Nagle na jednej z dróg zaczyna się coś ruszać. Wysypuje się zza płotu. Na szarej ziemi robi się czarno. Raptem to coś wzbija się w niebo. Szpaki. Setki, tysiące. Niewyobrażalne, że może ich być aż tyle. Wyleciały z czereśniowego sadu. Coś musiało je wypłoszyć. Przysiadają na pobliskich drzewach. Pewnie obserwują. Po chwili kilkanaście sztuk obsiada czereśnię najbliższą drzew. Zwiadowcy? Mija parę sekund i koszącym lotem nadlatują pozostałe szpaki. Całe mnóstwo. Teraz czarno robi się na czereśniach.
Niech do Stanów wyjadą
To sad w Chróściku. W tej części Gorzowa, też w stronę Małyszyna, jest ich kilkanaście. Czereśniowe zagłębie i istny raj dla szpaków. Gdzie strzelają? - Z różnych miejsc słychać. Mnie to nie przeszkadza, w nocy nie strzelają. Pani, szpoki to zaraza, szarańcza jedna, tu prawdziwej armaty trzeba - mówi 74-letni mężczyzna (- Pani, na policji nie byłem, to i w gazecie nie chcę nazwiska). I tych, co narzekają, ślachtą nazywa. Która pewnie nie widziała, co ,,szpoki'' mogą zrobić. - Miałem dwie czereśnie. Po kabelku głośnik pociągnąłem, żeby hałas był. Dwie godziny krążyły, przyzwyczaiły się, no i obrobiły wszystko - opowiada.
,,W Małyszynie, obok mojego domu, właściciel sadu odstrasza szpaki armatkami. Przez ten huk mój pies boi się wyjść do ogrodu, a i człowiek nie może normalnie funkcjonować'' - poskarżył się nam Czytelnik Waldemar. Jak sprawdziliśmy, najbliżej sadów stoją bloki. Rzeczywiście, z oddali słychać tępy odgłos. - Też słyszę, ale już się przyzwyczaiłam. Rozumiem tych ludzi, muszą ratować sad - stwierdza pani Marianna. Jej sąsiadka Teresa się dziwi: - Droga gorzej hałasuje i co, nie przeszkadza?
Droga to kawałek przyszłej S3, oddziela bloki i sady. Od bloków do czereśniowych sadów jest z pół kilometra. Sprawdzamy z drugiej strony. Najbliższy dom stoi 200 m od drzew, na podwórku biega pies. - Nie, nie boi się, mnie strzelanie też nie przeszkadza - mówi właścicielka posesji. I zaznacza, że z armatek korzysta wielu sadowników. Ci aż burzą się na tych, co się skarżą. Winną obciążają ludzi z Małyszyna. - Strasznie złośliwi. Do Stanów niech jadą, jak im przeszkadza - mówi jeden z nich.
Strzały co minutę
Strzelanie, które słychać było w Małyszynie, jest miarowe - co minutę. Armatka musi stać blisko domu sadownika, bo tu hałasuje najmocniej. - Co mam robić, nie mam wyboru. Muszę ratować się armatką, bo szpaki zniszczyłyby zbiory. To nasze utrzymanie - mówi Paweł Suchodolski, zięć właściciela (ten akurat wyjechał). I podkreśla, że zbiory trwają tylko miesiąc.
Według innych sadowników armatki to na szpaki sposób najskuteczniejszy. - Człowiek zrywa pod jednym drzewem, a one są pod trzecim. Wcale się nie boją - mówi pani Ewa, która ma sad w Chróściku. Paweł Suchodolski twierdzi, że nikt nie zabrania używać armatek. - Kupuje się je w sklepach dla rolników - twierdzi. Mają kilkanaście hektarów sadów, a stare sposoby wystraszania szpaków, np. powiewające szmaty, nie skutkują już od dawna. - Ludzie? Do pilnowania musiałbym wynająć 20 osób, ogromny koszt - tłumaczy zięć właściciela sadu.
Zdaniem lekarza weterynarii Andrzeja Lisowskiego, strach psów przed hukiem uwarunkowany jest genetycznie. Niektóre np. boją się burzy. - Takie strzelanie nie jest żadnym zagrożeniem dla zdrowia psa, nie sprawia mu bólu. Nikt przecież nie strzela przy nim - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?