Saperzy z międzyrzecko-wędrzyńskiej brygady trenowali wysadzanie min (zdjęcia)

[galeria_glowna]
Trzy dwuosobowe zastępy saperów z wykrywaczami stanęły przed frontem zaminowanego pola. Zgodnie z procedurami saperskimi, w środku zespołu znajduje się dowódca, który nadzoruje pracę żołnierzy. Z każdym przeczołganym metrem rozwija za sobą żyłę główną lontu detonującego. Po co? Za jego pomocą mają wysadzić wykryte miny.

Dwóch saperów znajdujących się w środku ugrupowania rozpoczyna sprawdzać teren. Czołgają się z wykrywaczami w dłoniach. Po pokonaniu przez nich około 20 m. ruszają pozostali. Ci po bokach zastępu rozwijają za sobą 100 metrową taśmę minerską, wyznaczającą granicę oczyszczonego pasa ziemi. Wyznaczają przyszłe przejście dla czołgów, transporterów i innych pojazdów.

Każdą znalezioną minę należy odsłonić i oznaczyć. Przy każdej z nich należy też pozostawić odcinek lontu detonującego ze spłonką oraz ładunkiem trotylu. Potem dowódca z wyznaczonym wcześniej żołnierzem podłączą je do sieć i uzbroją ładunki.

Siedem kilo śmierci

Po 100 metrach saperzy wracają do punktu wyjścia. Teraz można zdetonować założone ładunki. Powietrze rozdziera detonacja, nad polem unosi się wielki grzyb ognia i dymu. Zadanie wykonane.

- Kolejne 100 metrów realizuje się w ten sam sposób, aż do wyznaczenia czystego przejścia w nafaszerowanym minami polu przeciwpancernym. Jest to jedno z podstawowych zadań wsparcia inżynieryjnego, jakie realizuje pluton saperów na rzecz pododdziałów brygady - podkreśla ppor. Paweł Michalak dowódca plutonu saperów,.

Mina przeciwpancerna TM62M wybucha pod naciskiem około 200 kg. - W środku znajduje się ponad siedem kilogramów materiału wybuchowego. Wystarczy, aby wyłączyć z walki czołg, poważnie go uszkadzając - dodaje st. szer. Kamil Janiczek.

Zajęciami kierował mjr Krzysztof Balcerzak - szef wojsk inżynieryjnych 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza i Wędrzyna.