Same smakołyki

Grzegorz Woźny z mamą Anną i bratem Łukaszem zjawił się na pl. Wyzwolenia o 16.00. Razem z rodziną ustawili się w długiej kolejce. Warto było postać, bo już po kilku minutach dostali miski po brzegi wypełnione pachnącym, gorącym bigosem. Na dokładkę nie starczyło już czasu. Grzegorz chodzi do podstawówki nr 8, razem z koleżankami i kolegami ze szkoły ruszył na scenę i zaśpiewał kolędę. Potem można było podziwiać występy uczniów wszystkich nowosolskich szkół.

Same smakołyki

Kuchnia polowa wrzała i roznosiła zapachy po całym placu. Specjalnie na tę okazję Andrzej Jastrzębski i Krzysztof Smykszy przygotowali pół tony bigosu. Gotowali przez trzy dni. Do tego było 400 litrów barszczu, pierożki z kapustą i grzybami oraz pieczywo. Nie zabrakło też ciast. - Najlepszy był jabłecznik i orzechowiec - wspomina ze smakiem Anna Woźna.
Na plac z Zielonej Góry przywędrowało światełko pokoju. Nowosolscy harcerze zapalali świeczki, z którymi mieszkańcy przyszli na plac. Potem zanieśli je do kościołów.

Kosz pełen miśków

Obok żłobków z siankiem na placu znalazło się miejsce na wielki kosz, do którego można było wrzucać maskotki. Trafią do tych dzieci, którym rodzice nie zawsze mogą kupić pluszaka. W świąteczny czas nikt nie powinien być smutny. Nawet sanitariusze, którzy czuwali nad bezpieczeństwem imprezy włożyli czerwone czapki z białymi pomponami.
Jak na zamówienie po południu zaczął prószyć śnieg. Mieszkańcy stanęli razem wokół paleniska i zaczęli ogrzewać dłonie. Niektórzy nucili kolędy. Na placu zrobiło się bardzo ciepło. I to nie tylko za sprawą ogniska...