Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sanepid uspokaja: nie ma epidemii

Redakcja
Ponad godzinę trwało wczorajsze spotkanie matek kolegów chorego Rafała z Dorotą Konaszczuk, powiatowym inspektorem sanitarnym. Kobiety wyszły z niego trochę spokojniejsze.
Ponad godzinę trwało wczorajsze spotkanie matek kolegów chorego Rafała z Dorotą Konaszczuk, powiatowym inspektorem sanitarnym. Kobiety wyszły z niego trochę spokojniejsze. fot. Paweł Siarkiewicz
Matki kolegów nastolatka, chorego na zapalenie opon mózgowych, domagały się wczoraj dodatkowych badań swoich dzieci. Bezskutecznie.

- Przecież to skandal. Najpierw lekarze wpuścili do chorego nasze dzieci. A teraz okazuje się, że one mogą zachorować na tę straszną sepsę! - denerwowała się wczoraj pani Beata. Takich telefonów odebraliśmy kilkanaście.

Ktoś za to odpowie
O panice, jaka zapanowała na osiedlu Słonecznym, napisaliśmy wczoraj w artykule "Spokojnie, to nie sepsa!". Przypomnijmy: w piątek do gorzowskiego szpitala trafił mieszkaniec tego osiedla, 14-letni Rafał z rozpoznaniem - wylew krwi do mózgu. Chłopak w stanie krytycznym został przyjęty na odział intensywnej opieki medycznej, gdzie zdiagnozowano u niego zapalenie opon mózgowych. W niedzielę dyżurny lekarz pozwolił, aby Rafała odwiedziło ok. 50. kolegów i koleżanek. We wtorek rano w płynie mózgowo-rdzeniowych chorego lekarze znaleźli bakterię neisseria meningitilis, która wywołuje zapalenie opon mózgowych i sepsę. Tego samego dnia sanepid zaczął szukać osób, które miały bezpośredni kontakt z chorym. Kierował je do szpitala po antybiotyk. W środę pracownicy stacji zjawili się w szkole Rafała.

Ani te działania, ani zapewniania lekarzy, że nie ma zagrożenia sepsą, nie wystarczyły matkom. - Nikt nam nie powiedział, że po antybiotyku bakterię można wykryć tylko przez badanie krwi. Ktoś za to musi odpowiedzieć! - denerwowały się wczoraj kobiety.

Ktoś popełnił błąd?

Wczoraj pięć kobiet usiłowało w sanepidzie uzyskać darmowe badania krwi dla swoich dzieci. - Nas na to nie stać! - denerwowały się kobiety. Spotkanie w gabinecie powiatowego inspektora sanitarnego Doroty Konaszczuk trwało ponad godzinę. - Nie mam prawa skierować nikogo na badanie krwi. Może to tylko zrobić lekarz. Usiłowałam przekonać te panie, że skoro dzieci wzięły antybiotyk, zagrożenie jest nieduże - mówiła inspektor.

Kobiety po rozmowie wyszły spokojniejsze. Już się nie odgrażały, że będą dochodzić swego. - Ale i tak uważam, że w szpitalu ktoś popełnił błąd, wpuszczając tam nasze dzieci - mówiła pani Beata. Matki poproszą lekarzy rodzinnych o skierowanie dzieci na badania krwi. Doktor Jan Jarosz uważa to jednak za niepotrzebne. - To zbędna panika. Antybiotyk w zupełności wystarczy! - podkreślił.

Wczoraj około 15.00 stan chorego chłopca był nadal krytyczny. Dyżurny lekarz Jerzy Czyżewski potwierdził, że chłopak nie ma sepsy. Wytłumaczył, że nikt w szpitalu błędu nie popełnił. Gdy koledzy Rafała przyszli z odwiedzinami, nie było wiadomo, że chory jest zakażony bakterią, która może wywołać sepsę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska