztu, to jeszcze nie zastosował nawet dozoru policyjnego i zakazu opuszczania kraju. Dlaczego?
Pojawiły się nowe okoliczności w sprawie stanu zdrowia Holendra. Ledwie tydzień po tym, jak sąd twierdził, że Arie może być leczony w zamknięciu, okazało się, że stan zdrowia tak się pogorszył, że musi wyjść. Powołując się na zaświadczenia z aresztu, sąd napisał, że występuje krytyczne niedokrwienie nogi z zaleceniem "leczenia operacyjnego rekonstrukcyjnego", które może być przeprowadzone tylko w szpitalu poza aresztem. Ponieważ Arie jest obywatelem Holandii, może leczyć się w swoim kraju.

Sprawą interesowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Sprawdzimy, dlaczego wobec osoby, która się przyznała, cały czas stosowany był areszt. To, co interesuje nas najbardziej, to fakt, że był to chory, który poruszał się na wózku inwalidzkim. Sprawdzimy, czy w areszcie miał możliwość stosownego leczenia. Jeśli nie, byłoby to traktowanie nieludzkie. Będziemy sprawdzali, czy nie doszło do łamania praw człowieka - mówi dr Piotr Kładoczny, prawnik z Fundacji.

Poczynania naszego sądownictwa śledzi też Ambasada Królestwa Niderlandów. - Nie mogąc ingerować w polski wymiar sprawiedliwości, ambasada starała się w kontaktach z instytucjami polskiego wymiaru sprawiedliwości doprowadzić do jak najszybszego rozpoczęcia procesu sądowego. Wnioskowała także o wydanie opinii lekarskiej odnośnie do stanu zdrowia pana Ariego M. podczas jego pobytu w areszcie - mówi Mauritz Verheijden, rzecznik prasowy Ambasady Królestwa Niderlandów w Warszawie.

Ordynator: - Brak opieki lekarskiej? Bzdura!

Zdaniem Dariusza Pawlaka, wiceprezesa Sądu Okręgowego w Zielonej Górze, sędzi, która prowadziła sprawę, nie można nic zarzucić. - Sąd uznał, że inne obywatelstwo wzmacnia uzasadnione obawy ucieczki. Jeśli chodzi o stan zdrowia oskarżonego, to na bieżąco prosiliśmy o zaświadczenia lekarskie z aresztu. Wszystkie wskazywały, że może być leczony w zamknięciu. Gdy tylko pojawiła się nowa okoliczność, czyli pogorszenie stanu zdrowia, sąd zdecydował się uchylić areszt - mówi Pawlak.

Michał Borowski, ordynator oddziału chorób wewnętrznych w szpitalu aresztu śledczego w Poznaniu: - Zarzuty o brak opieki lekarskiej są bzdurą. Może chodziło o to, żeby wszyscy wokół tego pana biegali. Był pod stałą opieka chirurga naczyniowca. W leczeniu nogi nie było postępu, zrobiliśmy mu komplet badań, okazało się, że choroba postąpiła, a pacjent wymagał zabiegu udrożnienia tętnicy. Ponieważ nie robi się tego w zakładach zamkniętych, opuścił areszt.

Po wyjściu z aresztu Holender rozpoczął leczenie w polskich szpitalach. Jego nieobecność nie blokuje przebiegu procesu.

Krzysztof Kołodziejczyk
0 68 324 88 70
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska